czwartek, 11 września 2014

Rozdział 1

                Witam na moim blogu przedstawiam wam 1 rozdział mojego hm... opowiadania o tytule "Saipper" o tematyce fantasy :) mam nadzieję, że się spodoba. 
Życzę miłej lektury.

Rozdział 1


Zawiasy stalowych pokrytych sadzą i wilgocią drzwi zgrzytnęły gromko, gdy dwóch rosłych mężczyzn o sinej skórze w odcieniu fioletu otworzyło je na oścież wpuszczając do ciemnego, jak najciemniejszy zakątek martwego morza w Krainie Śmierci – Shinoor, blade, matowe smugi światła. Kontury postaci siedzących na chłodnych od lodowatego kamienia materacach poruszyły się, powoli i nieznacznie. Ich głowy skierowały się w stronę wyjścia i mimo iż miały przykryte oczy czarnymi opaskami wiedziały kto przyszedł i z jakim zamiarem. Cisza jaka panowała po chwili prysła jak bańka mydlana okrutnie przebita ostrą igłą. Ciche pojękiwania i prośby o wypuszczenie gwałtownie  uniosły się nad siedzącymi mieszając się ze stęchłym, wilgotnym powietrzem. Brzęk unoszonych i opuszczanych łańcuchów z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy i bardziej rytmiczny zagłuszając lamenty zakutych.
Strażnicy w milczeniu weszli do środka, ciężkie buty pewnie stąpały po kamiennej posadce, a pęk kluczy przymięty do spodni jednego z nich bujał się w rytmie jego kroków dźwięcząc nieczystą melodią. Rozejrzeli się bacznie po skutych ze sobą istotach chowających swe ciała w mroku celi. Jednak ich doskonałe oczy dostrzegły to czego szukały. Jeden z nich wskazał na drobniutkie ciałko siedzące w jednym z kątów ubrane w brudną, zszarzałą sukienkę przypominającą bardziej wór niż odzienie, jedyne co je wyróżniało od pozostałych to długie włosy, których złocista smuga blasku przebijała się gdzie nie gdzie przez grubą warstwę sadzy. Podeszli do niej spychając z drogi żeliwne łańcuchy, niższy o kasztanowej czuprynie ukucnął koło niej po czym sięgnął po pęk kluczy. Z pomiędzy metalu wyciągnął niewielki kluczyk, którym otworzył jeden z zamków łańcucha łączącego kajdany z nadgarstków z tymi na kostkach. Następnie pociągnął leżący przed nim żeliwny sznur  łączący drobną dziewczynę z dalej siedzącą istotą przed nią, po czym otworzył kolejny zamek i odrzucił stertę metalu na bok. Chwycił dziewczynę za rękę podciągając ją do góry, jej ciało zachwiało się na dawno nie prostowanych nogach, lecz strażnik nie pozwolił jej upaść. Wyprowadził ją z ciemnej celi zaś drugi z nich zamknął drzwi sprawdzając dokładnie wszystkie rygle i magiczne pieczecie.
Chwile później wędrowali już długim obskurnym korytarzem znajdującym się w podziemiach miasta Vlekam stolicy Krainy Malimei potocznie zwaną Krainą Mrocznych Elfów.  Zaś nazwa tego miast od wielu wieków noszona jest na ustach wszystkich tych których prawo się nie tyczy i tych co tylko pod połacią nocy żyją łamiąc Królewskie prawo i nurzając się w niechlubnej chwale.
Po minięciu wielu schodów i zakrętów  mężczyźni wraz z dziewczyną znaleźli się w jednym z wielu znajdujących się tutaj pokoi. Otulony mrokiem, jak każdy milimetr tych podziemi, pomieszczenie o burgundowych ścianach, gdzie nie gdzie oświetlone bladymi, płomieniami świec zawieszonych na nich.
Chwile po nich do pokoju wszedł odziany w garnitur z najlepszego, brunatnego materiału krępy, tęgi mężczyzna w średnim wieku. Jego masywny brzuch kształtem przypominający ogromny balon z każdym jego ruchem leniwie unosił się do góry po czym opadał, a szwy jego koszuli ledwie utrzymywały go w ryzach.
-Delikatnie z nią! Delikatnie! –uniósł się Hrabia Jenholsen widząc jak strażnik mocno trzyma kruche, kobiece ciało. Podszedł do nich bliżej, położył swoje przykrótkie ręce na kałdunie i przyjrzał się przyprowadzonej dziewczynie. Jej brudne włosy przysuwały na myśl niegdyś panujące na tych ziemiach leśne elfy, które barbarzyńsko zostały strącone z tronu do kopalni, a ich złocista chwała jak i serce zostały okryte popiołem zbrodni dokonanej na nich przez istoty tak blisko im pokrewne.- Bądźcie delikatni jakbyście obchodzili się z najdelikatniejszym jedwabiem jaki powstał na tym świecie. – biadolił dalej Hrabia niespełniony poeta i malarz zepchnięty przez wir wojen i nienawiści na przestępczą drogę życia.- Sam Lord Denodel zaszczycił mnie ostatnio by nieco więcej na jej temat się dowiedzieć.  Było widać, że jest bardzo nią zainteresowany, coś czuję, że krocie na niej zarobię.  A więc nie okaleczcie jej w żaden sposób wy barbarzyńskie istoty!- z każdym słowem, które wydostało się z jego ust jego twarz stawała się coraz bardziej czerwona z czasem przeistaczając się w żywą purpurę.
