Witam
na moim blogu przedstawiam wam 1 rozdział mojego hm... opowiadania o tytule
"Saipper" o tematyce fantasy :) mam nadzieję, że się spodoba.
Życzę miłej lektury.
Rozdział 1
Zawiasy stalowych pokrytych
sadzą i wilgocią drzwi zgrzytnęły gromko, gdy dwóch rosłych mężczyzn o sinej
skórze w odcieniu fioletu otworzyło je na oścież wpuszczając do ciemnego, jak
najciemniejszy zakątek martwego morza w Krainie Śmierci – Shinoor, blade,
matowe smugi światła. Kontury postaci siedzących na chłodnych od lodowatego
kamienia materacach poruszyły się, powoli i nieznacznie. Ich głowy skierowały
się w stronę wyjścia i mimo iż miały przykryte oczy czarnymi opaskami wiedziały
kto przyszedł i z jakim zamiarem. Cisza jaka panowała po chwili prysła jak
bańka mydlana okrutnie przebita ostrą igłą. Ciche pojękiwania i prośby o
wypuszczenie gwałtownie uniosły się nad siedzącymi mieszając się ze
stęchłym, wilgotnym powietrzem. Brzęk unoszonych i opuszczanych łańcuchów z
każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy i bardziej rytmiczny zagłuszając
lamenty zakutych.
Strażnicy w milczeniu
weszli do środka, ciężkie buty pewnie stąpały po kamiennej posadce, a pęk
kluczy przymięty do spodni jednego z nich bujał się w rytmie jego kroków
dźwięcząc nieczystą melodią. Rozejrzeli się bacznie po skutych ze sobą istotach
chowających swe ciała w mroku celi. Jednak ich doskonałe oczy dostrzegły to
czego szukały. Jeden z nich wskazał na drobniutkie ciałko siedzące w jednym z kątów
ubrane w brudną, zszarzałą sukienkę przypominającą bardziej wór niż odzienie,
jedyne co je wyróżniało od pozostałych to długie włosy, których złocista smuga
blasku przebijała się gdzie nie gdzie przez grubą warstwę sadzy.
Podeszli do niej spychając z drogi żeliwne łańcuchy, niższy o kasztanowej
czuprynie ukucnął koło niej po czym sięgnął po pęk kluczy. Z pomiędzy metalu
wyciągnął niewielki kluczyk, którym otworzył jeden z zamków łańcucha łączącego
kajdany z nadgarstków z tymi na kostkach. Następnie pociągnął leżący przed nim
żeliwny sznur łączący drobną dziewczynę z dalej siedzącą istotą przed
nią, po czym otworzył kolejny zamek i odrzucił stertę metalu na bok. Chwycił
dziewczynę za rękę podciągając ją do góry, jej ciało zachwiało się na dawno nie
prostowanych nogach, lecz strażnik nie pozwolił jej upaść. Wyprowadził ją z
ciemnej celi zaś drugi z nich zamknął drzwi sprawdzając dokładnie wszystkie
rygle i magiczne pieczecie.
Chwile później wędrowali
już długim obskurnym korytarzem znajdującym się w podziemiach miasta Vlekam
stolicy Krainy Malimei potocznie zwaną Krainą Mrocznych Elfów. Zaś nazwa
tego miast od wielu wieków noszona jest na ustach wszystkich tych których prawo
się nie tyczy i tych co tylko pod połacią nocy żyją łamiąc Królewskie prawo i
nurzając się w niechlubnej chwale.
Po minięciu wielu schodów i
zakrętów mężczyźni wraz z dziewczyną znaleźli się w jednym z wielu
znajdujących się tutaj pokoi. Otulony mrokiem, jak każdy milimetr tych
podziemi, pomieszczenie o burgundowych ścianach, gdzie nie
gdzie oświetlone bladymi, płomieniami świec zawieszonych na nich.
Chwile po nich do pokoju wszedł odziany w garnitur
z najlepszego, brunatnego materiału krępy, tęgi mężczyzna w średnim wieku. Jego
masywny brzuch kształtem przypominający ogromny balon z każdym jego ruchem
leniwie unosił się do góry po czym opadał, a szwy jego koszuli ledwie
utrzymywały go w ryzach.
-Delikatnie z nią! Delikatnie! –uniósł się Hrabia
Jenholsen widząc jak strażnik mocno trzyma kruche, kobiece ciało. Podszedł do
nich bliżej, położył swoje przykrótkie ręce na kałdunie i przyjrzał się
przyprowadzonej dziewczynie. Jej brudne włosy przysuwały na myśl niegdyś
panujące na tych ziemiach leśne elfy, które barbarzyńsko zostały strącone z
tronu do kopalni, a ich złocista chwała jak i serce zostały okryte popiołem
zbrodni dokonanej na nich przez istoty tak blisko im pokrewne.- Bądźcie
delikatni jakbyście obchodzili się z najdelikatniejszym jedwabiem jaki powstał
na tym świecie. – biadolił dalej Hrabia niespełniony poeta i malarz zepchnięty
przez wir wojen i nienawiści na przestępczą drogę życia.- Sam Lord Denodel
zaszczycił mnie ostatnio by nieco więcej na jej temat się dowiedzieć.
