A następny rozdział czyli 3 za 2 tygodnie 4 października :)
P.S z góry przepraszam za wszelakiego rodzaju błędy
Rozdział 2
Konie
gnały przez pola, lasy i niewielkie wsie, ich kopyta uderzając o ziemię dudniły
głucho, a z ich nozdrzy wydobywał się gęsty biały dym.
-Po dłuższej chwili zastanowienia nadal nie pojmuję
po co nam ona.- oznajmił Kieru przyglądając się śpiącej na siedzeniach
naprzeciwko.
-Tak samo jak ja nie pojmuję po co ty mi do szczęścia jesteś potrzebny.- rzekł
drocząc się z przyjacielem Eizo spoglądając na krajobraz za oknem powozu.
Bujna niegdyś zieleń została przykryta popiołem z
niedalekich fabryk zbroi i broni powstałych parę wieków temu. Będących skutkiem rozpoczęcia zażartej i
krwawej wojny między dwoma rasami elfów. Wszelakie ślady zieleni zniknęły, a na
ich miejsce brutalnie wtargnęła ponurość i wszystkie odcienie szarości. Radość
jaka kiedyś tu była bezpowrotnie rozpłynęła się w gęstym od zbrodni powietrzu.
-Ja rozumiem, że nie jestem idealny, zaś ona
wygląda jak mały, złoty aniołek, którego można postawić na półce nad kominkiem
w salonie i do tego jest pewnie miała, wrażliwa i ułożona, ale…- kotołakowi
przerwały głośne pomrukiwania złotowłosej, która przekręciła się na plecy, a
następnie wyciągnęła do góry ręce. Jej powieki ospale i leniwie uniosły się do
góry umożliwiając barwnym oczom rozejrzenie się po niewielkiej, lecz gustownej
wnęce wozu.
-Gdzie ja jestem?- szepnęła zaspanym głosikiem.
Przejechała dłońmi po włosach po czym przetarła oczy. Już zamierzała usiąść,
gdy nagle jedno z kół dyliżansu wjechało na kamień. Powóz podskoczył wraz z osobami w nim
siedzącymi. Nim ktokolwiek zdążył zareagować dziewczyna upadła na podłogę.
Syknęła głośno z bólu, uniosła nieco głowę do góry i warknęła- Kurwa jego mać.-
masując intensywnie głowę w bolącym miejscu spojrzała na wykwintne, wysokie
buty z jakże doskonałej jakościowo skóry. Powędrowała wzrokiem w górę mijając
po drodze czarny materiał na kolanach, szafirowo-granatową kamizelkę, białą
koszulę otulającą męską klatkę piersiową aż natrafiła na błękitne, bardzo jasne
spojrzenie jasnowłosego.- Kim ty jesteś?- spytała z nutką zaniepokojenia
zawieszoną w głosie. Pamiętała, że wylicytował ją, pamiętała jego twarz mimo iż
była odurzona tamtego wieczoru.
-Lord Eizlukav Piqalpho. –odpowiedział taktownym,
jedwabistym głosem wykwintnie blondyn.
-Czekaj, czekaj… ten Lord Eizo?- zadziwiła się
dziewczyna wpatrując się z niedowierzaniem w młodzieńca, który był z wyglądu za
ledwie góra o 5 lat od niej starszy.- Wyobrażałam sobie ciebie bardziej takiego
starszego, zadufanego, z takim o brzuchem - dłońmi zatoczyła półkole wokół
własnej tali- z cygarem w ustach, złotym zębem lub diamentowym i haremem.- gdy
tylko skończyła spojrzała gdzieś w bok z lekkim rumieńcem na obu policzkach.
Eizo uniósł nieznacznie lewą brew do góry, zaś jego kącik ust nieco drgnął
układając się w subtelny uśmiech.- Ale wyglądasz jak dzieciuch…- dodała po
chwili nadymając przy tym policzki.
-Doprawdy? –zaintrygowało to młodzieńca
rozbawionego tymi słowami.- A ty jak się nazywasz jeśli to nie tajemnica?- dziewczyna
usiadła naprzeciw swego rozmówcy spoglądając na niego z grymasem wymalowanym na
twarzy.
