piątek, 19 września 2014

Rozdział 2

Hej wam :) nie umiem się rozpisywać jak i specjalnie zachęcać do czytania, więc hmm... zapraszam do przeczytania 2 rozdziału i czekam na wasze opinie.
A następny rozdział czyli 3 za 2 tygodnie 4 października :)
P.S z góry przepraszam za wszelakiego rodzaju błędy


Rozdział 2


            Konie gnały przez pola, lasy i niewielkie wsie, ich kopyta uderzając o ziemię dudniły głucho, a z ich nozdrzy wydobywał się gęsty biały dym.
-Po dłuższej chwili zastanowienia nadal nie pojmuję po co nam ona.- oznajmił Kieru przyglądając się śpiącej na siedzeniach naprzeciwko.
-Tak samo jak ja nie pojmuję po co ty mi do szczęścia jesteś potrzebny.- rzekł drocząc się z przyjacielem Eizo spoglądając na krajobraz za oknem powozu.
Bujna niegdyś zieleń została przykryta popiołem z niedalekich fabryk zbroi i broni powstałych parę wieków temu.  Będących skutkiem rozpoczęcia zażartej i krwawej wojny między dwoma rasami elfów. Wszelakie ślady zieleni zniknęły, a na ich miejsce brutalnie wtargnęła ponurość i wszystkie odcienie szarości. Radość jaka kiedyś tu była bezpowrotnie rozpłynęła się w gęstym od zbrodni powietrzu.
-Ja rozumiem, że nie jestem idealny, zaś ona wygląda jak mały, złoty aniołek, którego można postawić na półce nad kominkiem w salonie i do tego jest pewnie miała, wrażliwa i ułożona, ale…- kotołakowi przerwały głośne pomrukiwania złotowłosej, która przekręciła się na plecy, a następnie wyciągnęła do góry ręce. Jej powieki ospale i leniwie uniosły się do góry umożliwiając barwnym oczom rozejrzenie się po niewielkiej, lecz gustownej wnęce wozu.
-Gdzie ja jestem?- szepnęła zaspanym głosikiem. Przejechała dłońmi po włosach po czym przetarła oczy. Już zamierzała usiąść, gdy nagle jedno z kół dyliżansu wjechało na kamień.  Powóz podskoczył wraz z osobami w nim siedzącymi. Nim ktokolwiek zdążył zareagować dziewczyna upadła na podłogę. Syknęła głośno z bólu, uniosła nieco głowę do góry i warknęła- Kurwa jego mać.- masując intensywnie głowę w bolącym miejscu spojrzała na wykwintne, wysokie buty z jakże doskonałej jakościowo skóry. Powędrowała wzrokiem w górę mijając po drodze czarny materiał na kolanach, szafirowo-granatową kamizelkę, białą koszulę otulającą męską klatkę piersiową aż natrafiła na błękitne, bardzo jasne spojrzenie jasnowłosego.- Kim ty jesteś?- spytała z nutką zaniepokojenia zawieszoną w głosie. Pamiętała, że wylicytował ją, pamiętała jego twarz mimo iż była odurzona tamtego wieczoru.
-Lord Eizlukav Piqalpho. –odpowiedział taktownym, jedwabistym głosem wykwintnie blondyn.
-Czekaj, czekaj… ten Lord Eizo?- zadziwiła się dziewczyna wpatrując się z niedowierzaniem w młodzieńca, który był z wyglądu za ledwie góra o 5 lat od niej starszy.- Wyobrażałam sobie ciebie bardziej takiego starszego, zadufanego, z takim o brzuchem - dłońmi zatoczyła półkole wokół własnej tali- z cygarem w ustach, złotym zębem lub diamentowym i haremem.- gdy tylko skończyła spojrzała gdzieś w bok z lekkim rumieńcem na obu policzkach. Eizo uniósł nieznacznie lewą brew do góry, zaś jego kącik ust nieco drgnął układając się w subtelny uśmiech.- Ale wyglądasz jak dzieciuch…- dodała po chwili nadymając przy tym policzki.
-Doprawdy? –zaintrygowało to młodzieńca rozbawionego tymi słowami.- A ty jak się nazywasz jeśli to nie tajemnica?- dziewczyna usiadła naprzeciw swego rozmówcy spoglądając na niego z grymasem wymalowanym na twarzy.
-Ruta Oishibi.- bąknęła po dłuższej chwili milczenia. Blondyn przyjrzał się jej jeszcze raz, lecz nie dostrzegł żadnego podobieństwa miedzy nią, a Normanami u których to nazwisko jest niezmiernie popularne.