Strażnicy w milczeniu przyglądali się swemu pracodawcy co jakiś czas wymieniając się bezradnymi spojrzeniami.
-Czy ty jesteś głuchy?! Pytam się głuchy?! Ciężko pojąc, ze jak nie potrafisz obchodzić się z tą dzieciną jak z pisklę to masz ją puścić?! No miałem nadzieję, że pracuję z istotami o jakimś minimalnym intelekcie. – krzyknął, aż jego jasno brązowy tupecik podskoczył na jego łysej połyskującej głowie. Strażnik od razu posłuchał starszego mężczyzny, a następnie cofnął się by stanąć obok swego kompana.  Ponownie wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Znali Hrabię Jenholsena dobrze, pracowali już z nim szmat czasu ponad 18 lat i wiedzieli jaką przywiązuje wagę do swojej pracy. Jednak pierwszy raz spotkali się z taką nadwrażliwością z jego strony. Nieco ich to zadziwiło, ale i tak nie mieli czym się przejmować, zawsze pogadał, pokrzyczał, po marudził po czym mu przechodziło i wszystko wracało do normy.
-No dobrze już. Wyjdźcie i pilnujcie drzwi by nikt pod żadnym pozorem mi tu nie wpełznął.- rozkazał po czym podszedł do dziewczyny, musnął jej policzek dłonią jakby sprawdzał jakość materiału. Uśmiechnął się z zadowoleniem, a jego oczy zabłysły. Jego instynkt oparty na wieloletnim doświadczeniu mówił mu, że może to być jego jeden z lepszych interesów jego życia. Jak nie Lord Denodel to ktoś inny ją kupi, był tego przekonany, zawsze gdy ten pojawiał się na jego podziemnych aukcjach zainteresowanie nimi wzrastało nie raz nawet o połowę. Jednak by doszło do jakiejkolwiek transakcji z udziałem tej kruszyny wpierw musi pozbyć się z jej zewnętrznej powłoki tej skorupy brudu i pospólstwa.  
-Stefanio!- głos Hrabi rozniósł się po pokoju jak i po pobliskich pomieszczeniach gospodarczych i już wkrótce zza jednych drzwi przykrytych beżową zasłoną wyłoniła się służka odziana w czarny uniform dopełniony białym fartuszkiem. Kobieta dygnęła przed mężczyzną, a parę blado zielonych włosów niesfornie wypadły z luźno spiętego koku i swobodnie opadły na jej jasno oliwkową twarz.
-Tak Hrabio?- spytała przeciągły, muskającym anielską barwą głosem służka. Jej intensywne szmaragdowe oczy zmierzyły od stóp po sam czubek głowy małą nieznajomą szykując w głowie plan przygotowania jej do pokazu. Codziennie miała parę takich istot do przyszykowania co stało się już dla niej normą, niczym nadzwyczajnym.
-Umyj ją, ubierz, nakarm. Zrób to co zawsze tylko o stokroć lepiej. By lśniła jak złoto, diamenty, całe bogactwo tego okrutnego świata! Ma olśnić nawet najbardziej zgorzkniałego bogacza by na jej widok nawet jego przegniła dusza drgnęła. - Hrabia nie krył podekscytowania, ostatni raz czuł się tak dobre 100 lat temu, gdy dopiero zaczynał rozkręcać swój interes w granicach tego miasta. I do jego brudnych rąk trafiła trudna do zdobycia, rzadko spotykana lwia wróżka. To na niej zarobił swoje pierwsze poważne pieniądze, które umożliwiły mu rozkręcenie na dobre tego biznesu.
-Dobrze Hrabio. – odpowiedziała spokojnie służka po czym dygnęła na odchodne swego pana. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły kobieta podeszła do wątłego ciała dziewczyny, dotknęła jej brudnych włosów, które zgarnęła jej przy okazji z twarzy. Ciężko westchnęła wpatrując się w drobną twarzyczkę i ledwie stojące w pionie ciało. Wiedziała co mogła czuć w tej chwili ona, sama niegdyś była w podobnej sytuacji, jej rodzina była biedna na skraju śmierci głodowej, jej młodsze rodzeństwo poumierało nim jakakolwiek pomoc zdążyła przybyć do ich miasta. Wieczna wojna pochłonęła wiele dusz, a ci co przeżyli zostali przekazani na handel. W tej sposób tak jak i większość jej rodaków została sprzedana na jednej z tego rodzaju podziemnych aukcji, gdzie trafiła w ręce Hrabi stając się niewolnicą pod jego łaską.