Było widać, że jest bardzo nią zainteresowany, coś czuję, że krocie na niej
zarobię. A więc nie okaleczcie jej w żaden sposób wy barbarzyńskie
istoty!- z każdym słowem, które wydostało się z jego ust jego twarz stawała się
coraz bardziej czerwona z czasem przeistaczając się w żywą purpurę.
Strażnicy w milczeniu przyglądali się swemu
pracodawcy co jakiś czas wymieniając się bezradnymi spojrzeniami.
-Czy ty jesteś głuchy?! Pytam się głuchy?! Ciężko
pojąc, ze jak nie potrafisz obchodzić się z tą dzieciną jak z pisklę to masz ją
puścić?! No miałem nadzieję, że pracuję z istotami o jakimś minimalnym
intelekcie. – krzyknął, aż jego jasno brązowy tupecik podskoczył na jego łysej
połyskującej głowie. Strażnik od razu posłuchał starszego mężczyzny, a
następnie cofnął się by stanąć obok swego kompana. Ponownie wymienili się
porozumiewawczymi spojrzeniami. Znali Hrabię Jenholsena dobrze, pracowali już z
nim szmat czasu ponad 18 lat i wiedzieli jaką przywiązuje wagę do swojej pracy.
Jednak pierwszy raz spotkali się z taką nadwrażliwością z jego strony. Nieco
ich to zadziwiło, ale i tak nie mieli czym się przejmować, zawsze pogadał,
pokrzyczał, po marudził po czym mu przechodziło i wszystko wracało do normy.
-No dobrze już. Wyjdźcie i pilnujcie drzwi by nikt
pod żadnym pozorem mi tu nie wpełznął.- rozkazał po czym podszedł do
dziewczyny, musnął jej policzek dłonią jakby sprawdzał jakość materiału.
Uśmiechnął się z zadowoleniem, a jego oczy zabłysły. Jego instynkt oparty na
wieloletnim doświadczeniu mówił mu, że może to być jego jeden z lepszych
interesów jego życia. Jak nie Lord Denodel to ktoś inny ją kupi, był tego
przekonany, zawsze gdy ten pojawiał się na jego podziemnych aukcjach
zainteresowanie nimi wzrastało nie raz nawet o połowę. Jednak by doszło do
jakiejkolwiek transakcji z udziałem tej kruszyny wpierw musi pozbyć się z jej
zewnętrznej powłoki tej skorupy brudu i pospólstwa.
-Stefanio!- głos Hrabi rozniósł się po pokoju jak i
po pobliskich pomieszczeniach gospodarczych i już wkrótce zza jednych drzwi
przykrytych beżową zasłoną wyłoniła się służka odziana w czarny uniform
dopełniony białym fartuszkiem. Kobieta dygnęła przed mężczyzną, a parę blado
zielonych włosów niesfornie wypadły z luźno spiętego koku i swobodnie opadły na
jej jasno oliwkową twarz.
-Tak Hrabio?- spytała przeciągły, muskającym
anielską barwą głosem służka. Jej intensywne szmaragdowe oczy zmierzyły od stóp
po sam czubek głowy małą nieznajomą szykując w głowie plan przygotowania jej do
pokazu. Codziennie miała parę takich istot do przyszykowania co stało się już
dla niej normą, niczym nadzwyczajnym.
-Umyj ją, ubierz, nakarm. Zrób to co zawsze tylko o
stokroć lepiej. By lśniła jak złoto, diamenty, całe bogactwo tego okrutnego
świata! Ma olśnić nawet najbardziej zgorzkniałego bogacza by na jej widok nawet
jego przegniła dusza drgnęła. - Hrabia nie krył podekscytowania, ostatni raz
czuł się tak dobre 100 lat temu, gdy dopiero zaczynał rozkręcać swój interes w
granicach tego miasta. I do jego brudnych rąk trafiła trudna do zdobycia,
rzadko spotykana lwia wróżka. To na niej zarobił swoje pierwsze poważne
pieniądze, które umożliwiły mu rozkręcenie na dobre tego biznesu.
-Dobrze Hrabio. – odpowiedziała spokojnie służka po
czym dygnęła na odchodne swego pana. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły kobieta
podeszła do wątłego ciała dziewczyny, dotknęła jej brudnych włosów, które
zgarnęła jej przy okazji z twarzy. Ciężko westchnęła wpatrując się w drobną
twarzyczkę i ledwie stojące w pionie ciało. Wiedziała co mogła czuć w tej
chwili ona, sama niegdyś była w podobnej sytuacji, jej rodzina była biedna na
skraju śmierci głodowej, jej młodsze rodzeństwo poumierało nim jakakolwiek
pomoc zdążyła przybyć do ich miasta. Wieczna wojna pochłonęła wiele dusz, a ci
co przeżyli zostali przekazani na handel. W tej sposób tak jak i większość jej
rodaków została sprzedana na jednej z tego rodzaju podziemnych aukcji, gdzie
trafiła w ręce Hrabi stając się niewolnicą pod jego łaską.
