Rozdział 2
Konie
gnały przez pola, lasy i niewielkie wsie, ich kopyta uderzając o ziemię dudniły
głucho, a z ich nozdrzy wydobywał się gęsty biały dym.
-Po dłuższej chwili zastanowienia nadal nie
pojmuję po co nam ona.- oznajmił Kieru przyglądając się śpiącej na siedzeniach
naprzeciwko.
-Tak samo jak ja nie pojmuję po co ty mi do
szczęścia jesteś potrzebny.- rzekł drocząc się z przyjacielem Eizo spoglądając
na krajobraz za oknem powozu.
Bujna niegdyś zieleń została przykryta
popiołem z niedalekich fabryk zbroi i broni powstałych parę wieków temu. Będących skutkiem rozpoczęcia zażartej i
krwawej wojny między dwoma rasami elfów. Wszelakie ślady zieleni zniknęły, a na
ich miejsce brutalnie wtargnęła ponurość i wszystkie odcienie szarości. Radość
jaka kiedyś tu była bezpowrotnie rozpłynęła się w gęstym od zbrodni powietrzu.
-Ja rozumiem, że nie jestem idealny, zaś ona
wygląda jak mały, złoty aniołek, którego można postawić na półce nad kominkiem
w salonie i do tego jest pewnie miała, wrażliwa i ułożona, ale…- kotołakowi
przerwały głośne pomrukiwania złotowłosej, która przekręciła się na plecy, a
następnie wyciągnęła do góry ręce. Jej powieki ospale i leniwie uniosły się do
góry umożliwiając barwnym oczom rozejrzenie się po niewielkiej, lecz gustownej
wnęce wozu.
-Gdzie ja jestem?- szepnęła zaspanym
głosikiem. Przejechała dłońmi po włosach po czym przetarła oczy. Już zamierzała
usiąść, gdy nagle jedno z kół dyliżansu wjechało na kamień. Powóz podskoczył wraz z osobami w nim
siedzącymi. Nim ktokolwiek zdążył zareagować dziewczyna upadła na podłogę. Syknęła
głośno z bólu, uniosła nieco głowę do góry i warknęła- Kurwa jego mać.- masując
intensywnie głowę w bolącym miejscu spojrzała na wykwintne, wysokie buty z
jakże doskonałej jakościowo skóry. Powędrowała wzrokiem w górę mijając po
drodze czarny materiał na kolanach, szafirowo-granatową kamizelkę, białą
koszulę otulającą męską klatkę piersiową aż natrafiła na błękitne, bardzo jasne
spojrzenie jasnowłosego.- Kim ty jesteś?- spytała z nutką zaniepokojenia
zawieszoną w głosie. Pamiętała, że wylicytował ją, pamiętała jego twarz mimo iż
była odurzona tamtego wieczoru.
-Lord Eizlukav Piqalpho. –odpowiedział
taktownym, jedwabistym głosem wykwintnie blondyn.
-Czekaj, czekaj… ten Lord Eizo?- zadziwiła
się dziewczyna wpatrując się z niedowierzaniem w młodzieńca, który był z
wyglądu za ledwie góra o 5 lat od niej starszy.- Wyobrażałam sobie ciebie
bardziej takiego starszego, zadufanego, z takim o brzuchem - dłońmi zatoczyła
półkole wokół własnej tali- z cygarem w ustach, złotym zębem lub diamentowym i
haremem.- gdy tylko skończyła spojrzała gdzieś w bok z lekkim rumieńcem na obu
policzkach. Eizo uniósł nieznacznie lewą brew do góry, zaś jego kącik ust nieco
drgnął układając się w subtelny uśmiech.- Ale wyglądasz jak dzieciuch…- dodała
po chwili nadymając przy tym policzki.
-Doprawdy? –zaintrygowało to młodzieńca
rozbawionego tymi słowami.- A ty jak się nazywasz jeśli to nie tajemnica?-
dziewczyna usiadła naprzeciw swego rozmówcy spoglądając na niego z grymasem
wymalowanym na twarzy.