Gdy zaczynała pracę tutaj nie raz myślała jak mogłaby pomóc tym biednym zazwyczaj młodym istotom, jednak nie była w stanie nic dla nich uczynić. Jedyne co jej pozostało to modlitwy do Bogów by chociaż nad tymi biednymi duszyczkami się ulitowali, by chociaż ich życie nie zostało bezlitośnie przeliczone na rufie.
Służka nie lada była zdziwiona, gdy po wykąpaniu młodej dziewczyny ujrzała jej ciepłą, brzoskwiniową cerę i złociste jak złoto włosy, które nie przypominały barwą złota, a wręcz wydawały się jakby z tego metalu zostały stworzone. Oprócz tego niespotykane był również jej wzrost, była mniejsza nawet od służki, mierzyła nie więcej niż 150cm, ale największe zaskoczenie dopadło ją wtedy, gdy przed kąpielą zdjęła jej ciemny materiał z oczu. I nie chodziło wcale o jej różnokolorowe tęczówki, które mogły wskazywać to o czym nawet służka nie chciała myśleć. Lecz o to co w tych oczach ujrzała, a raczej czego nie ujrzała. Po raz pierwszy spotkała się z tym, by w oczach, zwierciadle, bramie do duszy u osoby tu więzionej nie dostrzec ani krzty strachu, lęku, czy też cienia paniki. Była spokojna, opanowana, a jej zwierciadła duszy ukazywały prawie, że pustkę, lecz było w nich coś czego kobieta nie była w stanie określić, nazwać, ale mimo to czuła jak wewnątrz niej samej robi się ciepło i milej na sercu. Później jak się zorientowała była to iskierka nadziei, której już tak dawno u nikogo nie widziała, bo już dawno w nich wygasła.
Sala będąca tego wieczoru miejscem licytacji selekcji A nie była ogromnych rozmiarów co niej jednego mogłoby zdziwić. Była dość kameralna, posiadająca w swoim wyposażeniu, dobrze oświetloną scenę z mównicą dla aukcjonera, dwoma lożami zawieszonymi po bokach i okrągłymi stolikami ustawionymi przed sceną przyozdobionymi jedynie paroma świecami, których płomienie dają niewielkie, ciepłe światło oświetlające ledwie cały blat stołu. A całe pomieszczenie utrzymane w posępnym jak całe podziemie klimacie.
-Czas na ofertę numer 12, młoda, wodna wróżka. Wzrost 164 cm, waga 44kg, rozpiętość skrzydeł 98 cm. Szczegółowe informacje znajdą państwo w karcie oferty. Cena wywoławcza 12 milionów rufii[1]. – na scenę została wniesiona klatka, cała wylana z magicznego złota, a w niej skrzydlata postać siedząca potulnie na łydkach ledwie utrzymując korpus w pionie. Jej niebieskie jak dzienne niebo włosy o krótkiej długości przykrywały cześć jej bladego, prawie, że białego czoła. Mimo iż była to oczywista cecha wróżek wodnych, to było widać gołym okiem, że niewielka istotka „wygasa”, zdała od swego naturalnego otoczenia, tracąc z każdą sekundą siły jak i blask, który zawsze emanuje od nich.
W sali rozbrzmiał szelest papieru, zgromadzeni tutaj zamożni ludzie bacznie przeglądali dane im wcześniej pliki dokumentów. Po ponownym zapoznaniu się z danymi „oferty” jedna z osób na widowni uniosła nieznacznie do góry rękę trzymając w niej tabliczkę z numerem 34, oferując w ten sposób cenę wywoławczą, która już po chwili została przebita przez innego licytującego.
-Proszę przyjrzeć się jej szarym, dużym oczom, na pewno nie jedną osobę one zachwycą.- odezwał się ponownie ten sam głos, a z cienia wyłoniła się męska sylwetka ubrana w biały frak z wenecką maską na twarzy bogato zdobioną złotymi wzorami. Brązowowłosy mężczyzna podszedł do klatki i jednym ruchem reki ściągnął czarną przepaskę z oczu wróżki. Która resztkami sił zatrzepotała powiekami, a następnie przezroczystymi skrzydełkami. Chwyciła niewielkimi dłońmi złote pręty i rozejrzała się po widowni, lecz nic nie ujrzała prócz płomieni świec od których słabo emitowało światło.

-Ja już myślałem, że po mnie nie przyjdziesz, że mnie zostawisz tam na pastę tych niewyżytych w najróżniejszy sposób arystokratycznych świń. Ale tak w ogóle cieszę się, ze Ciebie widzę! Uratowałeś mnie ty mój przyjacielu!- świergotał szczęśliwy w niebo głosy Kieru - młody, pół kotołak, o czarnych włosach wpadający w odcień bezchmurnego nocnego nieba i ogromnych jak złote monety, turkusowych oczach przepełnionych radością i ulgą. – Wiesz strasznie tam było w szczególności jak wsadzili mnie do tej malutkiej klatki w której ledwie się mieściłem. No jak tak można traktować tak rzadkie stworzenie jakim jestem ja?! No ja się pytam, oni uwłaczali mojej godności, naruszyli moje prawa osobiste! I jeszcze ubrali mnie w te o to szmaty!- unosił się młodzieniec ciągnąc do przodu skrawek szarej, brudnej koszuli, która niegdyś pewnie była worem na ziemniaki.