Gdy zaczynała pracę tutaj
nie raz myślała jak mogłaby pomóc tym biednym zazwyczaj młodym istotom, jednak
nie była w stanie nic dla nich uczynić. Jedyne co jej pozostało to modlitwy do
Bogów by chociaż nad tymi biednymi duszyczkami się ulitowali, by chociaż ich
życie nie zostało bezlitośnie przeliczone na rufie.
Służka nie lada była
zdziwiona, gdy po wykąpaniu młodej dziewczyny ujrzała jej ciepłą, brzoskwiniową
cerę i złociste jak złoto włosy, które nie przypominały barwą złota, a wręcz
wydawały się jakby z tego metalu zostały stworzone. Oprócz tego niespotykane
był również jej wzrost, była mniejsza nawet od służki, mierzyła nie więcej niż
150cm, ale największe zaskoczenie dopadło ją wtedy, gdy przed kąpielą zdjęła jej
ciemny materiał z oczu. I nie chodziło wcale o jej różnokolorowe tęczówki,
które mogły wskazywać to o czym nawet służka nie chciała myśleć. Lecz o to co w
tych oczach ujrzała, a raczej czego nie ujrzała. Po raz pierwszy spotkała się z
tym, by w oczach, zwierciadle, bramie do duszy u osoby tu więzionej nie
dostrzec ani krzty strachu, lęku, czy też cienia paniki. Była spokojna,
opanowana, a jej zwierciadła duszy ukazywały prawie, że pustkę, lecz było w
nich coś czego kobieta nie była w stanie określić, nazwać, ale mimo to czuła
jak wewnątrz niej samej robi się ciepło i milej na sercu. Później jak się
zorientowała była to iskierka nadziei, której już tak dawno u nikogo nie
widziała, bo już dawno w nich wygasła.
Sala będąca tego wieczoru
miejscem licytacji selekcji A nie była ogromnych rozmiarów co niej jednego
mogłoby zdziwić. Była dość kameralna, posiadająca w swoim wyposażeniu, dobrze
oświetloną scenę z mównicą dla aukcjonera, dwoma lożami zawieszonymi po bokach
i okrągłymi stolikami ustawionymi przed sceną przyozdobionymi jedynie paroma
świecami, których płomienie dają niewielkie, ciepłe światło oświetlające ledwie
cały blat stołu. A całe pomieszczenie utrzymane w posępnym jak całe podziemie
klimacie.
-Czas na ofertę numer 12, młoda, wodna wróżka.
Wzrost 164
cm , waga 44kg, rozpiętość skrzydeł 98
cm . Szczegółowe informacje znajdą państwo w karcie
oferty. Cena wywoławcza 12 milionów rufii[1]. – na scenę została wniesiona
klatka, cała wylana z magicznego złota, a w niej skrzydlata postać siedząca
potulnie na łydkach ledwie utrzymując korpus w pionie. Jej niebieskie jak
dzienne niebo włosy o krótkiej długości przykrywały cześć jej bladego, prawie,
że białego czoła. Mimo iż była to oczywista cecha wróżek wodnych, to było widać
gołym okiem, że niewielka istotka „wygasa”, zdała od swego naturalnego
otoczenia, tracąc z każdą sekundą siły jak i blask, który zawsze emanuje od
nich.
W sali rozbrzmiał szelest papieru, zgromadzeni
tutaj zamożni ludzie bacznie przeglądali dane im wcześniej pliki dokumentów. Po
ponownym zapoznaniu się z danymi „oferty” jedna z osób na widowni uniosła
nieznacznie do góry rękę trzymając w niej tabliczkę z numerem 34, oferując w
ten sposób cenę wywoławczą, która już po chwili została przebita przez innego
licytującego.
-Proszę przyjrzeć się jej szarym, dużym oczom, na
pewno nie jedną osobę one zachwycą.- odezwał się ponownie ten sam głos, a z
cienia wyłoniła się męska sylwetka ubrana w biały frak z wenecką maską na
twarzy bogato zdobioną złotymi wzorami. Brązowowłosy mężczyzna podszedł do
klatki i jednym ruchem reki ściągnął czarną przepaskę z oczu wróżki. Która
resztkami sił zatrzepotała powiekami, a następnie przezroczystymi skrzydełkami.
Chwyciła niewielkimi dłońmi złote pręty i rozejrzała się po widowni, lecz nic
nie ujrzała prócz płomieni świec od których słabo emitowało światło.
-Ja już myślałem, że po
mnie nie przyjdziesz, że mnie zostawisz tam na pastę tych niewyżytych w
najróżniejszy sposób arystokratycznych świń. Ale tak w ogóle cieszę się, ze
Ciebie widzę! Uratowałeś mnie ty mój przyjacielu!- świergotał szczęśliwy w
niebo głosy Kieru - młody, pół kotołak, o czarnych włosach wpadający w odcień
bezchmurnego nocnego nieba i ogromnych jak złote monety, turkusowych oczach
przepełnionych radością i ulgą. – Wiesz strasznie tam było w szczególności jak
wsadzili mnie do tej malutkiej klatki w której ledwie się mieściłem. No jak tak
można traktować tak rzadkie stworzenie jakim jestem ja?! No ja się pytam, oni
uwłaczali mojej godności, naruszyli moje prawa osobiste! I jeszcze ubrali mnie
w te o to szmaty!- unosił się młodzieniec ciągnąc do przodu skrawek szarej,
brudnej koszuli, która niegdyś pewnie była worem na ziemniaki.