-Ruta Oishibi.- bąknęła po dłuższej chwili
milczenia. Blondyn przyjrzał się jej jeszcze raz, lecz nie dostrzegł żadnego
podobieństwa miedzy nią, a Normanami u których to nazwisko jest niezmiernie
popularne.
-Skąd pochodzisz?
-Z Krashtih. – odpowiedziała niezbyt chętnie
nie będąc pewną czy może mu powiedzieć jeszcze więcej o sobie, ale też nie była
w stanie nic więcej zrobić niż tylko posłusznie mu odpowiadać.
-Nie wyglądasz mi na Norvankę.
-Jak byłam mała mieszkałam w Kogyoor, po czym
zostałam przeniesiona do Krashtih. – wyjaśniła Ruta patrząc posępnie na
zmieniający się krajobraz za oknem.
Młody Lord przemilczał tą informację. Domyślał
się czemu była niegdyś „ przeniesiona” z Kogyoor. Wiedział co się wydarzyło
parę naście lat temu. Wiele istot straciło życie inne zaś trafiły do niewoli
gdzie po wielu torturach wielu z nich i tak umierało. A to wszystko za sprawą
Elisha Artemieva będącego szwagrem Lorda Demodela, który od wielu lat toczy
zażarte spory ze swym młodszym przyrodnim bratem , władcą Krainy Gomoar.
-Może nam coś więcej o sobie opowiesz?- zasugerował nieco nieuprzejmie i zgryźliwie
Kieru podsuwając kolana pod brodę. Wbił złośliwe, przeszywające spojrzenie w
dziewczynę czekając jak cokolwiek powie. Złotowłosa skierowała leniwie jakby od
niechcenia swoje dwukolorowe spojrzenie na kotołaka. Po chwili ciszy i
przyglądania się ciemnowłosemu, wplotła palce we włosy i pewnym, jednym ruchem
zaczesała je do tyłu.
-Siku mi się chce. – powiedziała
beznamiętnie. Kieru spojrzał na nią z szokiem, a jego dolna szczęka samowolnie
powędrowała ku dołowi, najniżej jak tylko mogła. Eizo ze stoickim spokojem
wymalowanym na twarzy i wyrytym w błękitnym oku zerknął na swego przyjaciela ,
a następnie na wpół zeschnięte drzewa za szybą. Oparł łokieć o parapet , uniósł
rękę do góry po czym skierował dłoń w stronę kierunku jazdy i wyprostował palec
wskazujący. Powóz raptownie się zatrzymał. Granatowowłosy poleciał do przodu
szybko jednak powracając do poprzedniego miejsca. Spojrzał z lekkim zdziwieniem
na Lorda, lecz ten nie zwrócił nawet na niego uwagi.
-Wysiądź i idź za drzewa. Do najbliższej
wioski mamy jeszcze ponad 100
km . Powątpiewam byś była wstanie tak długo wstrzymywać.-
oznajmił jasnowłosy otwierając drzwiczki dyliżansu. Ruta uniosła się z
siedzenia, oczyma jedynie musnęła sylwetkę Lorda tak jakby chciała się upewnić
czy rzeczywiście może, a następnie wyskoczyła z powozu i nie za szybkim krokiem
wtargnęła w ścianę oprószonej popiołem zieleni.
-Cofam to co wcześniej o niej powiedziałem.-
burknął kotołak wpatrując się w miejsce gdzie zniknęła dziewczyna.- Za czorta
nie jest w nawet malutkim stopniu złotym, uroczym aniołkiem. No na pewno
nie uroczym i nie aniołkiem. Po za tym
po cholerę ją teraz puściłeś? Ucieknie nam zaraz i tyle będziesz widział te
swoje miliony.