-Prawa osobiste powiadasz? Może jeszcze pójdziesz domagać się odszkodowania od ubezpieczyciela za barbarzyńskie traktowanie? Ty się ciesz, że w ogóle jakieś zainteresowanie wzbudziłeś wśród tych „arystokratycznych świń”, bo ja byłem pewien, że uda mi się Ciebie wykupić za 1 rufię. –powiedział spokojnie, a raczej beznamiętnie jasnowłosy Lord, znany na zachodnim kontynencie jako Lord Eizo Piqaphal, dobrze sytuowana osoba o bardzo zróżnicowanej opinii społeczeństwa.
-Jesteś okropny! Wyceniasz moją osobę na 1 rufię?!
-Oczywiście, że nie. Ja bym nie mógł, skądże, w ogóle. Po prostu sądziłem, że na tyle wycenią cię inni.
-Ani twoje słowa, ani twój głos mnie nie przekonał. Przyznaj, że szkoda Ci było tych pieniędzy!
-Po prostu nie lubię przepłacać za rzeczy zepsute lub bezużyteczne.
-Kiedyś to ja bym się za takie słowa obraził, ale dzisiaj znamy się już tyle lat i wiem, że po prostu taki jesteś oschłym, lodowatym, nieczułym, okrutnym przyjacielem. Ale to taki twój urok, za to Cię kochamy.- ciemnowłosy wypowiedział kolejny swój wywód, a jego słowa aż kipiały sarkazmem i złośliwością, która usilnie była kamuflowana przesadną uprzejmością.
-Co narzekasz? …Znowu. W końcu już któryś raz z kolei wyciągnąłem cię z tarapatów. I zamiast mi tu jęczeć jaki to masz straszliwy los to powinieneś się postarać by chociaż przez 5 minut nie wpakować się w żadne następne kłopoty. Tylko 5 minut, chyba nie oczekuję od Ciebie zbyt wiele. A i przypominam, ze winien mi jesteś 5 tysięcy rufii, odpuszczę Ci już koszty podróży, które były wielokrotnością twojego wykupienia.- oznajmił nie zmieniając tonu głosu, ani wyrazu twarzy młody Lord wyższy od swego kompana o głowę. Jedynie w jego głosie było można wyczuć nutę irytacji jaka narastała w nim od dłuższego czasu, od czasu gdy dowiedział się, ze będzie musiał do tego przeklętego, brudnego od przekrętów miasta przyjechać by kolejny raz uratować mu tyłek. I nawet jeśli mówili mu, że nie musi wcale po niego jechać on czuł, że musi to zrobić, był już do niego przywiązany, mógł nawet powiedzieć, ze to jego przyjaciel, który jedynie potrafi go wkurzać.
-A skąd mam Ci niby wziąć 5 tysięcy rufii?!
-Na przykład pójdź do pracy.- jasnowłosy pchnął drzwi do kolejnego sektora, poprawił jedwabną, hebanową chustę pod szyją spiętą złotą brożkom po czym wsunął ręce do kieszeni płaszcza w kolorze indygo strojnie ozdobionego na mankietach i kołnierzu złotymi i srebrnymi wzorami.
-A gdzie ja niby znajdę pracę i kto mnie zatrudni? Poza tym czemu mam ci oddawać aż 5 tysięcy?- spytał Kieru rozglądając się po kolejnym pomieszczeniu w którym się znaleźli. Lord Eizo chwilę się zamyślił, a następnie odpowiedział:
-Masz rację jest to nie sprawiedliwe.
-Też tak uważam!- przyznał entuzjastycznie kotołak wpatrując się w srebrną klatkę na scenie oświetloną wyżej zawieszonymi reflektorami wypełnionymi magicznym pyłem wróżek świetliszek świecącym mocniej i jaśniej niż żarówki ogólnie dostępne na rynku.
-Oddasz mi 4,5 tysięcy rufii. W końcu twoja cena wywoławcza wynosiła 500 rufii, a więc musiałem dopłacić 4,5 tysięcy bo o dziwo, ktoś chciał kupić tak upierdliwe stworzenie jakim jesteś ty. Chociaż gdyby się dowiedział, że nie dajesz żyć 24 godziny na dobę 452 dni w roku to nawet by z chęcią dopłacił byle by zabrali ciebie od niego.- Eizo uśmiechnął się złośliwie po czym poczochrał przyjaciela po miękkich nieco zapuszczonych włosach, który szybko wyślizgnął się spod jego dłoni z niezadowoleniem wypisanym na twarzy.
-Wcale nie jesteś miły.- bąknął chłopak gdy ponownie przeszli przez następne drzwi, które w odróżnieniu od pozostałych były pod baczną obserwacją strażników.
-Mili tym światem nie rządzą, mili żrą ziemie w którą są wdeptywani. A więc bez żadnego oporu zgodzę się z twoją opinią, a nawet mogę się skłonić by uznać ją za komplement. – jasnowłosy podał kartkę jednemu ze strażników który do nich podszedł po czym zostali puszczeni w głąb sektora A zwanego powszechnie złotą sekcją z powodu niebagatelnych sum jakie się tutaj przewijają.