-Prawa osobiste powiadasz? Może jeszcze pójdziesz
domagać się odszkodowania od ubezpieczyciela za barbarzyńskie traktowanie? Ty
się ciesz, że w ogóle jakieś zainteresowanie wzbudziłeś wśród tych
„arystokratycznych świń”, bo ja byłem pewien, że uda mi się Ciebie wykupić za 1
rufię. –powiedział spokojnie, a raczej beznamiętnie jasnowłosy Lord, znany na
zachodnim kontynencie jako Lord Eizo Piqaphal, dobrze sytuowana osoba o bardzo
zróżnicowanej opinii społeczeństwa.
-Jesteś okropny! Wyceniasz moją osobę na 1 rufię?!
-Oczywiście, że nie. Ja bym nie mógł, skądże, w
ogóle. Po prostu sądziłem, że na tyle wycenią cię inni.
-Ani twoje słowa, ani twój głos mnie nie przekonał.
Przyznaj, że szkoda Ci było tych pieniędzy!
-Po prostu nie lubię przepłacać za rzeczy zepsute
lub bezużyteczne.
-Kiedyś to ja bym się za takie słowa obraził, ale
dzisiaj znamy się już tyle lat i wiem, że po prostu taki jesteś oschłym,
lodowatym, nieczułym, okrutnym przyjacielem. Ale to taki twój urok, za to Cię
kochamy.- ciemnowłosy wypowiedział kolejny swój wywód, a jego słowa aż kipiały
sarkazmem i złośliwością, która usilnie była kamuflowana przesadną uprzejmością.
-Co narzekasz? …Znowu. W końcu już któryś raz z
kolei wyciągnąłem cię z tarapatów. I zamiast mi tu jęczeć jaki to masz
straszliwy los to powinieneś się postarać by chociaż przez 5 minut nie wpakować
się w żadne następne kłopoty. Tylko 5 minut, chyba nie oczekuję od Ciebie zbyt
wiele. A i przypominam, ze winien mi jesteś 5 tysięcy rufii, odpuszczę Ci już
koszty podróży, które były wielokrotnością twojego wykupienia.- oznajmił nie
zmieniając tonu głosu, ani wyrazu twarzy młody Lord wyższy od swego kompana o
głowę. Jedynie w jego głosie było można wyczuć nutę irytacji jaka narastała w
nim od dłuższego czasu, od czasu gdy dowiedział się, ze będzie musiał do tego
przeklętego, brudnego od przekrętów miasta przyjechać by kolejny raz uratować
mu tyłek. I nawet jeśli mówili mu, że nie musi wcale po niego jechać on czuł,
że musi to zrobić, był już do niego przywiązany, mógł nawet powiedzieć, ze to
jego przyjaciel, który jedynie potrafi go wkurzać.
-A skąd mam Ci niby wziąć 5 tysięcy rufii?!
-Na przykład pójdź do pracy.- jasnowłosy pchnął
drzwi do kolejnego sektora, poprawił jedwabną, hebanową chustę pod szyją spiętą
złotą brożkom po czym wsunął ręce do kieszeni płaszcza w kolorze indygo
strojnie ozdobionego na mankietach i kołnierzu złotymi i srebrnymi wzorami.
-A gdzie ja niby znajdę pracę i kto mnie zatrudni?
Poza tym czemu mam ci oddawać aż 5 tysięcy?- spytał Kieru rozglądając się po
kolejnym pomieszczeniu w którym się znaleźli. Lord Eizo chwilę się zamyślił, a
następnie odpowiedział:
-Masz rację jest to nie sprawiedliwe.
-Też tak uważam!- przyznał entuzjastycznie kotołak
wpatrując się w srebrną klatkę na scenie oświetloną wyżej zawieszonymi
reflektorami wypełnionymi magicznym pyłem wróżek świetliszek świecącym mocniej
i jaśniej niż żarówki ogólnie dostępne na rynku.
-Oddasz mi 4,5 tysięcy rufii. W końcu twoja cena
wywoławcza wynosiła 500 rufii, a więc musiałem dopłacić 4,5 tysięcy bo o dziwo,
ktoś chciał kupić tak upierdliwe stworzenie jakim jesteś ty. Chociaż gdyby się
dowiedział, że nie dajesz żyć 24 godziny na dobę 452 dni w roku to nawet by z
chęcią dopłacił byle by zabrali ciebie od niego.- Eizo uśmiechnął się złośliwie
po czym poczochrał przyjaciela po miękkich nieco zapuszczonych włosach, który
szybko wyślizgnął się spod jego dłoni z niezadowoleniem wypisanym na twarzy.
-Wcale nie jesteś miły.- bąknął chłopak gdy
ponownie przeszli przez następne drzwi, które w odróżnieniu od pozostałych były
pod baczną obserwacją strażników.
-Mili tym światem nie rządzą, mili żrą ziemie w
którą są wdeptywani. A więc bez żadnego oporu zgodzę się z twoją opinią, a
nawet mogę się skłonić by uznać ją za komplement. – jasnowłosy podał kartkę
jednemu ze strażników który do nich podszedł po czym zostali puszczeni w głąb
sektora A zwanego powszechnie złotą sekcją z powodu niebagatelnych sum jakie
się tutaj przewijają.