-Skąd pochodzisz?
-Z Krashtih. – odpowiedziała niezbyt chętnie nie będąc pewną czy może mu powiedzieć jeszcze więcej o sobie, ale też nie była w stanie nic więcej zrobić niż tylko posłusznie mu odpowiadać.
-Nie wyglądasz mi na Norvankę.
-Jak byłam mała mieszkałam w Kogyoor, po czym zostałam przeniesiona do Krashtih. – wyjaśniła Ruta patrząc posępnie na zmieniający się krajobraz za oknem.
Młody Lord przemilczał tą informację. Domyślał się czemu była niegdyś „ przeniesiona” z Kogyoor. Wiedział co się wydarzyło parę naście lat temu. Wiele istot straciło życie inne zaś trafiły do niewoli gdzie po wielu torturach wielu z nich i tak umierało. A to wszystko za sprawą Elisha Artemieva będącego szwagrem Lorda Demodela, który od wielu lat toczy zażarte spory ze swym młodszym przyrodnim bratem , władcą Krainy Gomoar.
-Może nam coś więcej o sobie opowiesz?-  zasugerował nieco nieuprzejmie i zgryźliwie Kieru podsuwając kolana pod brodę. Wbił złośliwe, przeszywające spojrzenie w dziewczynę czekając jak cokolwiek powie. Złotowłosa skierowała leniwie jakby od niechcenia swoje dwukolorowe spojrzenie na kotołaka. Po chwili ciszy i przyglądania się ciemnowłosemu, wplotła palce we włosy i pewnym, jednym ruchem zaczesała je do tyłu.
-Siku mi się chce. – powiedziała beznamiętnie. Kieru spojrzał na nią z szokiem, a jego dolna szczęka samowolnie powędrowała ku dołowi, najniżej jak tylko mogła. Eizo ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy i wyrytym w błękitnym oku zerknął na swego przyjaciela , a następnie na wpół zeschnięte drzewa za szybą. Oparł łokieć o parapet , uniósł rękę do góry po czym skierował dłoń w stronę kierunku jazdy i wyprostował palec wskazujący. Powóz raptownie się zatrzymał. Granatowowłosy poleciał do przodu szybko jednak powracając do poprzedniego miejsca. Spojrzał z lekkim zdziwieniem na Lorda, lecz ten nie zwrócił nawet na niego uwagi.
-Wysiądź i idź za drzewa. Do najbliższej wioski mamy jeszcze ponad 100 km. Powątpiewam byś była wstanie tak długo wstrzymywać.- oznajmił jasnowłosy otwierając drzwiczki dyliżansu. Ruta uniosła się z siedzenia, oczyma jedynie musnęła sylwetkę Lorda tak jakby chciała się upewnić czy rzeczywiście może, a następnie wyskoczyła z powozu i nie za szybkim krokiem wtargnęła w ścianę oprószonej popiołem zieleni.
-Cofam to co wcześniej o niej powiedziałem.- burknął kotołak wpatrując się w miejsce gdzie zniknęła dziewczyna.- Za czorta nie jest w nawet malutkim stopniu złotym, uroczym aniołkiem. No na pewno nie  uroczym i nie aniołkiem. Po za tym po cholerę ją teraz puściłeś? Ucieknie nam zaraz i tyle będziesz widział te swoje miliony.
-Ma założone kajdany absorbujące energię magiczną bez której jak ci wiadomo nie użyje żadnej magii, a na dodatek osłabiają ją. Tak więc jeśli będzie usiłowała uciec oznacza to tylko i wyłącznie, że ma ptasi rozumek przez co nie warta będzie mej uwagi.
-I myślisz, że ich nie zdejmie?- prychnął Kieru przypominając sobie kajdany jakie miał niedawno jeszcze na nadgarstkach i kostkach. Przy dłuższej chwili i spokoju sam byłby w stanie je ściągnąć.
-To nie ten sam poziom Kieru.- rzekł Eizo domyślając się po czym jego myśli teraz się snują.- Stal Chryfona jest metalem magicznym wchłania energię magiczną przez co staje się jeszcze potężniejsza, a na zdjęcie ich potrzebne jest odpowiednie zaklęcie, które potrzebuje konkretną ilość energii. A więc znając zaklęcie nie będzie w stanie go użyć, gdyż kajdany zdążą pochłonąć tą energię.

-Cholerstwo wstrętne. – syknęła Ruta stojąc za wiekowymi, połamanymi konarami parę naście metrów od drogi. Uderzyła kajdanami na nadgarstkach, a dźwięk rozniósł się echem po ogromnym lesie. Przeszła jeszcze parę kroków w głąb niegdysiejszej zieleni intensywnie zastanawiając się co w takowej sytuacji może uczynić. Faktem było to, że nie miała zbyt wielkiego pola do manewru. Wiedziała w co została zakuta i wiedziała, że w aktualnym położeniu jest z Lordem jak na ten czas bezpieczna. Z drugiej zaś strony nie jedno w swym życiu słyszała o Lordzie Piqalpho i nie miała bladego pojęcia po co ją kupił jak i co może zrobić. Tak więc głupotą okazuje się powrócenie do nich, ale jeszcze większą byłaby ucieczka w obecnej sytuacji. Rozejrzała się dookoła, lecz prócz licznie zebranych w tym miejscu drzew nie dostrzegła nic co by dawało jej jakąkolwiek nadzieję na pomoc.

Złotowłosa w milczeniu wsiadła do powozu i od razu usiadła nie unosząc wzroku znad swoich kolan. Kieru mruknął pod nosem plątaninę niezrozumiałych słów, niezadowolony z faktu, że dziewczyna wróciła. Wcześniej było mu jej żal, ale teraz czuł, że jest tylko zbędnym balastem dla Lorda. Zaś Eizo nie zwracając uwagi na pozostałą dwójkę otworzył jedną z książek ze swego zbioru po czym zagłębił się w jej treści odcinając się od reszty.