-Twoje realistyczne myślenie czasem mnie przeraża. Weź się zabaw, rozluźnij no wiesz.
-Bawiłem się 3 tysiące lat temu, teraz już nic mnie nie interesuje, ani nie bawi. Chociaż… - mruknął Lord przemierzając dalej korytarz na tłach widowni, nawet na nich nie spojrzał ani razu. Pamiętał czasu gdy sam uczęszczał w tego typu aukcjach, zazwyczaj jednak sprzedając niż kupując. Nie różnił się niczym od tych rozleniwionych, próżnych istot, których twarze ogólnie znane są przez społeczeństwo. Prezesi banków krajowych, artyści, biznesmeni, dalsze rodziny królewskie i inni którzy na swoich kontach posiadają grube miliony często nawet miliardy rufii. – Kieru idziesz, czy znowu się za nie wiadomo co obrażasz?- burknął gdy po przejściu paru kroków nie zobaczył po swej lewej stronie swojego przyjaciela, obrócił się by rozejrzeć się za ciemnowłosym, który stał jak słup przygwożdżony do ziemi wpatrując się tempo na scenę. Eizo powędrowałam za wzrokiem kompana, a jego oczy natrafiły na drobną twarz otuloną długimi, prostymi włosami o złocistej barwie, które bardziej przypominały cienkie jak pajęczyna nitki ze złota iskrzące się w blasku lamp niż włosy jakie posiada każdy.
-Niesamowite…- szepnął kotołak, kiedy podszedł do niego blondyn bacznie przyglądając się nadal tak zwyczajnej, a zarazem niespotykanej istocie zamkniętej w złotej klatce.
-Do prawdy intrygujące.- skomentował nie lada zdziwiony Lord przyglądając się jasnej brzoskwiniowej cerze dziewczyny, jej drobnej figurze, a przede wszystkim tym włosom, które najbardziej odznaczały się. Złoto jaka barwa włosów była przypisywana Bogom, ale i tak nielicznym, niewielkiej garstce panującej nad innymi.
-Cena wywoławcza…- na te słowa zgromadzeni w przyciemnym pomieszczeniu unieśli głowy, zapadła cisza i każdy ze skupieniem czekał na kontynuacje.- …20 milionów rufii.- sala wybuchła głośnymi rozmowami, które co jakiś czas przeistaczały się w pojedyncze krzyki wzburzenia. Cena była bardzo wysoka przez co rozmowy stały się agresywne co przyczyniło się do napięcia i tak już ciężkiej wiszącej pod sufitem atmosfery.  – Może to państwa zaciekawi.- aukcjoner miał jeszcze jednego asa w rękawie, prócz wyjątkowych włosów dziewczyna posiadała jeszcze jedną niewielką cechę… dość nietypową. Mężczyzna stojąc przy uwięzionej między złotymi prętami ściągnął jej czarną opaskę z twarzy, tak jak czynił to przy wielu innych wcześniej tu będących „ofertach”. Gdy jej oczy zostały odsłonięte i dziewczyna ukazała swe oczy, jeden z biznesmenów nie jaki Hrabia Terrenus spadł z wielkim hukiem z krzesła rozlewając na stół whisky, które właśnie spożywał. Lecz nikt nawet na niego nie spojrzał wszyscy byli oszołomieni, wpatrywali się ze zdziwieniem na dwukolorowe tęczówki dziewczyny. Parametr ten przypisywany był jedynie tym, których już wiele tysięcy wiosen temu wielu usiłowało wytępić. Chabrowo-szmaragdowe oczy rozejrzały się beznamiętnie bo skumulowanych tu burżujach.  Były one nietuzinkowe, prawa tęczówka intensywnie kobaltowa z malachitowym pierścieniem nałożonym na obrzeżach czarnej źrenicy. Zaś lewe wprost przeciwnie. Te dwa kolory były od siebie tak odrębne, jak niebo i ziemia, widziane obok siebie, lecz wyraźnie oddzielone.
Nim dziewczyna zdążyła drugi raz mrugnąć powiekami na widowni widniały już ręce licytujących. W krótkim czasie pierwotna cena potroiła się, a jeszcze parę minut później jej początkowa wartość pięciokrotnie się powiększyła.
-Dam 350 milionów rufii!- rozbrzmiał potężny, bas mężczyzny siedzącego w jednej z loży. Potężna postać tak jak jego głos wychyliła się za połaci mroku. Jego czarne długie włosy opadające na ramiona otulały podłużne, wyraziste rysy twarzy wraz z czarnymi jak czarna dziura oczami tworząc upiorny obraz jakby to niektórzy określili samego Szatana.
-Nie muszę widzieć by wiedzieć kto to powiedział.- jęknął Kieru zaciskając mocno powieki, a po jego ciele przeszła jednorazowa fala dreszczy.
-Zaczyna robić się ciekawie.- odparł Eizo spoglądając dyskretnie na loże w której znajdowało się źródło dźwięku.