-Ruta Oishibi.- bąknęła po dłuższej chwili
milczenia. Blondyn przyjrzał się jej jeszcze raz, lecz nie dostrzegł żadnego
podobieństwa miedzy nią, a Normanami u których to nazwisko jest niezmiernie
popularne.
-Skąd pochodzisz?
-Z Krashtih. – odpowiedziała niezbyt chętnie nie
będąc pewną czy może mu powiedzieć jeszcze więcej o sobie, ale też nie była w
stanie nic więcej zrobić niż tylko posłusznie mu odpowiadać.
-Nie wyglądasz mi na Norvankę.
-Jak byłam mała mieszkałam w Kogyoor, po czym
zostałam przeniesiona do Krashtih. – wyjaśniła Ruta patrząc posępnie na
zmieniający się krajobraz za oknem.
Młody Lord przemilczał tą informację. Domyślał się
czemu była niegdyś „ przeniesiona” z Kogyoor. Wiedział co się wydarzyło parę
naście lat temu. Wiele istot straciło życie inne zaś trafiły do niewoli gdzie
po wielu torturach wielu z nich i tak umierało. A to wszystko za sprawą Elisha
Artemieva będącego szwagrem Lorda Demodela, który od wielu lat toczy zażarte
spory ze swym młodszym przyrodnim bratem , władcą Krainy Gomoar.
-Może nam coś więcej o sobie opowiesz?- zasugerował nieco nieuprzejmie i zgryźliwie
Kieru podsuwając kolana pod brodę. Wbił złośliwe, przeszywające spojrzenie w
dziewczynę czekając jak cokolwiek powie. Złotowłosa skierowała leniwie jakby od
niechcenia swoje dwukolorowe spojrzenie na kotołaka. Po chwili ciszy i
przyglądania się ciemnowłosemu, wplotła palce we włosy i pewnym, jednym ruchem
zaczesała je do tyłu.
-Siku mi się chce. – powiedziała beznamiętnie.
Kieru spojrzał na nią z szokiem, a jego dolna szczęka samowolnie powędrowała ku
dołowi, najniżej jak tylko mogła. Eizo ze stoickim spokojem wymalowanym na
twarzy i wyrytym w błękitnym oku zerknął na swego przyjaciela , a następnie na
wpół zeschnięte drzewa za szybą. Oparł łokieć o parapet , uniósł rękę do góry
po czym skierował dłoń w stronę kierunku jazdy i wyprostował palec wskazujący.
Powóz raptownie się zatrzymał. Granatowowłosy poleciał do przodu szybko jednak
powracając do poprzedniego miejsca. Spojrzał z lekkim zdziwieniem na Lorda,
lecz ten nie zwrócił nawet na niego uwagi.
-Wysiądź i idź za drzewa. Do najbliższej wioski
mamy jeszcze ponad 100 km .
Powątpiewam byś była wstanie tak długo wstrzymywać.- oznajmił jasnowłosy
otwierając drzwiczki dyliżansu. Ruta uniosła się z siedzenia, oczyma jedynie
musnęła sylwetkę Lorda tak jakby chciała się upewnić czy rzeczywiście może, a
następnie wyskoczyła z powozu i nie za szybkim krokiem wtargnęła w ścianę
oprószonej popiołem zieleni.
-Cofam to co wcześniej o niej powiedziałem.-
burknął kotołak wpatrując się w miejsce gdzie zniknęła dziewczyna.- Za czorta
nie jest w nawet malutkim stopniu złotym, uroczym aniołkiem. No na pewno
nie uroczym i nie aniołkiem. Po za tym
po cholerę ją teraz puściłeś? Ucieknie nam zaraz i tyle będziesz widział te
swoje miliony.
-Ma założone kajdany absorbujące energię magiczną
bez której jak ci wiadomo nie użyje żadnej magii, a na dodatek osłabiają ją.
Tak więc jeśli będzie usiłowała uciec oznacza to tylko i wyłącznie, że ma ptasi
rozumek przez co nie warta będzie mej uwagi.