-Twoje realistyczne myślenie czasem mnie przeraża.
Weź się zabaw, rozluźnij no wiesz.
-Bawiłem się 3 tysiące lat temu, teraz już nic mnie
nie interesuje, ani nie bawi. Chociaż… - mruknął Lord przemierzając dalej
korytarz na tłach widowni, nawet na nich nie spojrzał ani razu. Pamiętał czasu
gdy sam uczęszczał w tego typu aukcjach, zazwyczaj jednak sprzedając niż
kupując. Nie różnił się niczym od tych rozleniwionych, próżnych istot, których
twarze ogólnie znane są przez społeczeństwo. Prezesi banków krajowych, artyści,
biznesmeni, dalsze rodziny królewskie i inni którzy na swoich kontach posiadają
grube miliony często nawet miliardy rufii. – Kieru idziesz, czy znowu się za
nie wiadomo co obrażasz?- burknął gdy po przejściu paru kroków nie zobaczył po
swej lewej stronie swojego przyjaciela, obrócił się by rozejrzeć się za
ciemnowłosym, który stał jak słup przygwożdżony do ziemi wpatrując się tempo na
scenę. Eizo powędrowałam za wzrokiem kompana, a jego oczy natrafiły na drobną
twarz otuloną długimi, prostymi włosami o złocistej barwie, które bardziej
przypominały cienkie jak pajęczyna nitki ze złota iskrzące się w blasku lamp
niż włosy jakie posiada każdy.
-Niesamowite…- szepnął kotołak, kiedy podszedł do
niego blondyn bacznie przyglądając się nadal tak zwyczajnej, a zarazem niespotykanej
istocie zamkniętej w złotej klatce.
-Do prawdy intrygujące.- skomentował nie lada
zdziwiony Lord przyglądając się jasnej brzoskwiniowej cerze dziewczyny, jej
drobnej figurze, a przede wszystkim tym włosom, które najbardziej odznaczały
się. Złoto jaka barwa włosów była przypisywana Bogom, ale i tak nielicznym,
niewielkiej garstce panującej nad innymi.
-Cena wywoławcza…- na te słowa zgromadzeni w
przyciemnym pomieszczeniu unieśli głowy, zapadła cisza i każdy ze skupieniem
czekał na kontynuacje.- …20 milionów rufii.- sala wybuchła głośnymi rozmowami,
które co jakiś czas przeistaczały się w pojedyncze krzyki wzburzenia. Cena była
bardzo wysoka przez co rozmowy stały się agresywne co przyczyniło się do
napięcia i tak już ciężkiej wiszącej pod sufitem atmosfery. – Może to
państwa zaciekawi.- aukcjoner miał jeszcze jednego asa w rękawie, prócz
wyjątkowych włosów dziewczyna posiadała jeszcze jedną niewielką cechę… dość
nietypową. Mężczyzna stojąc przy uwięzionej między złotymi prętami ściągnął jej
czarną opaskę z twarzy, tak jak czynił to przy wielu innych wcześniej tu
będących „ofertach”. Gdy jej oczy zostały odsłonięte i dziewczyna ukazała swe
oczy, jeden z biznesmenów nie jaki Hrabia Terrenus spadł z wielkim hukiem z
krzesła rozlewając na stół whisky, które właśnie spożywał. Lecz nikt nawet na
niego nie spojrzał wszyscy byli oszołomieni, wpatrywali się ze zdziwieniem na
dwukolorowe tęczówki dziewczyny. Parametr ten przypisywany był jedynie tym,
których już wiele tysięcy wiosen temu wielu usiłowało wytępić.
Chabrowo-szmaragdowe oczy rozejrzały się beznamiętnie bo skumulowanych tu
burżujach. Były one nietuzinkowe, prawa tęczówka intensywnie kobaltowa z
malachitowym pierścieniem nałożonym na obrzeżach czarnej źrenicy. Zaś lewe
wprost przeciwnie. Te dwa kolory były od siebie tak odrębne, jak niebo i
ziemia, widziane obok siebie, lecz wyraźnie oddzielone.
Nim dziewczyna zdążyła drugi raz mrugnąć powiekami
na widowni widniały już ręce licytujących. W krótkim czasie pierwotna cena
potroiła się, a jeszcze parę minut później jej początkowa wartość pięciokrotnie
się powiększyła.
-Dam 350 milionów rufii!- rozbrzmiał potężny, bas
mężczyzny siedzącego w jednej z loży. Potężna postać tak jak jego głos
wychyliła się za połaci mroku. Jego czarne długie włosy opadające na ramiona
otulały podłużne, wyraziste rysy twarzy wraz z czarnymi jak czarna dziura
oczami tworząc upiorny obraz jakby to niektórzy określili samego Szatana.
-Nie muszę widzieć by wiedzieć kto to powiedział.-
jęknął Kieru zaciskając mocno powieki, a po jego ciele przeszła jednorazowa
fala dreszczy.
-Zaczyna robić się ciekawie.- odparł Eizo
spoglądając dyskretnie na loże w której znajdowało się źródło dźwięku.