-Ciekawie? Intrygująca, tajemnicza dziewczyna plus Czarny Lord… to nic dobrego nie wróży.
-Może i masz racje, może ta dziewczyna naprawdę jest ciekawa. Skoro sam Lord Denodel się  nią zainteresował to musi być coś na rzeczy. On na byle ścierwa nie zwraca swojej drogocennej uwagi.- zamyślił się na chwile blondyn przypatrując się złotowłosej niewieście. Nie mógł zaprzeczyć, ze jest intrygująca, wszystkie jej cechy zewnętrzne zaprzeczały przeciętnemu wzorcowi wyglądu jakiejkolwiek rasy jaka istniała na tych ziemiach, a jest ich do prawdy bardzo wiele.
-A co jeśli jest jedną z nas? I Czarny Lord o tym wie? – spanikował ciemnowłosy kotołak, wiedział, że jego strach nie jest bezpodstawny, wiele aspektów popierało jego obawę. Każdy znał Lorda Denodela i każdy wiedział kim on był kiedyś. Okrutnym siejącym postrach Shivelem[2], jego ręce obryzgane były krwią wielu niewinnych istot oskarżonych o bycie Varei[3]. Jednakże w dzisiejszych czasach uważany był za osobistości neutralną, nie mającą żadnych poglądów politycznych oraz za istotę ogólnie szanującą wszystkie rasy. Jednak nie wiele to miało wspólnego z rzeczywistością. Każdy kto brał chociaż raz udział w podziemnych aukcjach miał za swymi plecami szemrane interesy i nieczyste zamiary.
-Czy wie czy nie wie niezbyt mnie to interesuje, bo na pewno nie z tego by powodu chciał wydać taką pokaźną sumkę na nią. Denodel nie jest głupi, do tego jest cwany.- ponownie zadumał się Lord mówiąc bardziej do siebie samego niż do swego przyjaciela, który również intensywnie nad czymś myślał.
-360 milionów!
-375 milionów rufii!
-380 milionów rufii!!- zaczęły się przekrzykiwania, każdy chciał być głośniejszym od swych poprzedników, mając nadzieję, ze to jemu właśnie uda się wylicytować dziewczynę. Chcieli mieć ją w swoich kolekcjach, nawet właściciel sieci banków w Ais zażarcie podwyższał swoje wcześniejsze stawki. Każdy nagle był złotowłosą zainteresowany, a to tylko dla tego, że Czarny Lord był bardzo dobrze znany w świecie podziemi jako wyborny kolekcjoner, znał się na istotach jak na kamieniach szlachetny jubiler. Wiec nic dziwnego, że każdy był w stanie krocie zapłacić za nią.
-500 miliona rufii daje i wiem, że nikt  więcej nie da!- ryknął Denodel podrażniony całą zaistniałą sytuacją. Nie spodziewał się takiego przebiegu sytuacji. Miał nadzieję, że wyda na nią mniejszą sumę, jednak był na wszelki wypadek przygotowany. Miał przy sobie równo wyliczone 500 milionów rufii i ani rufia więcej, jednak był też świadom, że niżej znajdujący się licytujący nie będą wstanie przebić jego ceny.
Sala zamilkła, nieliczny kątem oka spoglądali na ukrytą w cieniu sylwetkę Lorda przełykając głośno ślinę. Obawiali się go na wszystkie możliwe sposoby.
-Ktoś przebije ofertę?- zapytał aukcjoner, lecz wiedział, że sala będzie milczeć. Jego pytanie wynikało z zasad panujących w jego pracy, jednak wiedział ,że było ono czysto retoryczne.
Jasnowłosy Eizo wytrącił się z zamysłu jak z pod czaru. Rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu, jakby dopiero co tu wszedł, następnie spojrzał na kontury Lorda Denodela od której emanowało ekstaza zwycięstwa. Po czym jego oczy skierowały się na uwięzioną w klatce dziewczynę. Jego wzrok zetknął się z jej spojrzenie. Przez chwile tak trwali wpatrując się nawzajem w swoje beznamiętne tęczówki, niespodziewanie prawe oko złotowłosej zabłysło intensywną, rażącą zielenią, a Eizo poczuł muśnięcie na barierze oddzielającej jego duszę od reszty świata. Jego ciało zastygło i przeszła po nim seria dreszczy.
- 500 milionów po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trz…
-550 milionów!- przerwał gwałtownie aukcjonerowi blondyn, gdy tylko oderwał oczy od dziewczyny. Nie mógł uwierzyć w to co widział jak i poczuł, był pewien, że już wszyscy wyginęli z tą jakże rzadką umiejętnością…
Lord Denodel zacisnął mocno palce na szklance z alkoholem, ich nacisk był na tyle silny, że na grubym krysztale pojawiły się pierwsze rysy.
-E I Z O…- warknął przez mocno zaciśnięte zęby po czym całą swą siłą uderzył kryształem o drewniana barierkę loży roztrzaskując naczynie w drobny pył, który wraz z kroplami whisky uniosły się w powietrzu nad głowami zamożnych, a potem jak mżawka powoli opadły na ich głowy mieniąc się jak gwiazdy na atłasowym grafitowym niebie.