Dni i noce zmieniały się nawzajem w nieubłaganym tempie, jednakże ponury obraz w pół martwego zieleni nie zmienił się ani na chwilę ciągle przytłaczając sobą podróżujących. Konie gnały przez cały czas zatrzymując się jedynie na krótkie postoje, lecz nie męczyło ich to, były wytrzymałe, silne i pewne, bestie z piekła pochodzące.
-Oddawaj to, ostatnie jabłko zostało i czemu niby ty masz je zjeść!- oburzył się Kieru i uniósł swój chłopięcy głos na Rutę, która tępo spojrzała na niego trzymając okrągły owoc w dłoni. Syknęła pod nosem, a następnie podrzuciła owoc do góry by po chwili ponownie go chwycić. Od kiedy z nimi jechała co chwile kotołak czepiał się byle rozpocząć kolejną kłótnię. Irytowało ją to i starała się nie dać sprowokować, lecz nie zawsze było to takie łatwe.
-Ten tu mi pozwolił je wziąć.- oznajmiła wskazując głową na Lorda, który kompletnie nie zwracał na nich uwagi, będąc zaczytanym w książce.
-Zwracaj się do Esyo z należytym dla niego szacunkiem, dla Ciebie jest on per Lord.- warknął ciemnowłosy, a dziewczyna jedynie przekręciła oczyma.
-Łap.- rzuciła w jego stronę jabłko które zwinnie złapał. Po dłuższej chwili przyglądania się owocowi chłopak prychnął.
-Nie chce go.
-To wyrzuć.- warknęła podirytowana jego zachowaniem złotowłosa.
-Nie będę marnował żywności.
-To zostaw sobie na później.
-Później też nie będę chciał.
-To na cholerę kazałeś mi je oddać sobie?
-Bo tak.- dziewczyna ponownie syknęła i uderzyła pięścią o ściankę powozu po czym spojrzała za okno. Wiedziała, że długo tak nie wytrzyma i jak tak dalej będzie to może wydarzyć się tu komuś krzywda. I nie jest to bynajmniej żart, była wstanie wyrządzić komuś krzywdę, lecz ze wszystkich sił starała się powstrzymać, nie chciała by się powtórzyło to przez co po części została wydalona ze szkoły, przez co to tyle w jej życiu się zmieniło i tu wylądowała.
-Zachowujesz się jak rozkapryszony bachor.- dodała po chwili nieco ciszej jakby myślała głośno niż wprost zwracała się do Kieru.
-Co powiedziałaś!- uniósł się chłopak wstając przy tym z siedziska.
-Uspokój się.- odezwał się niespodziewanie Eizo spoglądając na ciemnowłosego zimnym, a wręcz lodowatym spojrzeniem. Chłopak od razu ucichł i usiadł potulnie na swoim miejscu z nieco zmieszaną miną. Lord odłożył książkę i wyjrzał przez okienko po czym dodał po chwili.- niedługo będziemy przekraczać granicę między Malumei, a Nimder. Jak tylko to uczynimy uzupełnimy nasze zapasy. A póki co żywności nam na pewno starczy.
Ruta zamyśliła się na chwilę myśląc o granicy, którą niebawem przekroczą. Nimder jest krainą neutralną, bezpieczną, tam by mogła sobie sama dać radę z dala od szemranych istot.
-Tak a pro po moglibyśmy porozmawiać o wypuszczeniu mnie?- spytała spokojna już, jednak w odpowiedzi uzyskała jedynie cień uśmiechu na twarzy blondyna. Nie wiedziała co o tym myśleć, czy ją zignorował, czy odebrał to jako żart więc jak na razie wolała zamilknąć.