-Ma założone kajdany absorbujące energię
magiczną bez której jak ci wiadomo nie użyje żadnej magii, a na dodatek
osłabiają ją same nabierając na sile. Tak więc jeśli będzie usiłowała uciec
oznacza to tylko i wyłącznie, że ma ptasi rozumek przez co nie warta będzie mej
uwagi.
-I myślisz, że ich nie zdejmie?- prychnął
Kieru przypominając sobie kajdany jakie miał niedawno jeszcze na nadgarstkach i
kostkach. Przy dłuższej chwili i spokoju sam byłby w stanie je ściągnąć.
-To nie ten sam poziom Kieru.- rzekł Eizo
domyślając się po czym jego myśli teraz się snują.- Stal Chryfona jest metalem
magicznym wchłania energię magiczną przez co staje się jeszcze potężniejsza, a
istotę je noszące traci na sile. Im dłużej je nosi tym jest coraz słabsza, z
czasem zaczyna tracić nie tylko siłę magiczną, ale też fizyczną.
-Cholerstwo wstrętne. – syknęła Ruta stojąc
za wiekowymi, połamanymi konarami parę naście metrów od drogi. Uderzyła
kajdanami na nadgarstkach o siebie, a dźwięk rozniósł się echem po ogromnym
lesie. Przeszła jeszcze parę kroków w głąb niegdysiejszej zieleni intensywnie
zastanawiając się co w takowej sytuacji może uczynić. Faktem było to, że nie
miała zbyt wielkiego pola do manewru. Wiedziała w co została zakuta i
wiedziała, że w aktualnym położeniu jest z Lordem jak na ten czas bezpieczna. Z
drugiej zaś strony nie jedno w swym życiu słyszała o Lordzie Piqalpho i nie
miała bladego pojęcia po co ją kupił jak i co może uczynić. Tak więc głupotą
okazuje się powrócenie do nich, ale jeszcze większą byłaby ucieczka w obecnej
sytuacji. Rozejrzała się dookoła, lecz prócz licznie zebranych w tym miejscu
drzew nie dostrzegła nic co by dawało jej jakąkolwiek nadzieję na pomoc.
Złotowłosa w milczeniu wsiadła do powozu i od
razu usiadła nie unosząc wzroku znad swoich kolan. Kieru mruknął pod nosem
plątaninę niezrozumiałych słów, niezadowolony z faktu, że dziewczyna wróciła. Wcześniej
było mu jej żal, ale teraz czuł, że jest tylko zbędnym balastem dla Lorda. Zaś
Eizo nie zwracając uwagi na pozostałą dwójkę otworzył jedną z książek ze swego
zbioru po czym zagłębił się w jej treści odcinając się od reszty.
Dni i noce zmieniały się nawzajem w
niebywałym tempie, jednakże ponury obraz w pół martwej zieleni nie zmienił
się ani na chwilę ciągle przytłaczając sobą podróżujących. Konie gnały przez
cały czas zatrzymując się jedynie na krótkie postoje, lecz nie męczyło ich to,
były wytrzymałe, silne i pewne, bestie z piekła pochodzące.
-Oddawaj to, ostatnie jabłko zostało i czemu
niby ty masz je zjeść!- oburzył się Kieru i uniósł swój chłopięcy głos na Rutę,
która tępo spojrzała na niego trzymając okrągły owoc w dłoni. Syknęła pod
nosem, a następnie podrzuciła owoc do góry by po chwili ponownie je chwycić. Od
kiedy z nimi podróżowała co chwile kotołak czepiał się jej o byle co by
rozpocząć kolejną kłótnię. Irytowało ją to i starała się nie dać sprowokować,
lecz nie zawsze było to takie łatwe.
-Ten tu mi pozwolił je zjeść.- oznajmiła wskazując
głową na Lorda, który kompletnie nie zwracał na nich uwagi, będąc zaczytanym w
książce.