-Co… coo… co to było? – wydusił przez gardło sparaliżowany od stóp po czubek głowy Kieru wpatrując się ogromnymi ślepiami w kompana.
Po twarzy Lorda Eizo było można wyczytać, ze sam nie był do końca świadom tego co uczynił i co właśnie się wydarzyło. Odsunął na bok długą jasna grzywkę przykrywającą prawą cześć twarzy i przetarł palcami niesprawne oko.

-Nie spodziewałem się Lorda dzisiaj w moich skromnych progach. – zająknął się nieco Hrabia Jenholsen, gdy noga jasnowłosego młodzieńca stanęła w jego gabinecie. – Może zasiądziesz Lordzie w moim fotelu?- zasugerował wskazując masywne krzesło obite ciemną skórą na, którym jeszcze parę minut temu wygodnie siedział.
-Wolał bym jednak od razu przejść do konkretów.- Eizo przemierzył całą długość przyciemnionego, jak wszystkie tutaj pomieszczenia, gabinetu zatrzymując się przed ogromnym, mahoniowym biurkiem przysłoniętym z wierzchu stertą rozsypanych papierów.
-Tylko Lordzie jest taka sprawa, że trzeba zapłacić całą kwotę od razu i to w gotówce.- rzekł nieco niepewnie , zalęknięty Hrabia stojąc po drugiej stronie drewnianego mebla.
-Nie widzę w tym najmniejszego problemu.- tęgi mężczyzna nadął policzki po czym z świstem wciągnął powietrze do płuc, którym się zachłysnął stając się przy tym cały czerwony na twarzy. Wyciągnął z kieszeni pasiastej kamizeli białą, jedwabną chustkę i otarł parę kropel połyskującego potu znajdujących się na jego czole.
-A to wyśmienicie!- Jenholsen paroma chaotycznymi ruchami rąk pozrzucał papiery na podłogę.- 550 milionów rufii się należy.- rzekł ocierając ponownie wilgotne czoło.
Blondyn wsuną rękę pod swój granatowy płaszcz po chwili wyciągając ją stamtąd trzymając między palcami niewielką drewnianą skrzyneczkę obitą na rogach metalem. Podrzucił przedmiot w dłoni następnie rzucił go na blat mahoniowego biurka.  Skrzynia uderzyła z impetem o polakierowane drewno, w locie zmieniając swe rozmiary. Solidny mebel ugiął się pod niebywałym ciężarem masywnej skrzyni. Jasnowłosy podszedł do niej, otworzył wszystkie 3 spusty, obrócił ją w stronę Hrabi i popchnął mocno.  Złote monety rozsypały się po całej podłodze tworząc wizualnie morze złotem płynące. Hrabia podskoczył przestraszony, a jego tupecik bezwiednie opadł na rufie odsłaniając błyszczącą łysinę mężczyzny.
-550 milionów, można przeliczyć.- oznajmił spokojnie młodzieniec rzucając złotą monetę, którą bawił się w dłoni, do Hrabi. Ten chwycił i przełknął głośno ślinę wpatrując się w po rozsypanych pieniądzach.
-No to policzmy.- Jenholsen podszedł do stojącej nieopodal  biblioteczki i z jednej z półek wziął drewnianą, posrebrzaną różdżkę. Skierował ją na rufie znajdujące się dookoła biurka po czym przesunął ją na w połowie pustą skrzynię. Mruknął pod nosem ciąg magicznych słów, a następnie kręcąc delikatnie nadgarstkiem poruszył różdżką. Raptownie złote monety uniosły się w powietrzu i zaczęły padać po kolej do drewnianego pudła. Ich tempo było zbyt szybkie by czyjekolwiek oko było w stanie zarejestrować pojedyncze sztuki, a co dopiero je wszystkie policzyć.  Gdy ostatni złoty żeton znalazł się na stercie mieniących się rufii wieko zatrzasnęło się, a nad nim ukazała się liczba 9 cyfrowa z dwoma piątkami na czele.
-Dziewczyna zaraz ma się znaleźć przy moim wozie. – stwierdził blondyn, a jego głos dawał do zrozumienia, że nie chce on słyszeć żadnego nawet mruknięcia sprzeciwu.
-Oczywiście…
-Dziękuje, dobranoc.- Lord Eizo obrócił się płynnie na pięcie i podszedł do drzwi.
-A reszta?!- spytał właściciel podziemi wpatrując się w cyfry nie będące w żadnym stopniu zerami.
-Nie rozdrabniajmy się.- mruknął i wyszedł z gabinetu.
-Dziękuję za skorzystanie z naszej oferty.- wyrecytował do zamkniętych drzwi Hrabia. Stał tak jeszcze przez chwilę patrząc w miejsce gdzie jeszcze chwile temu widniała pokaźna liczba. Bezwiednie jak wcześniej jego tupecik opadł na skórzany fotel zostawiając w powietrzu krople potu, które pod wpływem grawitacji również jak i on opadły.
-Dajcie rumu!- krzyknął do służby stojącej za drzwiami, wtarł całą głowę nasączoną potem chusteczką rozlewając się w fotelu. Musiał ochłonąć bo przed nim była jeszcze jedna niezapowiedziana wizyta, której już wyczekiwał. Lord Denodel w końcu nie specjalnie pałał entuzjazmem z powodu zakupu do którego nie doszło.

-A ty co?- zdziwiła się wysoka kobieta o bardzo wyrazistych, kobiecych kształtach podkreślonych jeszcze bordowo-krwistą suknią i czarnym gorsetem.  Bujna brunetka podeszła do brązowo- czarnego dyliżansu zaprzężonego w 6 koni, 4 czarne i dwa białe, wysokie na 2,5 metra o karminowych ślepiach i smukłych, lecz potężnych cielskach. Dwa z nich stojące na czele, czarne jak smoła, groźne jak śmierć, grzebiąc głośno przednimi nogami o kamienne płyty nadawały i tak obskurnej uliczce jeszcze bardziej dramatycznego klimatu.
-Kupiłem ją zamiast jego.- rozpoczął wyjaśnienia jasnowłosy przerywając na chwilę, żeby wskazać na stojącego koło niego kotołaka, który słysząc te słowa gwałtownie obrócił się w stronę mówiącego patrząc na niego wzrokiem przepełnionym rozdrażnieniem. – Ale niestety dorzucili mi go do niej jako dodatek bo pozbywali się towaru z magazynu który nie zszedł. – ignorując go kontynuował.
-Uduszę go…- zaczął przez zaciśnięte żeby Kieru.-… kiedyś.- -dodał po chwili delikatnym głosikiem, potulny jak baranek gdy Lord spojrzał na niego.  Ten zaś widząc minę przyjaciela uśmiechnął się i poczochrał go po miękkich włosach w kolorze dzisiejszego, nocnego nieba.
-Liljanh zajmij się dziewczyną.- rozkazał blondyn jednak jego głos był delikatny dodając do tych słów nieme „proszę”. Kobieta spojrzał a na leżące w ramionach strażnika nieruchome ciało złotowłosej i czym prędzej podeszła do nich.

Nim rozbłysł świt nad miastem Vlekam wszyscy zebrani tej nocy w podziemiach rozpłynęli się. Pozostawiając jedynie po sobie obłok aromatyczny dym cygar, opary mocnego alkoholu i dźwięk furkoczących monet.



[1] Rufia- waluta ogólnoświatowa. 1rufia= ok. 2.16USD.
[2] Shiven- osoba ściągająca nieśmiertelnych, jej zadaniem było schwytanie nieśmiertelnych nieraz też zabicie. Często na zlecenie możnowładców Shiven tępił nieśmiertelnych z miast i wiosek.
[3] Varei- potoczne określenie na istotę nieśmiertelną. W niektórych rejonach krajów określenie to jest uważane, że obraźliwe i wulgarne.



5 komentarzy:

  1. zapowiada się ciekawie. Masz bardzo dobry styl. Umiesz świetnie opisać poszczególne sceny, tworzysz nastrój, przedstawiasz świat przed czytelnikiem w bardzo fajny sposób. Podoba mi się... Jestem pod wrażeniem. Mam nadzieję, że drugi rozdział pojawi się szybko. Będę czekać...
    ogien-i-lod.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli potrzebujesz pomocy z ustawieniem szablonu napisz do mnie ;)
    rinne.lasair@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nurtuje mnie jedno pytanie: sama wymyśliłaś wszystkie nazwy i imiona? Jeżeli tak to naprawdę wielki szacunek. Moje wymyślanie imion/nazw kończy się fatalnie.
    Dziwi mnie dlaczego nie widzę pod postami wielu komentarzy, widać, że masz talent, no i historia zapowiada się na ciekawą. I mówię to szczerze, bo niewiele znalazłam blogów tak dobrze pisanych (wnioskuję po pierwszym rozdziale).
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o nazwy etc. to tak sama wymyślam:) Uwierz nie wszystkie moje nazwy/imiona jakie wymyśle są dobre;p czasem trochę czasu mi zajmuje zanim wymyśle odpowiednią. Sporo nazw wymyśliłam jeśli chodzi o nazwy krain etc. tu czasem inspirowałam się internetem, w sensie jakieś generatory. Generowałam z 10 tysięcy nazw po czym wybierałam jedną i modyfikowałam ;p
      Dziękuję bardzo za te miłe słowa :) Może niewiele osób ma takie samo zdanie co ty, jednakże cieszę się niezmiernie, że napisałaś ten komentarz:)
      Jeśli chodzi o kolejne rozdziały... mogą być nieco gorsze, bo to nie jest ich ostateczna "forma" planuję po napisaniu całej I części opowiadania zrobić sporą korektę wszystkich rozdziałów. A rozdział 1 jest taki ponieważ sporo nad nim siedziałam :) innym niestety nie byłam w stanie poświęcić tyle czasu, ale zmienię to na pewno.
      Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam :)

      Usuń

szablon wykona� Eyes Only dla wioski szablon�w przy pomocy shooters, Kieran O'Connor