-Ciekawie? Intrygująca, tajemnicza dziewczyna plus
Czarny Lord… to nic dobrego nie wróży.
-Może i masz racje, może ta dziewczyna naprawdę
jest ciekawa. Skoro sam Lord Denodel się nią zainteresował to musi być
coś na rzeczy. On na byle ścierwa nie zwraca swojej drogocennej uwagi.-
zamyślił się na chwile blondyn przypatrując się złotowłosej niewieście. Nie
mógł zaprzeczyć, ze jest intrygująca, wszystkie jej cechy zewnętrzne
zaprzeczały przeciętnemu wzorcowi wyglądu jakiejkolwiek rasy jaka istniała na
tych ziemiach, a jest ich do prawdy bardzo wiele.
-A co jeśli jest jedną z nas? I Czarny Lord o tym
wie? – spanikował ciemnowłosy kotołak, wiedział, że jego strach nie jest
bezpodstawny, wiele aspektów popierało jego obawę. Każdy znał Lorda Denodela i
każdy wiedział kim on był kiedyś. Okrutnym siejącym postrach Shivelem[2], jego
ręce obryzgane były krwią wielu niewinnych istot oskarżonych o bycie Varei[3]. Jednakże w dzisiejszych czasach
uważany był za osobistości neutralną, nie mającą żadnych poglądów politycznych
oraz za istotę ogólnie szanującą wszystkie rasy. Jednak nie wiele to miało
wspólnego z rzeczywistością. Każdy kto brał chociaż raz udział w podziemnych
aukcjach miał za swymi plecami szemrane interesy i nieczyste zamiary.
-Czy wie czy nie wie niezbyt mnie to interesuje, bo
na pewno nie z tego by powodu chciał wydać taką pokaźną sumkę na nią. Denodel
nie jest głupi, do tego jest cwany.- ponownie zadumał się Lord mówiąc bardziej
do siebie samego niż do swego przyjaciela, który również intensywnie nad czymś
myślał.
-360 milionów!
-375 milionów rufii!
-380 milionów rufii!!- zaczęły się przekrzykiwania,
każdy chciał być głośniejszym od swych poprzedników, mając nadzieję, ze to jemu
właśnie uda się wylicytować dziewczynę. Chcieli mieć ją w swoich kolekcjach,
nawet właściciel sieci banków w Ais zażarcie podwyższał swoje wcześniejsze
stawki. Każdy nagle był złotowłosą zainteresowany, a to tylko dla tego, że
Czarny Lord był bardzo dobrze znany w świecie podziemi jako wyborny
kolekcjoner, znał się na istotach jak na kamieniach szlachetny jubiler. Wiec
nic dziwnego, że każdy był w stanie krocie zapłacić za nią.
-500 miliona rufii daje i wiem, że nikt
więcej nie da!- ryknął Denodel podrażniony całą zaistniałą sytuacją. Nie
spodziewał się takiego przebiegu sytuacji. Miał nadzieję, że wyda na nią
mniejszą sumę, jednak był na wszelki wypadek przygotowany. Miał przy sobie
równo wyliczone 500 milionów rufii i ani rufia więcej, jednak był też świadom,
że niżej znajdujący się licytujący nie będą wstanie przebić jego ceny.
Sala zamilkła, nieliczny kątem oka spoglądali na
ukrytą w cieniu sylwetkę Lorda przełykając głośno ślinę. Obawiali się go na
wszystkie możliwe sposoby.
-Ktoś przebije ofertę?- zapytał aukcjoner, lecz
wiedział, że sala będzie milczeć. Jego pytanie wynikało z zasad panujących w
jego pracy, jednak wiedział ,że było ono czysto retoryczne.
Jasnowłosy Eizo wytrącił
się z zamysłu jak z pod czaru. Rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu, jakby
dopiero co tu wszedł, następnie spojrzał na kontury Lorda Denodela od której
emanowało ekstaza zwycięstwa. Po czym jego oczy skierowały się na uwięzioną w
klatce dziewczynę. Jego wzrok zetknął się z jej spojrzenie. Przez chwile tak
trwali wpatrując się nawzajem w swoje beznamiętne tęczówki, niespodziewanie
prawe oko złotowłosej zabłysło intensywną, rażącą zielenią, a Eizo poczuł
muśnięcie na barierze oddzielającej jego duszę od reszty świata. Jego ciało
zastygło i przeszła po nim seria dreszczy.
- 500 milionów po raz pierwszy, po raz drugi, po
raz trz…
-550 milionów!- przerwał gwałtownie aukcjonerowi
blondyn, gdy tylko oderwał oczy od dziewczyny. Nie mógł uwierzyć w to co
widział jak i poczuł, był pewien, że już wszyscy wyginęli z tą jakże rzadką
umiejętnością…
Lord Denodel zacisnął mocno palce na szklance z
alkoholem, ich nacisk był na tyle silny, że na grubym krysztale pojawiły się
pierwsze rysy.
-E I Z O…- warknął przez mocno zaciśnięte zęby po
czym całą swą siłą uderzył kryształem o drewniana barierkę loży roztrzaskując
naczynie w drobny pył, który wraz z kroplami whisky uniosły się w powietrzu nad
głowami zamożnych, a potem jak mżawka powoli opadły na ich głowy mieniąc się
jak gwiazdy na atłasowym grafitowym niebie.