-Zwracaj się do Esyo z należytym dla niego
szacunkiem, dla ciebie jest on per Lord.- warknął ciemnowłosy, a dziewczyna
jedynie przekręciła oczyma.
-Łap.- rzuciła w jego stronę jabłko które
zwinnie chwycił. Po dłuższej chwili przyglądania się owocowi chłopak prychnął.
-Nie chce go.
-To wyrzuć.- warknęła podirytowana jego
zachowaniem złotowłosa.
-Nie będę marnował żywności.
-To zostaw sobie na później.
-Później też nie będę chciał.
-To na cholerę kazałeś mi je oddać tobie?
-Bo tak.- dziewczyna ponownie syknęła i
uderzyła pięścią o ściankę powozu po czym spojrzała za okno. Wiedziała, że
długo tak nie wytrzyma i jak tak dalej będzie to może wydarzyć się tu komuś
krzywda. I nie był to bynajmniej żart, była wstanie wyrządzić komuś krzywdę,
lecz ze wszystkich sił starała się powstrzymać, nie chciała by się powtórzyło
to przez co po części została wydalona ze szkoły, przez co tyle w jej życiu się
zmieniło i tu wylądowała.
-Zachowujesz się jak rozkapryszony bachor.-
dodała po chwili nieco ciszej jakby myślała głośno niż wprost zwracała się do
Kieru.
-Co powiedziałaś!- uniósł się chłopak wstając
przy tym z siedziska.
-Uspokój się.- odezwał się niespodziewanie
Eizo spoglądając na ciemnowłosego zimnym, a wręcz lodowatym spojrzeniem. Chłopak
od razu ucichł i usiadł potulnie na swoim miejscu z nieco zmieszaną miną. Lord
odłożył książkę i wyjrzał przez okienko po czym dodał po chwili.- niedługo
będziemy przekraczać granicę między Malumei, a Nimder. Jak tylko to uczynimy
uzupełnimy nasze zapasy. A póki co żywności nam na pewno starczy.
Ruta zamyśliła się na chwilę myśląc o
granicy, którą niebawem przekroczą. Nimder jest krainą neutralną, bezpieczną
bynajmniej teoretycznie, tam by mogła sobie sama dać radę bynajmniej tak mogło
jej się wydawać.
-Tak właściwie co zamierzasz Lordzie ze mną
uczyni? -spytała spokojnie Ruta starając się zataić, że niezmiernie się tym
przejmuje, jednak w odpowiedzi uzyskała jedynie cień uśmiechu na twarzy
blondyna. Nie wiedziała co o tym myśleć, czy ją zignorował, czy też woli na
dzień dzisiejszy tego nie ujawniać.
Dziewczyna wyciągnęła ręce w górę wydając
przy tym dźwięk podobny do mruczenia kota, a następnie powoli i niezbyt chętnie
podniosła powieki do góry. Za oknem było ciemno, środek nocy, a niedaleko
powozu paliły się pochodnie swym pomarańczowo-żółtym płonieniem. W oddali było
można dostrzec parę potężnych sylwetek oraz zarysy namiotów. Ruta rozejrzała
się po wnętrzu powozu jednak ujrzała tylko śpiącego Kieru skulonego w rogu i
ani śladu Lorda. Po chwili zastanawiania się otworzyła drzwiczki i wysiadła z
stojącego wozu. Chłodny letni wiatr musnął jej policzki rozwiewając przy tym
nieznacznie jej długie, proste włosy. Cisza jaka panowała w okolicy koiła jej
uszy, bez namysłu skierowała się w stronę namiotów, lecz nie wykonała więcej
niż 10 kroków gdy złapał ją pewien kobiecy głos.
-Gdzie się wybierasz?- spytała kobieta o
bujnych kasztanowych włosach stojąc przy jednym z koni, czarnym ogierze, który
swymi czerwonymi ślipskami przyglądał się drobnej dziewczynie. Złotowłosa
przestraszyła się jednak palpitacje serca przeszły jej gdy ujrzała znajomą
twarz. Nie wiedziała kim ta kobieta dokładnie jest, widziała ją parę razy
podczas postoi lecz nie miała okazji by z nią porozmawiać, zawsze coś było do
zrobienia. Wiedziała tylko tyle że jest woźnicą i na imię ma Liljanh. Na twarzy
kobiety nie malował się grymas nieufności, lecz zwykłej ciekawości, a może
raczej troski.
-Sama nie wiem… rozchodzić nogi chciałam…-
odpowiedziała nieco niepewnie Ruta, sama nie wiedziała gdzie zmierzała. Po
prostu dałaby się ponieść się nogom. Brunetka przyjrzała się dziewczynie i
najwidoczniej jej uwierzyła gdyż na jej twarzy ukazał się uśmiech zrozumienia.
-Nie dziwię się, ciągłe siedzenie nie jest
zbyt komfortowe.
-Ymm… tak… nie jestem przyzwyczajona do
ciągłego siedzenia. Wcześniej miałam dużo ruchu więc aktualna sytuacja jest dla
mnie nieco męcząca.- na twarzy dziewczyny malowało się subtelne zakłopotanie,
nie wiedziała co dokładnie ma mówić, czuła na sobie spojrzenie kobiety, ale nie
było ono wścibskie czy niegrzeczne, przez co nie wiedziała jak ma zareagować.- A
tak w ogóle to czemu stoimy?- spytała po chwili.
-Usiłujemy przekroczyć granicę, jednak na
razie bezskutecznie.
-Czemu?
-Żołnierze Nimder mają zakaz wypuszczania
kogokolwiek z Malumei.
-I co tak to z tym zrobimy?
-Lord Eizo prowadzi aktualnie rozmowy z
dowódcą tego oddziału. Mam nadzieję, że coś wskóra, chociaż jak widzę
Nimderowie są strasznie uparci.
-Nie dziwie im się. Chcą w końcu mroczne elfy
zatrzymać w ich graniach, by wojna nie rozprzestrzeniła się na ich terenach.
-Dla mnie ta wojna w ogóle nie ma sensu.-
rzekła Liljanh głaszcząc przy tym czule czarną bestie.
-Dla pani może ona sensu nie mieć, lecz dla
walczących ona sens ma. Jedni chcą zdominować, drudzy zaś walczą o swoją
wolność. Ta wojna była nieunikniona. Ani mroczne elfy, ani leśne nie są
święte. Fakt, faktem, że mroczne dawno przekroczyły jakąkolwiek granicę
moralności, jednakże niegdyś leśne lekceważyły wszystko. Wojna nie wybucha bez
powodu. Więc jak jest powód to i jakiś sens też musi być.- odpowiedziała Ruta
po czym nie znacznie uśmiechnęła się do starszej od siebie, ale nadal młodej
kobiety.
-Każdy na wszystko patrzy inaczej, każdy ma
swoje oczy i każdy ma swój rozum, a więc naturalne jest, że każdy widzi
wszystko inaczej. Dla kogoś dobro jest złem, a zło dobrem, a dla innego
odwrotnie.
-Co prawda to prawda.- zadumała się Ruta
wpatrując w uginające pod wpływem podmuchów wiatru koron wysokich drzew. Dzisiejsza
noc była ciepła nawet chłodny wiatr nie
był tak odczuwalny.
Z rana powóz ruszył w dalszą podróż, po
długich i namolnych rozmowach. Chociaż trzeba przyznać, że pieniądze nie lada
tu pomogły.
W raz z przekroczeniem granicy powóz wjechał
na teren zwany „Ziemią niczyją”, ziemie kiedyś należące do Malumei jednak siłą
odebrane przez Ais. Teren nie należący do żadnej z krain, ziemia bez władcy jak
i prawa, jedynie granice objęte opieką przez Nimder.