-I myślisz, że ich nie zdejmie?- prychnął Kieru
przypominając sobie kajdany jakie miał niedawno jeszcze na nadgarstkach i
kostkach. Przy dłuższej chwili i spokoju sam byłby w stanie je ściągnąć.
-To nie ten sam poziom Kieru.- rzekł Eizo
domyślając się po czym jego myśli teraz się snują.- Stal Chryfona jest metalem
magicznym wchłania energię magiczną przez co staje się jeszcze potężniejsza, a
na zdjęcie ich potrzebne jest odpowiednie zaklęcie, które potrzebuje konkretną
ilość energii. A więc znając zaklęcie nie będzie w stanie go użyć, gdyż kajdany
zdążą pochłonąć tą energię.
-Cholerstwo wstrętne. – syknęła Ruta stojąc za
wiekowymi, połamanymi konarami parę naście metrów od drogi. Uderzyła kajdanami
na nadgarstkach, a dźwięk rozniósł się echem po ogromnym lesie. Przeszła
jeszcze parę kroków w głąb niegdysiejszej zieleni intensywnie zastanawiając się
co w takowej sytuacji może uczynić. Faktem było to, że nie miała zbyt wielkiego
pola do manewru. Wiedziała w co została zakuta i wiedziała, że w aktualnym
położeniu jest z Lordem jak na ten czas bezpieczna. Z drugiej zaś strony nie
jedno w swym życiu słyszała o Lordzie Piqalpho i nie miała bladego pojęcia po
co ją kupił jak i co może zrobić. Tak więc głupotą okazuje się powrócenie do
nich, ale jeszcze większą byłaby ucieczka w obecnej sytuacji. Rozejrzała się
dookoła, lecz prócz licznie zebranych w tym miejscu drzew nie dostrzegła nic co
by dawało jej jakąkolwiek nadzieję na pomoc.
Złotowłosa w milczeniu wsiadła do powozu i od razu
usiadła nie unosząc wzroku znad swoich kolan. Kieru mruknął pod nosem plątaninę
niezrozumiałych słów, niezadowolony z faktu, że dziewczyna wróciła. Wcześniej
było mu jej żal, ale teraz czuł, że jest tylko zbędnym balastem dla Lorda. Zaś
Eizo nie zwracając uwagi na pozostałą dwójkę otworzył jedną z książek ze swego
zbioru po czym zagłębił się w jej treści odcinając się od reszty.
Dni i noce zmieniały się nawzajem w nieubłaganym tempie, jednakże ponury obraz w pół martwego zieleni nie zmienił się ani na
chwilę ciągle przytłaczając sobą podróżujących. Konie gnały przez cały czas
zatrzymując się jedynie na krótkie postoje, lecz nie męczyło ich to, były
wytrzymałe, silne i pewne, bestie z piekła pochodzące.
-Oddawaj to, ostatnie jabłko zostało i czemu niby
ty masz je zjeść!- oburzył się Kieru i uniósł swój chłopięcy głos na Rutę,
która tępo spojrzała na niego trzymając okrągły owoc w dłoni. Syknęła pod
nosem, a następnie podrzuciła owoc do góry by po chwili ponownie go chwycić. Od
kiedy z nimi jechała co chwile kotołak czepiał się byle rozpocząć kolejną kłótnię.
Irytowało ją to i starała się nie dać sprowokować, lecz nie zawsze było to
takie łatwe.
-Ten tu mi pozwolił je wziąć.- oznajmiła wskazując
głową na Lorda, który kompletnie nie zwracał na nich uwagi, będąc zaczytanym w
książce.
-Zwracaj się do Esyo z należytym dla niego
szacunkiem, dla Ciebie jest on per Lord.- warknął ciemnowłosy, a dziewczyna
jedynie przekręciła oczyma.
-Łap.- rzuciła w jego stronę jabłko które zwinnie
złapał. Po dłuższej chwili przyglądania się owocowi chłopak prychnął.
-Nie chce go.
-To wyrzuć.- warknęła podirytowana jego zachowaniem
złotowłosa.
-Nie będę marnował żywności.
-To zostaw sobie na później.
-Później też nie będę chciał.
-To na cholerę kazałeś mi je oddać sobie?
-Bo tak.- dziewczyna ponownie syknęła i uderzyła
pięścią o ściankę powozu po czym spojrzała za okno. Wiedziała, że długo tak nie
wytrzyma i jak tak dalej będzie to może wydarzyć się tu komuś krzywda. I nie
jest to bynajmniej żart, była wstanie wyrządzić komuś krzywdę, lecz ze
wszystkich sił starała się powstrzymać, nie chciała by się powtórzyło to przez
co po części została wydalona ze szkoły, przez co to tyle w jej życiu się
zmieniło i tu wylądowała.
-Zachowujesz się jak rozkapryszony bachor.- dodała
po chwili nieco ciszej jakby myślała głośno niż wprost zwracała się do Kieru.
-Co powiedziałaś!- uniósł się chłopak wstając przy
tym z siedziska.
-Uspokój się.- odezwał się niespodziewanie Eizo
spoglądając na ciemnowłosego zimnym, a wręcz lodowatym spojrzeniem. Chłopak od
razu ucichł i usiadł potulnie na swoim miejscu z nieco zmieszaną miną. Lord
odłożył książkę i wyjrzał przez okienko po czym dodał po chwili.- niedługo
będziemy przekraczać granicę między Malumei, a Nimder. Jak tylko to uczynimy
uzupełnimy nasze zapasy. A póki co żywności nam na pewno starczy.
Ruta zamyśliła się na chwilę myśląc o granicy,
którą niebawem przekroczą. Nimder jest krainą neutralną, bezpieczną, tam by
mogła sobie sama dać radę z dala od szemranych istot.
-Tak a pro po moglibyśmy porozmawiać o wypuszczeniu
mnie?- spytała spokojna już, jednak w odpowiedzi uzyskała jedynie cień uśmiechu
na twarzy blondyna. Nie wiedziała co o tym myśleć, czy ją zignorował, czy
odebrał to jako żart więc jak na razie wolała zamilknąć.
Dziewczyna wyciągnęła ręce w górę wydając
przy tym dźwięk podobny do mruczenia kota, a następnie powoli i niezbyt chętnie
podniosła powieki do góry. Za oknem było ciemno, środek nocy, a niedaleko
powozu świeciły pochodnie swym pomarańczowo-żółtym płonieniem. W oddali było
można dostrzec parę potężnych sylwetek oraz zarysy namiotów. Ruta rozejrzała
się po wnętrzu powozu jednak ujrzała tylko śpiącego Kieru wtulanego w rogu i
ani śladu Lorda. Po chwili zastanawiania się otworzyła drzwiczki i wysiadła z
stojącego wozu. Chłodny letni wiatr musnął jej policzki rozwiewając przy tym
nieznacznie jej długie, proste włosy. Cisza jaka panowała w okolicy koiła jej
uszy, bez namysłu skierowała się w stronę namiotów, lecz nie wykonała więcej
niż 10 kroków gdy złapał ją pewien kobiecy głos.
-Gdzie się wybierasz?- spytała kobieta o bujnych kasztanowych
włosach stojąc przy jednym z koni, czarnym ogierze, który swymi czerwonymi ślipskami
przyglądał się drobnej dziewczynie. Złotowłosa przestraszyła się jednak
palpitacje serca przeszły jej gdy ujrzała znajomą twarz. Nie wiedziała kim ta
kobieta dokładnie jest, wiedziała ją parę razy podczas postoi lecz nie miała
kiedy z nią porozmawiać, zawsze coś było do zrobienia. Wiedziała tylko tyle że
jest woźnicą i na imię ma Liljanh. Na twarzy kobiety nie malował się grymas
nieufności, lecz zwykłej ciekawości, a może raczej troski.
-Sama nie wiem… rozchodzić nogi chciałam…-
odpowiedziała nieco niepewnie Ruta, sama nie wiedziała gdzie zmierzała. Po
prostu dala ponieść się nogom. Brunetka przyjrzała się dziewczynie i
najwidoczniej jej uwierzyła gdyż na jej twarzy ukazał się uśmiech zrozumienia.
-Nie dziwię się, ciągłe siedzenie nie jest zbyt
komfortowe.
-Ymm… tak… nie jestem przyzwyczajona do ciągłego
siedzenia. Wcześniej miałam dużo ruchu więc aktualna sytuacja jest dla mnie
nieco męcząca.- na twarzy dziewczyny malowało się subtelne zakłopotanie, nie
wiedziała co dokładnie ma mówić, czuła na sobie spojrzenie kobiety, ale nie
było ono wścibskie czy niegrzeczne, przez co nie wiedziała jak ma zareagować.-
A tak w ogóle to czemu stoimy?- spytała po chwili.
-Usiłujemy przekroczyć granicę, jednak na razie
bezskutecznie.
-Czemu?
-Żołnierze Nimder mają zakaz wypuszczania
kogokolwiek z Malumei.
-I co tak to z tym zrobimy?
-Lord Eizo prowadzi aktualnie rozmowy z dowódcą
tego oddziału. Mam nadzieję, że coś wskóra, chociaż jak widzę Nimderowie są
strasznie uparci.
-Nie dziwie im się. Chcą w końcu mroczne elfy
zatrzymać w ich graniach, by wojna nie rozprzestrzeniła się na ich terenach.
-Dla mnie ta wojna w ogóle nie ma sensu.- rzekła
Liljanh głaszcząc przy tym czule czarną bestie.
-Dla pani może ona sensu nie mieć, lecz dla
walczących ona sens ma. Jedni chcą zdominować, drudzy zaś walczą o swoją wolność.
Ta wojna była nieunikniona. Ani mroczne elfy, ani leśne nie są święta. Fakt,
faktem, że mroczne dawno przekroczyły jakąkolwiek granicę moralności, jednakże
niegdyś leśne lekceważyły wszystko. Wojna nie wybucha bez powodu. Więc jak jest
powód to i jakiś sens też musi być.- odpowiedziała Ruta po czym nie znacznie
uśmiechnęła się do starszej od siebie, ale nadal młodej kobiety.
-Każdy na wszystko patrzy inaczej, każdy ma swoje
oczy i każdy ma swój rozum, a więc naturalne jest, że każdy widzi wszystko
inaczej. Dla kogoś dobro jest złem, a zło dobrem, a dla innego odwrotnie.
-Co prawda to prawda.- zadumała się ruta wpatrując
w uginające pod wpływem podmuchów wiatru koron wysokich drzew. Dzisiejsza noc
była ciepła nawet chłodny wiatr nie był
tak odczuwalny.
Z rana powóz ruszył w dalszą podróż, po długich i
namolnych rozmowach. Chociaż trzeba przyznać, że pieniądze nie lada tu pomogły.
W raz z przekroczeniem granicy wjechali oni na
teren zwany „Ziemią niczyją”, ziemie kiedyś należące do Malumei jednak siłą odebrane
przez Ais. Teren nie należący do żadnej z krain, ziemia bez władcy jak i prawa,
jedynie granice objęte opieką przez Nimder.
Powiem tak: wczuwam się.
OdpowiedzUsuńPiszesz bardzo dobrze, jeeej... aż Ci zazdroszczę.
Podoba mi się jak opisujesz wszystkie miejsca, postacie są interesujący, no i dialogi takie naturalne, lekkie. :)
Wg Ciebie zastanowiłabym się nad wydaniem tego opowiadania z formie książki, bo jest warte zauważenia.
Cóż mogę Ci więcej powiedzieć? Jestem mile zaskoczona, bardzo ale to bardzo mi się podoba i czekam na kolejny rozdział. :) Pozdrawiam.
ps. dziękuję za miłą i wyczerpującą opinię u mnie na ogien-i-lod.blogspot.com - to dużo dla mnie znaczy. :)
interesujące postacie :) wybacz.
UsuńDziękuję jeszcze raz za miłe słowa:)
UsuńNie ma za co. Piszesz bardzo dobrze, a ja jestem szczęśliwa, że mogę to czytać. :) Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział . :)
Usuń