-Co… coo… co to było? – wydusił przez gardło
sparaliżowany od stóp po czubek głowy Kieru wpatrując się ogromnymi ślepiami w
kompana.
Po twarzy Lorda Eizo było można wyczytać, ze sam
nie był do końca świadom tego co uczynił i co właśnie się wydarzyło. Odsunął na
bok długą jasna grzywkę przykrywającą prawą cześć twarzy i przetarł palcami
niesprawne oko.
-Nie spodziewałem się Lorda
dzisiaj w moich skromnych progach. – zająknął się nieco Hrabia Jenholsen, gdy
noga jasnowłosego młodzieńca stanęła w jego gabinecie. – Może zasiądziesz
Lordzie w moim fotelu?- zasugerował wskazując masywne krzesło obite ciemną
skórą na, którym jeszcze parę minut temu wygodnie siedział.
-Wolał bym jednak od razu przejść do konkretów.-
Eizo przemierzył całą długość przyciemnionego, jak wszystkie tutaj
pomieszczenia, gabinetu zatrzymując się przed ogromnym, mahoniowym biurkiem
przysłoniętym z wierzchu stertą rozsypanych papierów.
-Tylko Lordzie jest taka sprawa, że trzeba zapłacić
całą kwotę od razu i to w gotówce.- rzekł nieco niepewnie , zalęknięty Hrabia
stojąc po drugiej stronie drewnianego mebla.
-Nie widzę w tym najmniejszego problemu.- tęgi
mężczyzna nadął policzki po czym z świstem wciągnął powietrze do płuc, którym
się zachłysnął stając się przy tym cały czerwony na twarzy. Wyciągnął z
kieszeni pasiastej kamizeli białą, jedwabną chustkę i otarł parę kropel
połyskującego potu znajdujących się na jego czole.
-A to wyśmienicie!- Jenholsen paroma chaotycznymi
ruchami rąk pozrzucał papiery na podłogę.- 550 milionów rufii się należy.-
rzekł ocierając ponownie wilgotne czoło.
Blondyn wsuną rękę pod swój granatowy płaszcz po
chwili wyciągając ją stamtąd trzymając między palcami niewielką drewnianą
skrzyneczkę obitą na rogach metalem. Podrzucił przedmiot w dłoni następnie
rzucił go na blat mahoniowego biurka. Skrzynia uderzyła z impetem o
polakierowane drewno, w locie zmieniając swe rozmiary. Solidny mebel ugiął się
pod niebywałym ciężarem masywnej skrzyni. Jasnowłosy podszedł do niej, otworzył
wszystkie 3 spusty, obrócił ją w stronę Hrabi i popchnął mocno. Złote
monety rozsypały się po całej podłodze tworząc wizualnie morze złotem płynące.
Hrabia podskoczył przestraszony, a jego tupecik bezwiednie opadł na rufie
odsłaniając błyszczącą łysinę mężczyzny.
-550 milionów, można przeliczyć.- oznajmił
spokojnie młodzieniec rzucając złotą monetę, którą bawił się w dłoni, do Hrabi.
Ten chwycił i przełknął głośno ślinę wpatrując się w po rozsypanych pieniądzach.
-No to policzmy.- Jenholsen podszedł do stojącej
nieopodal biblioteczki i z jednej z półek wziął drewnianą, posrebrzaną
różdżkę. Skierował ją na rufie znajdujące się dookoła biurka po czym przesunął
ją na w połowie pustą skrzynię. Mruknął pod nosem ciąg magicznych słów, a
następnie kręcąc delikatnie nadgarstkiem poruszył różdżką. Raptownie złote
monety uniosły się w powietrzu i zaczęły padać po kolej do drewnianego pudła.
Ich tempo było zbyt szybkie by czyjekolwiek oko było w stanie zarejestrować
pojedyncze sztuki, a co dopiero je wszystkie policzyć. Gdy ostatni złoty
żeton znalazł się na stercie mieniących się rufii wieko zatrzasnęło się, a nad
nim ukazała się liczba 9 cyfrowa z dwoma piątkami na czele.
-Dziewczyna zaraz ma się znaleźć przy moim wozie. –
stwierdził blondyn, a jego głos dawał do zrozumienia, że nie chce on słyszeć
żadnego nawet mruknięcia sprzeciwu.
-Oczywiście…
-Dziękuje, dobranoc.- Lord Eizo obrócił się płynnie
na pięcie i podszedł do drzwi.
-A reszta?!- spytał właściciel podziemi wpatrując
się w cyfry nie będące w żadnym stopniu zerami.
-Nie rozdrabniajmy się.- mruknął i wyszedł z
gabinetu.
-Dziękuję za skorzystanie z naszej oferty.-
wyrecytował do zamkniętych drzwi Hrabia. Stał tak jeszcze przez chwilę patrząc
w miejsce gdzie jeszcze chwile temu widniała pokaźna liczba. Bezwiednie jak
wcześniej jego tupecik opadł na skórzany fotel zostawiając w powietrzu krople
potu, które pod wpływem grawitacji również jak i on opadły.