Dziewczyna wyciągnęła ręce w górę wydając przy tym dźwięk podobny do mruczenia kota, a następnie powoli i niezbyt chętnie podniosła powieki do góry. Za oknem było ciemno, środek nocy, a niedaleko powozu świeciły pochodnie swym pomarańczowo-żółtym płonieniem. W oddali było można dostrzec parę potężnych sylwetek oraz zarysy namiotów. Ruta rozejrzała się po wnętrzu powozu jednak ujrzała tylko śpiącego Kieru wtulanego w rogu i ani śladu Lorda. Po chwili zastanawiania się otworzyła drzwiczki i wysiadła z stojącego wozu. Chłodny letni wiatr musnął jej policzki rozwiewając przy tym nieznacznie jej długie, proste włosy. Cisza jaka panowała w okolicy koiła jej uszy, bez namysłu skierowała się w stronę namiotów, lecz nie wykonała więcej niż 10 kroków gdy złapał ją pewien kobiecy głos.
-Gdzie się wybierasz?- spytała kobieta o bujnych kasztanowych włosach stojąc przy jednym z koni, czarnym ogierze, który swymi czerwonymi ślipskami przyglądał się drobnej dziewczynie. Złotowłosa przestraszyła się jednak palpitacje serca przeszły jej gdy ujrzała znajomą twarz. Nie wiedziała kim ta kobieta dokładnie jest, wiedziała ją parę razy podczas postoi lecz nie miała kiedy z nią porozmawiać, zawsze coś było do zrobienia. Wiedziała tylko tyle że jest woźnicą i na imię ma Liljanh. Na twarzy kobiety nie malował się grymas nieufności, lecz zwykłej ciekawości, a może raczej troski.
-Sama nie wiem… rozchodzić nogi chciałam…- odpowiedziała nieco niepewnie Ruta, sama nie wiedziała gdzie zmierzała. Po prostu dala ponieść się nogom. Brunetka przyjrzała się dziewczynie i najwidoczniej jej uwierzyła gdyż na jej twarzy ukazał się uśmiech zrozumienia.
-Nie dziwię się, ciągłe siedzenie nie jest zbyt komfortowe.
-Ymm… tak… nie jestem przyzwyczajona do ciągłego siedzenia. Wcześniej miałam dużo ruchu więc aktualna sytuacja jest dla mnie nieco męcząca.- na twarzy dziewczyny malowało się subtelne zakłopotanie, nie wiedziała co dokładnie ma mówić, czuła na sobie spojrzenie kobiety, ale nie było ono wścibskie czy niegrzeczne, przez co nie wiedziała jak ma zareagować.- A tak w ogóle to czemu stoimy?- spytała po chwili.
-Usiłujemy przekroczyć granicę, jednak na razie bezskutecznie.
-Czemu?
-Żołnierze Nimder mają zakaz wypuszczania kogokolwiek z Malumei.
-I co tak to z tym zrobimy?
-Lord Eizo prowadzi aktualnie rozmowy z dowódcą tego oddziału. Mam nadzieję, że coś wskóra, chociaż jak widzę Nimderowie są strasznie uparci.
-Nie dziwie im się. Chcą w końcu mroczne elfy zatrzymać w ich graniach, by wojna nie rozprzestrzeniła się na ich terenach.
-Dla mnie ta wojna w ogóle nie ma sensu.- rzekła Liljanh głaszcząc przy tym czule czarną bestie.
-Dla pani może ona sensu nie mieć, lecz dla walczących ona sens ma. Jedni chcą zdominować, drudzy zaś walczą o swoją wolność. Ta wojna była nieunikniona. Ani mroczne elfy, ani leśne nie są święta. Fakt, faktem, że mroczne dawno przekroczyły jakąkolwiek granicę moralności, jednakże niegdyś leśne lekceważyły wszystko. Wojna nie wybucha bez powodu. Więc jak jest powód to i jakiś sens też musi być.- odpowiedziała Ruta po czym nie znacznie uśmiechnęła się do starszej od siebie, ale nadal młodej kobiety.
-Każdy na wszystko patrzy inaczej, każdy ma swoje oczy i każdy ma swój rozum, a więc naturalne jest, że każdy widzi wszystko inaczej. Dla kogoś dobro jest złem, a zło dobrem, a dla innego odwrotnie.
-Co prawda to prawda.- zadumała się ruta wpatrując w uginające pod wpływem podmuchów wiatru koron wysokich drzew. Dzisiejsza noc była ciepła  nawet chłodny wiatr nie był tak odczuwalny.
Z rana powóz ruszył w dalszą podróż, po długich i namolnych rozmowach. Chociaż trzeba przyznać, że pieniądze nie lada tu pomogły.

W raz z przekroczeniem granicy wjechali oni na teren zwany „Ziemią niczyją”, ziemie kiedyś należące do Malumei jednak siłą odebrane przez Ais. Teren nie należący do żadnej z krain, ziemia bez władcy jak i prawa, jedynie granice objęte opieką przez Nimder. 

4 komentarze:

  1. Powiem tak: wczuwam się.
    Piszesz bardzo dobrze, jeeej... aż Ci zazdroszczę.
    Podoba mi się jak opisujesz wszystkie miejsca, postacie są interesujący, no i dialogi takie naturalne, lekkie. :)
    Wg Ciebie zastanowiłabym się nad wydaniem tego opowiadania z formie książki, bo jest warte zauważenia.
    Cóż mogę Ci więcej powiedzieć? Jestem mile zaskoczona, bardzo ale to bardzo mi się podoba i czekam na kolejny rozdział. :) Pozdrawiam.
    ps. dziękuję za miłą i wyczerpującą opinię u mnie na ogien-i-lod.blogspot.com - to dużo dla mnie znaczy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. interesujące postacie :) wybacz.

      Usuń
    2. Dziękuję jeszcze raz za miłe słowa:)

      Usuń
    3. Nie ma za co. Piszesz bardzo dobrze, a ja jestem szczęśliwa, że mogę to czytać. :) Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział . :)

      Usuń

szablon wykona� Eyes Only dla wioski szablon�w przy pomocy shooters, Kieran O'Connor