-Dajcie rumu!- krzyknął do służby stojącej za
drzwiami, wtarł całą głowę nasączoną potem chusteczką rozlewając się w fotelu.
Musiał ochłonąć bo przed nim była jeszcze jedna niezapowiedziana wizyta, której
już wyczekiwał. Lord Denodel w końcu nie specjalnie pałał entuzjazmem z powodu
zakupu do którego nie doszło.
-A ty co?- zdziwiła się wysoka kobieta o bardzo
wyrazistych, kobiecych kształtach podkreślonych jeszcze bordowo-krwistą suknią
i czarnym gorsetem. Bujna brunetka podeszła do brązowo- czarnego
dyliżansu zaprzężonego w 6 koni, 4 czarne i dwa białe, wysokie na 2,5
metra o karminowych ślepiach i smukłych, lecz potężnych
cielskach. Dwa z nich stojące na czele, czarne jak smoła, groźne jak śmierć,
grzebiąc głośno przednimi nogami o kamienne płyty nadawały i tak obskurnej
uliczce jeszcze bardziej dramatycznego klimatu.
-Kupiłem ją zamiast jego.- rozpoczął wyjaśnienia
jasnowłosy przerywając na chwilę, żeby wskazać na stojącego koło niego
kotołaka, który słysząc te słowa gwałtownie obrócił się w stronę mówiącego
patrząc na niego wzrokiem przepełnionym rozdrażnieniem. – Ale niestety
dorzucili mi go do niej jako dodatek bo pozbywali się towaru z magazynu który
nie zszedł. – ignorując go kontynuował.
-Uduszę go…- zaczął przez zaciśnięte żeby Kieru.-…
kiedyś.- -dodał po chwili delikatnym głosikiem, potulny jak baranek gdy Lord
spojrzał na niego. Ten zaś widząc minę przyjaciela uśmiechnął się i
poczochrał go po miękkich włosach w kolorze dzisiejszego, nocnego nieba.
-Liljanh zajmij się dziewczyną.- rozkazał blondyn
jednak jego głos był delikatny dodając do tych słów nieme „proszę”. Kobieta
spojrzał a na leżące w ramionach strażnika nieruchome ciało złotowłosej i czym
prędzej podeszła do nich.
Nim rozbłysł świt nad
miastem Vlekam wszyscy zebrani tej nocy w podziemiach rozpłynęli się.
Pozostawiając jedynie po sobie obłok aromatyczny dym cygar, opary mocnego
alkoholu i dźwięk furkoczących monet.
[1] Rufia- waluta ogólnoświatowa. 1rufia= ok.
2.16USD.
[2] Shiven- osoba ściągająca nieśmiertelnych,
jej zadaniem było schwytanie nieśmiertelnych nieraz też zabicie. Często na
zlecenie możnowładców Shiven tępił nieśmiertelnych z miast i wiosek.
[3] Varei- potoczne
określenie na istotę nieśmiertelną. W niektórych rejonach krajów określenie to
jest uważane, że obraźliwe i wulgarne.
zapowiada się ciekawie. Masz bardzo dobry styl. Umiesz świetnie opisać poszczególne sceny, tworzysz nastrój, przedstawiasz świat przed czytelnikiem w bardzo fajny sposób. Podoba mi się... Jestem pod wrażeniem. Mam nadzieję, że drugi rozdział pojawi się szybko. Będę czekać...
OdpowiedzUsuńogien-i-lod.blogspot.com
Dziękuję bardzo :)
UsuńJeżeli potrzebujesz pomocy z ustawieniem szablonu napisz do mnie ;)
OdpowiedzUsuńrinne.lasair@gmail.com
Nurtuje mnie jedno pytanie: sama wymyśliłaś wszystkie nazwy i imiona? Jeżeli tak to naprawdę wielki szacunek. Moje wymyślanie imion/nazw kończy się fatalnie.
OdpowiedzUsuńDziwi mnie dlaczego nie widzę pod postami wielu komentarzy, widać, że masz talent, no i historia zapowiada się na ciekawą. I mówię to szczerze, bo niewiele znalazłam blogów tak dobrze pisanych (wnioskuję po pierwszym rozdziale).
Pozdrawiam :)
Jeśli chodzi o nazwy etc. to tak sama wymyślam:) Uwierz nie wszystkie moje nazwy/imiona jakie wymyśle są dobre;p czasem trochę czasu mi zajmuje zanim wymyśle odpowiednią. Sporo nazw wymyśliłam jeśli chodzi o nazwy krain etc. tu czasem inspirowałam się internetem, w sensie jakieś generatory. Generowałam z 10 tysięcy nazw po czym wybierałam jedną i modyfikowałam ;p
UsuńDziękuję bardzo za te miłe słowa :) Może niewiele osób ma takie samo zdanie co ty, jednakże cieszę się niezmiernie, że napisałaś ten komentarz:)
Jeśli chodzi o kolejne rozdziały... mogą być nieco gorsze, bo to nie jest ich ostateczna "forma" planuję po napisaniu całej I części opowiadania zrobić sporą korektę wszystkich rozdziałów. A rozdział 1 jest taki ponieważ sporo nad nim siedziałam :) innym niestety nie byłam w stanie poświęcić tyle czasu, ale zmienię to na pewno.
Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam :)