wtorek, 18 sierpnia 2015

Nowy rozdział 2

Rozdział 2
            Konie gnały przez pola, lasy i niewielkie wsie, ich kopyta uderzając o ziemię dudniły głucho, a z ich nozdrzy wydobywał się gęsty biały dym.
-Po dłuższej chwili zastanowienia nadal nie pojmuję po co nam ona.- oznajmił Kieru przyglądając się śpiącej na siedzeniach naprzeciwko.
-Tak samo jak ja nie pojmuję po co ty mi do szczęścia jesteś potrzebny.- rzekł drocząc się z przyjacielem Eizo spoglądając na krajobraz za oknem powozu.
Bujna niegdyś zieleń została przykryta popiołem z niedalekich fabryk zbroi i broni powstałych parę wieków temu.  Będących skutkiem rozpoczęcia zażartej i krwawej wojny między dwoma rasami elfów. Wszelakie ślady zieleni zniknęły, a na ich miejsce brutalnie wtargnęła ponurość i wszystkie odcienie szarości. Radość jaka kiedyś tu była bezpowrotnie rozpłynęła się w gęstym od zbrodni powietrzu.
-Ja rozumiem, że nie jestem idealny, zaś ona wygląda jak mały, złoty aniołek, którego można postawić na półce nad kominkiem w salonie i do tego jest pewnie miała, wrażliwa i ułożona, ale…- kotołakowi przerwały głośne pomrukiwania złotowłosej, która przekręciła się na plecy, a następnie wyciągnęła do góry ręce. Jej powieki ospale i leniwie uniosły się do góry umożliwiając barwnym oczom rozejrzenie się po niewielkiej, lecz gustownej wnęce wozu.
-Gdzie ja jestem?- szepnęła zaspanym głosikiem. Przejechała dłońmi po włosach po czym przetarła oczy. Już zamierzała usiąść, gdy nagle jedno z kół dyliżansu wjechało na kamień.  Powóz podskoczył wraz z osobami w nim siedzącymi. Nim ktokolwiek zdążył zareagować dziewczyna upadła na podłogę. Syknęła głośno z bólu, uniosła nieco głowę do góry i warknęła- Kurwa jego mać.- masując intensywnie głowę w bolącym miejscu spojrzała na wykwintne, wysokie buty z jakże doskonałej jakościowo skóry. Powędrowała wzrokiem w górę mijając po drodze czarny materiał na kolanach, szafirowo-granatową kamizelkę, białą koszulę otulającą męską klatkę piersiową aż natrafiła na błękitne, bardzo jasne spojrzenie jasnowłosego.- Kim ty jesteś?- spytała z nutką zaniepokojenia zawieszoną w głosie. Pamiętała, że wylicytował ją, pamiętała jego twarz mimo iż była odurzona tamtego wieczoru.
-Lord Eizlukav Piqalpho. –odpowiedział taktownym, jedwabistym głosem wykwintnie blondyn.
-Czekaj, czekaj… ten Lord Eizo?- zadziwiła się dziewczyna wpatrując się z niedowierzaniem w młodzieńca, który był z wyglądu za ledwie góra o 5 lat od niej starszy.- Wyobrażałam sobie ciebie bardziej takiego starszego, zadufanego, z takim o brzuchem - dłońmi zatoczyła półkole wokół własnej tali- z cygarem w ustach, złotym zębem lub diamentowym i haremem.- gdy tylko skończyła spojrzała gdzieś w bok z lekkim rumieńcem na obu policzkach. Eizo uniósł nieznacznie lewą brew do góry, zaś jego kącik ust nieco drgnął układając się w subtelny uśmiech.- Ale wyglądasz jak dzieciuch…- dodała po chwili nadymając przy tym policzki.
-Doprawdy? –zaintrygowało to młodzieńca rozbawionego tymi słowami.- A ty jak się nazywasz jeśli to nie tajemnica?- dziewczyna usiadła naprzeciw swego rozmówcy spoglądając na niego z grymasem wymalowanym na twarzy.
-Ruta Oishibi.- bąknęła po dłuższej chwili milczenia. Blondyn przyjrzał się jej jeszcze raz, lecz nie dostrzegł żadnego podobieństwa miedzy nią, a Normanami u których to nazwisko jest niezmiernie popularne.
-Skąd pochodzisz?
-Z Krashtih. – odpowiedziała niezbyt chętnie nie będąc pewną czy może mu powiedzieć jeszcze więcej o sobie, ale też nie była w stanie nic więcej zrobić niż tylko posłusznie mu odpowiadać.
-Nie wyglądasz mi na Norvankę.
-Jak byłam mała mieszkałam w Kogyoor, po czym zostałam przeniesiona do Krashtih. – wyjaśniła Ruta patrząc posępnie na zmieniający się krajobraz za oknem.
Młody Lord przemilczał tą informację. Domyślał się czemu była niegdyś „ przeniesiona” z Kogyoor. Wiedział co się wydarzyło parę naście lat temu. Wiele istot straciło życie inne zaś trafiły do niewoli gdzie po wielu torturach wielu z nich i tak umierało. A to wszystko za sprawą Elisha Artemieva będącego szwagrem Lorda Demodela, który od wielu lat toczy zażarte spory ze swym młodszym przyrodnim bratem , władcą Krainy Gomoar.
-Może nam coś więcej o sobie opowiesz?-  zasugerował nieco nieuprzejmie i zgryźliwie Kieru podsuwając kolana pod brodę. Wbił złośliwe, przeszywające spojrzenie w dziewczynę czekając jak cokolwiek powie. Złotowłosa skierowała leniwie jakby od niechcenia swoje dwukolorowe spojrzenie na kotołaka. Po chwili ciszy i przyglądania się ciemnowłosemu, wplotła palce we włosy i pewnym, jednym ruchem zaczesała je do tyłu.
-Siku mi się chce. – powiedziała beznamiętnie. Kieru spojrzał na nią z szokiem, a jego dolna szczęka samowolnie powędrowała ku dołowi, najniżej jak tylko mogła. Eizo ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy i wyrytym w błękitnym oku zerknął na swego przyjaciela , a następnie na wpół zeschnięte drzewa za szybą. Oparł łokieć o parapet , uniósł rękę do góry po czym skierował dłoń w stronę kierunku jazdy i wyprostował palec wskazujący. Powóz raptownie się zatrzymał. Granatowowłosy poleciał do przodu szybko jednak powracając do poprzedniego miejsca. Spojrzał z lekkim zdziwieniem na Lorda, lecz ten nie zwrócił nawet na niego uwagi.
-Wysiądź i idź za drzewa. Do najbliższej wioski mamy jeszcze ponad 100 km. Powątpiewam byś była wstanie tak długo wstrzymywać.- oznajmił jasnowłosy otwierając drzwiczki dyliżansu. Ruta uniosła się z siedzenia, oczyma jedynie musnęła sylwetkę Lorda tak jakby chciała się upewnić czy rzeczywiście może, a następnie wyskoczyła z powozu i nie za szybkim krokiem wtargnęła w ścianę oprószonej popiołem zieleni.
-Cofam to co wcześniej o niej powiedziałem.- burknął kotołak wpatrując się w miejsce gdzie zniknęła dziewczyna.- Za czorta nie jest w nawet malutkim stopniu złotym, uroczym aniołkiem. No na pewno nie  uroczym i nie aniołkiem. Po za tym po cholerę ją teraz puściłeś? Ucieknie nam zaraz i tyle będziesz widział te swoje miliony.
-Ma założone kajdany absorbujące energię magiczną bez której jak ci wiadomo nie użyje żadnej magii, a na dodatek osłabiają ją same nabierając na sile. Tak więc jeśli będzie usiłowała uciec oznacza to tylko i wyłącznie, że ma ptasi rozumek przez co nie warta będzie mej uwagi.
-I myślisz, że ich nie zdejmie?- prychnął Kieru przypominając sobie kajdany jakie miał niedawno jeszcze na nadgarstkach i kostkach. Przy dłuższej chwili i spokoju sam byłby w stanie je ściągnąć.
-To nie ten sam poziom Kieru.- rzekł Eizo domyślając się po czym jego myśli teraz się snują.- Stal Chryfona jest metalem magicznym wchłania energię magiczną przez co staje się jeszcze potężniejsza, a istotę je noszące traci na sile. Im dłużej je nosi tym jest coraz słabsza, z czasem zaczyna tracić nie tylko siłę magiczną, ale też fizyczną.
-Cholerstwo wstrętne. – syknęła Ruta stojąc za wiekowymi, połamanymi konarami parę naście metrów od drogi. Uderzyła kajdanami na nadgarstkach o siebie, a dźwięk rozniósł się echem po ogromnym lesie. Przeszła jeszcze parę kroków w głąb niegdysiejszej zieleni intensywnie zastanawiając się co w takowej sytuacji może uczynić. Faktem było to, że nie miała zbyt wielkiego pola do manewru. Wiedziała w co została zakuta i wiedziała, że w aktualnym położeniu jest z Lordem jak na ten czas bezpieczna. Z drugiej zaś strony nie jedno w swym życiu słyszała o Lordzie Piqalpho i nie miała bladego pojęcia po co ją kupił jak i co może uczynić. Tak więc głupotą okazuje się powrócenie do nich, ale jeszcze większą byłaby ucieczka w obecnej sytuacji. Rozejrzała się dookoła, lecz prócz licznie zebranych w tym miejscu drzew nie dostrzegła nic co by dawało jej jakąkolwiek nadzieję na pomoc.

Złotowłosa w milczeniu wsiadła do powozu i od razu usiadła nie unosząc wzroku znad swoich kolan. Kieru mruknął pod nosem plątaninę niezrozumiałych słów, niezadowolony z faktu, że dziewczyna wróciła. Wcześniej było mu jej żal, ale teraz czuł, że jest tylko zbędnym balastem dla Lorda. Zaś Eizo nie zwracając uwagi na pozostałą dwójkę otworzył jedną z książek ze swego zbioru po czym zagłębił się w jej treści odcinając się od reszty.

Dni i noce zmieniały się nawzajem w niebywałym tempie, jednakże ponury obraz w pół martwej zieleni nie zmienił się ani na chwilę ciągle przytłaczając sobą podróżujących. Konie gnały przez cały czas zatrzymując się jedynie na krótkie postoje, lecz nie męczyło ich to, były wytrzymałe, silne i pewne, bestie z piekła pochodzące.
-Oddawaj to, ostatnie jabłko zostało i czemu niby ty masz je zjeść!- oburzył się Kieru i uniósł swój chłopięcy głos na Rutę, która tępo spojrzała na niego trzymając okrągły owoc w dłoni. Syknęła pod nosem, a następnie podrzuciła owoc do góry by po chwili ponownie je chwycić. Od kiedy z nimi podróżowała co chwile kotołak czepiał się jej o byle co by rozpocząć kolejną kłótnię. Irytowało ją to i starała się nie dać sprowokować, lecz nie zawsze było to takie łatwe.
-Ten tu mi pozwolił je zjeść.- oznajmiła wskazując głową na Lorda, który kompletnie nie zwracał na nich uwagi, będąc zaczytanym w książce.
-Zwracaj się do Esyo z należytym dla niego szacunkiem, dla ciebie jest on per Lord.- warknął ciemnowłosy, a dziewczyna jedynie przekręciła oczyma.
-Łap.- rzuciła w jego stronę jabłko które zwinnie chwycił. Po dłuższej chwili przyglądania się owocowi chłopak prychnął.
-Nie chce go.
-To wyrzuć.- warknęła podirytowana jego zachowaniem złotowłosa.
-Nie będę marnował żywności.
-To zostaw sobie na później.
-Później też nie będę chciał.
-To na cholerę kazałeś mi je oddać tobie?
-Bo tak.- dziewczyna ponownie syknęła i uderzyła pięścią o ściankę powozu po czym spojrzała za okno. Wiedziała, że długo tak nie wytrzyma i jak tak dalej będzie to może wydarzyć się tu komuś krzywda. I nie był to bynajmniej żart, była wstanie wyrządzić komuś krzywdę, lecz ze wszystkich sił starała się powstrzymać, nie chciała by się powtórzyło to przez co po części została wydalona ze szkoły, przez co tyle w jej życiu się zmieniło i tu wylądowała.
-Zachowujesz się jak rozkapryszony bachor.- dodała po chwili nieco ciszej jakby myślała głośno niż wprost zwracała się do Kieru.
-Co powiedziałaś!- uniósł się chłopak wstając przy tym z siedziska.
-Uspokój się.- odezwał się niespodziewanie Eizo spoglądając na ciemnowłosego zimnym, a wręcz lodowatym spojrzeniem. Chłopak od razu ucichł i usiadł potulnie na swoim miejscu z nieco zmieszaną miną. Lord odłożył książkę i wyjrzał przez okienko po czym dodał po chwili.- niedługo będziemy przekraczać granicę między Malumei, a Nimder. Jak tylko to uczynimy uzupełnimy nasze zapasy. A póki co żywności nam na pewno starczy.
Ruta zamyśliła się na chwilę myśląc o granicy, którą niebawem przekroczą. Nimder jest krainą neutralną, bezpieczną bynajmniej teoretycznie, tam by mogła sobie sama dać radę bynajmniej tak mogło jej się wydawać.
-Tak właściwie co zamierzasz Lordzie ze mną uczyni? -spytała spokojnie Ruta starając się zataić, że niezmiernie się tym przejmuje, jednak w odpowiedzi uzyskała jedynie cień uśmiechu na twarzy blondyna. Nie wiedziała co o tym myśleć, czy ją zignorował, czy też woli na dzień dzisiejszy tego nie ujawniać.
Dziewczyna wyciągnęła ręce w górę wydając przy tym dźwięk podobny do mruczenia kota, a następnie powoli i niezbyt chętnie podniosła powieki do góry. Za oknem było ciemno, środek nocy, a niedaleko powozu paliły się pochodnie swym pomarańczowo-żółtym płonieniem. W oddali było można dostrzec parę potężnych sylwetek oraz zarysy namiotów. Ruta rozejrzała się po wnętrzu powozu jednak ujrzała tylko śpiącego Kieru skulonego w rogu i ani śladu Lorda. Po chwili zastanawiania się otworzyła drzwiczki i wysiadła z stojącego wozu. Chłodny letni wiatr musnął jej policzki rozwiewając przy tym nieznacznie jej długie, proste włosy. Cisza jaka panowała w okolicy koiła jej uszy, bez namysłu skierowała się w stronę namiotów, lecz nie wykonała więcej niż 10 kroków gdy złapał ją pewien kobiecy głos.
-Gdzie się wybierasz?- spytała kobieta o bujnych kasztanowych włosach stojąc przy jednym z koni, czarnym ogierze, który swymi czerwonymi ślipskami przyglądał się drobnej dziewczynie. Złotowłosa przestraszyła się jednak palpitacje serca przeszły jej gdy ujrzała znajomą twarz. Nie wiedziała kim ta kobieta dokładnie jest, widziała ją parę razy podczas postoi lecz nie miała okazji by z nią porozmawiać, zawsze coś było do zrobienia. Wiedziała tylko tyle że jest woźnicą i na imię ma Liljanh. Na twarzy kobiety nie malował się grymas nieufności, lecz zwykłej ciekawości, a może raczej troski.
-Sama nie wiem… rozchodzić nogi chciałam…- odpowiedziała nieco niepewnie Ruta, sama nie wiedziała gdzie zmierzała. Po prostu dałaby się ponieść się nogom. Brunetka przyjrzała się dziewczynie i najwidoczniej jej uwierzyła gdyż na jej twarzy ukazał się uśmiech zrozumienia.
-Nie dziwię się, ciągłe siedzenie nie jest zbyt komfortowe.
-Ymm… tak… nie jestem przyzwyczajona do ciągłego siedzenia. Wcześniej miałam dużo ruchu więc aktualna sytuacja jest dla mnie nieco męcząca.- na twarzy dziewczyny malowało się subtelne zakłopotanie, nie wiedziała co dokładnie ma mówić, czuła na sobie spojrzenie kobiety, ale nie było ono wścibskie czy niegrzeczne, przez co nie wiedziała jak ma zareagować.- A tak w ogóle to czemu stoimy?- spytała po chwili.
-Usiłujemy przekroczyć granicę, jednak na razie bezskutecznie.
-Czemu?
-Żołnierze Nimder mają zakaz wypuszczania kogokolwiek z Malumei.
-I co tak to z tym zrobimy?
-Lord Eizo prowadzi aktualnie rozmowy z dowódcą tego oddziału. Mam nadzieję, że coś wskóra, chociaż jak widzę Nimderowie są strasznie uparci.
-Nie dziwie im się. Chcą w końcu mroczne elfy zatrzymać w ich graniach, by wojna nie rozprzestrzeniła się na ich terenach.
-Dla mnie ta wojna w ogóle nie ma sensu.- rzekła Liljanh głaszcząc przy tym czule czarną bestie.
-Dla pani może ona sensu nie mieć, lecz dla walczących ona sens ma. Jedni chcą zdominować, drudzy zaś walczą o swoją wolność. Ta wojna była nieunikniona. Ani mroczne elfy, ani leśne nie są święte. Fakt, faktem, że mroczne dawno przekroczyły jakąkolwiek granicę moralności, jednakże niegdyś leśne lekceważyły wszystko. Wojna nie wybucha bez powodu. Więc jak jest powód to i jakiś sens też musi być.- odpowiedziała Ruta po czym nie znacznie uśmiechnęła się do starszej od siebie, ale nadal młodej kobiety.
-Każdy na wszystko patrzy inaczej, każdy ma swoje oczy i każdy ma swój rozum, a więc naturalne jest, że każdy widzi wszystko inaczej. Dla kogoś dobro jest złem, a zło dobrem, a dla innego odwrotnie.
-Co prawda to prawda.- zadumała się Ruta wpatrując w uginające pod wpływem podmuchów wiatru koron wysokich drzew. Dzisiejsza noc była ciepła  nawet chłodny wiatr nie był tak odczuwalny.
Z rana powóz ruszył w dalszą podróż, po długich i namolnych rozmowach. Chociaż trzeba przyznać, że pieniądze nie lada tu pomogły.
W raz z przekroczeniem granicy powóz wjechał na teren zwany „Ziemią niczyją”, ziemie kiedyś należące do Malumei jednak siłą odebrane przez Ais. Teren nie należący do żadnej z krain, ziemia bez władcy jak i prawa, jedynie granice objęte opieką przez Nimder.


poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Nowy Rozdział 1

 Witam :) dawno mnie tu nie było, lecz dzisiaj przybyłam by poinformować, że przestaje publikować opowiadanie, lecz starą wersję(której zapisanej mam 21 rozdziałów planowane było 25) zaś zacznę umieszczać tu poprawione subtelnie lub też drastycznie rozdziały. To co wcześniej tu wstawiłam na bloga zostawię bynajmniej jak na razie:)
Wraz z nową wersją opowiadania pojawił się nowy szablon na blogu oraz nowe zakładki, które wkrótce pouzupełniam. 
Jak na razie zapraszam do czytania  nowego 1 rozdziału, który nieznacznie został zmieniony :)


Rozdział 1


Zawiasy stalowych pokrytych sadzą i wilgocią drzwi zgrzytnęły, gdy dwóch rosłych mężczyzn o sinej skórze w odcieniu fioletu otworzyło je na oścież wpuszczając do ciemnego, jak najciemniejszy zakątek martwego morza w Krainie Śmierci – Shinoor, blade, matowe smugi światła. Kontury postaci siedzących na chłodnych od lodowatego kamienia materacach poruszyły się, powoli i nieznacznie. Ich głowy skierowały się w stronę wyjścia i mimo iż miały przykryte oczy czarnymi opaskami wiedziały kto przybył i z jakim zamiarem. Cisza jaka panowała po chwili prysła jak bańka mydlana okrutnie przebita ostrą igłą. Ciche pojękiwania i prośby o wypuszczenie gwałtownie  uniosły się nad siedzącymi mieszając się ze stęchłym, wilgotnym powietrzem. Brzęk unoszonych i opuszczanych łańcuchów z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy i bardziej rytmiczny zagłuszając lamenty zakłutych.
Strażnicy w milczeniu weszli do środka, ciężkie buty pewnie stąpały po kamiennej posadce, a pęk kluczy przymięty do spodni jednego z nich bujał się w rytmie jego kroków dźwięcząc nieczystą melodią. Rozejrzeli się bacznie po skutych ze sobą istotach chowających swe ciała w mroku celi. Jednak ich doskonałe oczy dostrzegły to czego szukały. Jeden z nich wskazał na drobniutkie ciałko siedzące w jednym z kątów, ubrane w brudną, zszarzałą sukienkę przypominającą bardziej wór niż odzienie, jedyne co je wyróżniało od pozostałych to długie włosy, których złocista smuga blasku przebijała się gdzie nie gdzie przez grubą warstwę sadzy. Podeszli do niej spychając z drogi żeliwne łańcuchy, niższy o kasztanowej czuprynie ukucnął koło niej po czym sięgnął po pęk kluczy. Z pomiędzy metalu wyciągnął niewielki kluczyk, którym otworzył jeden z zamków łańcucha łączącego kajdany na nadgarstkach z tymi na kostkach. Następnie pociągnął leżący przed nim żeliwny sznur  łączący drobną dziewczynę z dalej siedzącą istotą przed nią, po czym otworzył kolejny zamek i odrzucił stertę metalu na bok. Chwycił dziewczynę za rękę podciągając ją do góry, jej ciało zachwiało się na dawno nie prostowanych nogach, lecz strażnik nie pozwolił jej upaść. Wyprowadził ją z ciemnej celi zaś drugi z nich zamknął drzwi sprawdzając dokładnie wszystkie rygle i magiczne pieczecie.
Chwile później wędrowali już długim obskurnym korytarzem znajdującym się w podziemiach miasta Vlekam stolicy Krainy Malimei potocznie zwaną Krainą Mrocznych Elfów.  Zaś nazwa tego miast od wielu wieków noszona była na ustach wszystkich tych których prawo się nie tyczyło i tych co tylko pod połacią nocy żyją łamiąc Królewskie prawo i nużąc się w niechlubnej chwale.
Po minięciu wielu schodów i zakrętów  mężczyźni wraz z dziewczyną znaleźli się w jednym z wielu znajdujących się tutaj pokoi. Otulony mrokiem, jak każdy milimetr tych podziemi, pomieszczenie o burgundowych ścianach, gdzie nie gdzie oświetlone bladymi, płomieniami świec zawieszonych na nich.
Chwile po nich do pokoju wszedł odziany w garnitur z najlepszego, brunatnego materiału krępy, tęgi mężczyzna w średnim wieku. Jego masywny brzuch kształtem przypominający ogromny balon z każdym jego ruchem leniwie unosił się do góry po czym opadał, a szwy jego koszuli ledwie utrzymywały go w ryzach.
-Delikatnie z nią! Delikatnie! –uniósł się Hrabia Jenholsen widząc jak strażnik mocno trzyma kruche, kobiece ciało. Podszedł do nich bliżej, położył swoje przykrótkie ręce na kałdunie i przyjrzał się przyprowadzonej dziewczynie. Jej brudne włosy przysuwały na myśl niegdyś panujące na tych ziemiach leśne elfy, które barbarzyńsko zostały strącone z tronu do kopalni, a ich złocista chwała jak i serce zostały okryte popiołem zbrodni dokonanej na nich przez istoty tak blisko im pokrewne.- Bądźcie delikatni jakbyście obchodzili się z najdelikatniejszym jedwabiem jaki powstał na tym świecie. – biadolił dalej Hrabia niespełniony poeta i malarz zepchnięty przez wir wojen i nienawiści na przestępczą drogę życia.- Sam Lord Denodel zaszczycił mnie ostatnio by nieco więcej na jej temat się dowiedzieć.  Było widać, że jest bardzo nią zainteresowany, coś czuję, że krocie na niej zarobię.  A więc nie okaleczcie jej w żaden sposób wy barbarzyńskie istoty!- z każdym słowem, które wydostało się z jego ust jego twarz stawała się coraz bardziej czerwona z czasem przeistaczając się w żywą purpurę.
Strażnicy w milczeniu przyglądali się swemu pracodawcy co jakiś czas wymieniając się bezradnymi spojrzeniami.
-Czy ty jesteś głuchy?! Pytam się głuchy?! Ciężko pojąc, że jak nie potrafisz obchodzić się z tą dzieciną jak z pisklęciem to masz ją puścić?! No miałem nadzieję, że pracuję z istotami o jakimś minimalnym intelekcie! – krzyknął, aż jego jasno brązowy tupecik podskoczył na jego łysej połyskującej głowie. Strażnik od razu posłuchał starszego mężczyzny, a następnie cofnął się by stanąć obok swego kompana.  Ponownie wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Znali Hrabię Jenholsena dobrze, pracowali już z nim szmat czasu ponad 118 lat i wiedzieli jaką przywiązuje wagę do swojej pracy. Jednak pierwszy raz spotkali się z taką nadwrażliwością z jego strony. Nieco ich to zadziwiło, ale i tak nie mieli czym się przejmować, zawsze pogadał, pokrzyczał, po marudził po czym mu przechodziło i wszystko wracało do normy.
-No dobrze już. Wyjdźcie i pilnujcie drzwi by nikt pod żadnym pozorem mi tu nie wpełznął.- rozkazał po czym podszedł do dziewczyny, musnął jej policzek dłonią jakby sprawdzał jakość materiału. Uśmiechnął się z zadowoleniem, a jego oczy zabłysły. Jego instynkt oparty na wieloletnim doświadczeniu mówił mu, że może to być jego jeden z lepszych interesów jego życia. Jak nie Lord Denodel to ktoś inny ją kupi, był tego przekonany, zawsze gdy ten pojawiał się na jego podziemnych aukcjach zainteresowanie nimi wzrastało nie raz nawet dwukrotnie. Jednak by doszło do jakiejkolwiek transakcji z udziałem tej kruszyny wpierw musi pozbyć się z jej zewnętrznej powłoki tej skorupy brudu i pospólstwa. 
-Stefanio!- głos Hrabi rozniósł się po pokoju jak i po pobliskich pomieszczeniach gospodarczych i już wkrótce zza jednych drzwi przykrytych beżową zasłoną wyłoniła się służka odziana w czarny uniform dopełniony białym fartuszkiem. Kobieta dygnęła przed mężczyzną, a parę blado zielonych włosów niesfornie wypadły z luźno spiętego koku i swobodnie opadły na jej jasno oliwkową twarz.
-Tak Hrabio?- spytała przeciągłym, o anielskiej barwie głosem służka. Jej intensywne szmaragdowe oczy zmierzyły od stóp po sam czubek głowy małą nieznajomą szykując w głowie plan przygotowania jej do pokazu. Codziennie miała parę takich istot do przyszykowania co stało się już dla niej normą, niczym nadzwyczajnym.
-Umyj ją, ubierz, nakarm. Zrób to co zawsze tylko o stokroć lepiej. By lśniła jak złoto, diamenty, całe bogactwo tego okrutnego świata! Ma olśnić nawet najbardziej zgorzkniałego bogacza by na jej widok nawet jego przegniła dusza drgnęła. - Hrabia nie krył podekscytowania, ostatni raz czuł się tak dobre 200 lat temu, gdy dopiero zaczynał rozkręcać swój interes w granicach tego miasta. I do jego brudnych rąk trafiła trudna do zdobycia, rzadko spotykana lwia wróżka. To na niej zarobił swoje pierwsze poważne pieniądze, które umożliwiły mu rozkręcenie na dobre tego biznesu.
-Dobrze Hrabio. – odpowiedziała spokojnie służka po czym dygnęła na odchodne swego pana. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły kobieta podeszła do wątłego ciała dziewczyny, dotknęła jej brudnych włosów, które zgarnęła jej przy okazji z twarzy. Ciężko westchnęła wpatrując się w drobną twarzyczkę i ledwie stojące w pionie ciało. Wiedziała co mogła czuć w tej chwili ona, sama niegdyś była w podobnej sytuacji, jej rodzina była biedna na skraju śmierci głodowej, jej młodsze rodzeństwo poumierało nim jakakolwiek pomoc zdążyła przybyć do ich miasta. Wieczna wojna pochłonęła wiele dusz, a ci co przeżyli zostali przekazani na handel. W tej sposób tak jak i większość jej rodaków została sprzedana na jednej z tego rodzaju podziemnych aukcji, gdzie trafiła w ręce Hrabi stając się niewolnicą pod jego łaską.
Gdy zaczynała pracę tutaj nie raz myślała jak mogłaby pomóc tym biednym, zazwyczaj młodym istotom, jednak nie była w stanie nic dla nich uczynić. Jedyne co jej pozostało to modlitwy do Bogów by chociaż nad tymi biednymi duszyczkami się ulitowali, by chociaż ich życie nie zostało bezlitośnie przeliczone na rufie. Lecz jak narazie modły nie pomagały, czyżby śmierć bogini Lentii była skazaniem wszystkich dusz na pewną zagładę.
Służka nie lada była zdziwiona, gdy po wykąpaniu młodej dziewczyny ujrzała jej ciepłą, brzoskwiniową cerę i złociste jak złoto włosy, które nie przypominały barwą złota, a wręcz wydawały się jakby z tego metalu zostały stworzone. Oprócz tego niespotykany był również jej wzrost, była mniejsza nawet od służki, mierzyła nie więcej niż 150cm, ale największe zaskoczenie dopadło ją wtedy, gdy przed kąpielą zdjęła jej ciemny materiał z oczu. I nie chodziło wcale o jej różnokolorowe tęczówki, które mogły wskazywać to o czym nawet służka nie chciała myśleć. Lecz o to co w tych oczach ujrzała, a raczej czego nie ujrzała. Po raz pierwszy spotkała się z tym, by w oczach, zwierciadle, bramie do duszy u istoty tu więzionej nie dostrzec ani krzty strachu, lęku, czy też cienia paniki. Była spokojna, opanowana, a jej zwierciadła duszy ukazywały prawie, że pustkę, lecz było w nich coś czego kobieta nie była w stanie określić, nazwać, ale mimo to czuła jak wewnątrz niej samej robi się ciepło i milej na sercu. Później jak się zorientowała była to iskierka nadziei, której już tak dawno u nikogo nie widziała, bo już dawno w nich wygasła.
Sala będąca tego wieczoru miejscem licytacji selekcji A nie była ogromnych rozmiarów co niej jednego mogłoby zdziwić. Była dość kameralna, posiadająca w swoim wyposażeniu, dobrze oświetloną scenę z mównicą dla aukcjonera, dwoma lożami zawieszonymi po bokach i okrągłymi stolikami ustawionymi przed sceną przyozdobionymi jedynie paroma świecami, których płomienie dają niewielkie, ciepłe światło oświetlające ledwie cały blat stołu.  Całe pomieszczenie utrzymane w posępnym jak całe podziemie klimacie.
-Czas na ofertę numer 12, młoda, wodna wróżka. Wzrost 164 cm, waga 44kg, rozpiętość skrzydeł 98 cm. Szczegółowe informacje znajdą państwo w karcie oferty. Cena wywoławcza 12milionów rufii. – na scenę została wniesiona klatka, cała wylana z magicznego złota, a w niej skrzydlata postać siedząca potulnie na łydkach ledwie utrzymując korpus w pionie. Jej niebieskie jak dzienne niebo włosy o krótkiej długości przykrywały cześć jej bladego, prawie, że białego czoła. Mimo iż była to oczywista cecha wróżek wodnych, to było widać gołym okiem, że niewielka istotka „wygasa”, zdala od swego naturalnego otoczenia, tracąc z każdą sekundą siły jak i blask, który zawsze emanuje od nich.
W Sali rozbrzmiał szelest papieru, zgromadzeni tutaj zamożni ludzie bacznie przeglądali dane im wcześniej pliki dokumentów. Po ponownym zapoznaniu się z danymi „oferty” jedna z osób na widowni uniosła nieznacznie do góry rękę trzymając w niej tabliczkę z numerem 34, oferując w ten sposób cenę wywoławczą, która już po chwili została przebita przez innego licytującego.
-Proszę przyjrzeć się jej szarym, dużym oczom, na pewno nie jedną osobę one zachwycą.- odezwał się ponownie ten sam głos, a z cienia wyłoniła się męska sylwetka ubrana w biały frak z wenecką maską na twarzy bogato zdobioną złotymi wzorami. Brązowowłosy mężczyzna podszedł do klatki i jednym ruchem ręki ściągnął czarną przepaskę z oczu wróżki. Która resztkami sił zatrzepotała powiekami, a następnie przezroczystymi skrzydełkami. Chwyciła niewielkimi dłońmi złote pręty i rozejrzała się po widowni, lecz nic nie ujrzała prócz płomieni świec od których słabo emanowało światło.
-Ja już myślałem, że po mnie nie przyjdziesz, że mnie zostawisz tam na pastę tych niewyżytych w najróżniejszy sposób arystokratycznych świń. Ale tak w ogóle cieszę się, że ciebie widzę! Uratowałeś mnie ty mój przyjacielu!- świergotał szczęśliwy w niebo głosy Kieru - młody, pół kotołak, o czarnych włosach wpadający w odcień bezchmurnego nocnego nieba i ogromnych jak złote monety, granatowych oczach przepełnionych radością i ulgą. – Wiesz strasznie tam było w szczególności jak wsadzili mnie do tej malutkiej klatki w której ledwie się mieściłem. No jak tak można traktować tak rzadkie stworzenie jakim jestem ja?! No ja się pytam, oni uwłaczali mojej godności, naruszyli moje prawa osobiste! I jeszcze ubrali mnie w te o to szmaty!- unosił się młodzieniec ciągnąc do przodu skrawek szarej, brudnej koszuli, która niegdyś pewnie była worem na ziemniaki.
-Prawa osobiste powiadasz? Może jeszcze pójdziesz domagać się odszkodowania od ubezpieczyciela za barbarzyńskie traktowanie? Ty się ciesz, że w ogóle jakieś zainteresowanie wzbudziłeś wśród tych „arystokratycznych świń”, bo ja byłem pewien, że uda mi się ciebie wykupić za 1 rufię. –powiedział spokojnie, a raczej beznamiętnie jasnowłosy Lord, znany na zachodnim kontynencie jako Lord Eizo Piqaphal, dobrze sytuowana istota o bardzo zróżnicowanej opinii społeczeństwa.
-Jesteś okropny! Wyceniasz moją osobę na 1 rufię?!
-Oczywiście, że nie. Ja bym nie mógł, skądże, w ogóle. Po prostu sądziłem, że na tyle wycenią cię inni.
-Ani twoje słowa, ani twój głos mnie nie przekonał. Przyznaj, że szkoda ci było tych pieniędzy!
-Po prostu nie lubię przepłacać za rzeczy zepsute lub bezużyteczne.
-Kiedyś to ja bym się za takie słowa obraził, ale dzisiaj znamy się już tyle lat i wiem, że po prostu taki jesteś oschłym, lodowatym, nieczułym, okrutnym przyjacielem. Ale to taki twój urok, za to cię kochamy.- ciemnowłosy wypowiedział kolejny swój wywód, a jego słowa aż kipiały sarkazmem i złośliwością, które usilnie była kamuflowane przesadną uprzejmością.
-Co? Narzekasz? …Znowu. W końcu już któryś raz z kolei wyciągnąłem cię z tarapatów. I zamiast mi tu jęczeć jaki to masz straszliwy los to powinieneś się postarać by chociaż przez 5 minut nie wpakować się w żadne następne kłopoty. Tylko 5 minut, chyba nie oczekuję od ciebie zbyt wiele. A i przypominam, że winien mi jesteś 5 tysięcy rufii, odpuszczę ci już koszty podróży, które były wielokrotnością twojego wykupienia.- oznajmił nie zmieniając tonu głosu, ani wyrazu twarzy młody Lord niższy od swego kompana o głowę. Jedynie w jego głosie było można wyczuć nutę irytacji jaka narastała w nim od dłuższego czasu, od czasu gdy dowiedział się, że będzie musiał do tego przeklętego, brudnego od przekrętów miasta przyjechać by kolejny raz uratować mu tyłek. I nawet jeśli mówili mu, że nie musi wcale po niego jechać on czuł, że musi to zrobić, był już do niego przywiązany, mógł nawet powiedzieć, że to jego przyjaciel, który jedynie potrafił go wkurzać.
-A skąd mam ci niby wziąć 5 tysięcy rufii?!
-Na przykład pójdź do pracy.- jasnowłosy pchnął drzwi do kolejnego sektora, poprawił jedwabną, hebanową chustę pod szyją spiętą złotą brożkom po czym wsunął ręce do kieszeni płaszcza w kolorze indygo strojnie ozdobionego na mankietach i kołnierzu złotymi i srebrnymi nićmi.
-A gdzie ja niby znajdę pracę i kto mnie zatrudni? Poza tym czemu mam ci oddawać aż 5 tysięcy?- spytał Kieru rozglądając się po kolejnym pomieszczeniu w którym się znaleźli. Lord Eizo chwilę się zamyślił, a następnie odpowiedział:
-Masz rację jest to nie sprawiedliwe.
-Też tak uważam!- przyznał entuzjastycznie kotołak wpatrując się w srebrną klatkę na scenie oświetloną wyżej zawieszonymi reflektorami wypełnionymi magicznym pyłem wróżek świetliszek świecącym mocniej i jaśniej niż żarówki ogólnie dostępne na rynku.
-Oddasz mi 4,5 tysięcy rufii. W końcu twoja cena wywoławcza wynosiła 500 rufii, a więc musiałem dopłacić 4,5 tysięcy bo o dziwo, ktoś chciał kupić tak upierdliwe stworzenie jakim jesteś ty. Chociaż gdyby się dowiedział, że nie dajesz żyć 24 godziny na dobę 452 dni w roku to nawet by z chęcią dopłacił byle by zabrali ciebie od niego.- Eizo uśmiechnął się złośliwie po czym poczochrał przyjaciela po miękkich nieco zapuszczonych włosach, który szybko wyślizgnął się spod jego dłoni z niezadowoleniem wypisanym na twarzy.
-Wcale nie jesteś miły.- bąknął chłopak gdy ponownie przeszli przez następne drzwi, które w odróżnieniu od pozostałych były pod baczną obserwacją strażników.
-Mili tym światem nie rządzą, mili żrą ziemie w którą są wdeptywani. A więc bez żadnego oporu zgodzę się z twoją opinią, a nawet mogę się skłonić by uznać ją za komplement. – jasnowłosy podał kartkę jednemu ze strażników który do nich podszedł po czym zostali wpuszczeni w głąb sektora A zwanego powszechnie złotą sekcją z powodu drogocennego towaru jaki tu zostaje wystawiony oraz sum jakie się tutaj przelewają.
-Twoje realistyczne myślenie czasem mnie przeraża. Weź się zabaw, rozluźnij no wiesz.
-Bawiłem się 3 tysiące lat temu, teraz już nic mnie nie interesuje, ani nie bawi. Chociaż… - mruknął Lord przemierzając dalej korytarz na tyłach widowni, nawet na nich nie spojrzał ani razu. Pamiętał czasy gdy sam uczęszczał w tego typu aukcjach, zazwyczaj jednak sprzedając niż kupując. Nie różnił się niczym od tych rozleniwionych, próżnych istot, których twarze ogólnie znane są przez społeczeństwo. Prezesi banków krajowych, artyści, biznesmeni, dalsze rodziny królewskie i inni którzy na swoich kontach posiadają grube miliony często nawet miliardy rufii. – Kieru idziesz, czy znowu się za nie wiadomo co obrażasz?- burknął gdy po przejściu paru kroków nie zobaczył po swej lewej stronie swojego przyjaciela, obrócił się by rozejrzeć się za ciemnowłosym, który stał jak słup przygwożdżony do ziemi wpatrując się tempo na scenę. Eizo powędrowałam za wzrokiem kompana, a jego oczy natrafiły na drobną twarz otuloną długimi, prostymi włosami o złocistej barwie, które bardziej przypominały cienkie jak pajęczyna nitki ze złota iskrzące się w blasku lamp niż włosy jakie posiada każdy. Odziana była w niebywale drogocenną, strojną sukienkę do kolan o barwie tej samej co jej włosy. Cała niebywale się mieniła w tej złotej klatce.
-Niesamowite…- szepnął kotołak, kiedy podszedł do niego blondyn bacznie przyglądając się nadal tak zwyczajnej, a zarazem niespotykanej istocie zamkniętej w klatce.
-Do prawdy intrygujące.- skomentował nie lada zdziwiony Lord przyglądając się jasnej brzoskwiniowej cerze dziewczyny, jej drobnej figurze, a przede wszystkim tym włosom, które najbardziej odznaczały się. Złoto taka barwa włosów była przypisywana Bogom, ale i tak nielicznym, niewielkiej garstce tym którzy panowali nad innymi.
-Cena wywoławcza…- na te słowa zgromadzeni w przyciemnym pomieszczeniu unieśli głowy, zapadła cisza i każdy ze skupieniem czekał na kontynuacje.- …20 milionów rufii.- sala wybuchła głośnymi rozmowami, które co jakiś czas przeistaczały się w pojedyncze krzyki wzburzenia. Cena była bardzo wysoka przez co rozmowy stały się agresywne co przyczyniło się do napięcia i tak już ciężkiej wiszącej pod sufitem atmosfery.  – Może to państwa zaciekawi.- aukcjoner miał jeszcze jednego asa w rękawie, prócz wyjątkowych włosów, które mogły świadczyć o spokrewnieniu z Bogami lub co bardziej prawdopodobne, że była pobłogosławiona przez nich,  posiadała jeszcze jedną niewielką cechę… dość nietypową. Mężczyzna stojąc przy uwięzionej między złotymi prętami ściągnął jej czarną opaskę z twarzy, tak jak czynił to przy wielu innych wcześniej tu będących prezentowanych „ofertach”. Gdy jej oczy zostały odsłonięte i dziewczyna ukazała swe oczy, jeden z biznesmenów nie jaki Hrabia Terrenus spadł z wielkim hukiem z krzesła rozlewając na stół whisky, które właśnie spożywał. Lecz nikt nawet na niego nie spojrzał wszyscy byli oszołomieni, wpatrywali się ze zdziwieniem na dwukolorowe tęczówki dziewczyny. Parametr ten przypisywany był jedynie tym, których już wiele tysięcy wiosen temu wielu usiłowało wytępić, tym którzy jak sądzili inni mogli równać się mocą ponoć nawet z Bogami. Chabrowo szmaragdowe oczy rozejrzały się beznamiętnie bo skumulowanych tu burżujach.  Były one nietuzinkowe, prawa tęczówka intensywnie kobaltowa z malachitowym pierścieniem nałożonym na obrzeżach czarnej źrenicy. Zaś lewe wprost przeciwnie. Te dwa kolory były od siebie tak odrębne, jak niebo i ziemia, widziane obok siebie, lecz wyraźnie oddzielone.
Nim dziewczyna zdążyła drugi raz mrugnąć powiekami na widowni widniały już ręce licytujących. W krótkim czasie pierwotna cena potroiła się, a jeszcze parę minut później jej początkowa wartość pięciokrotnie się powiększyła.
-Dam 350 milionów rufii!- rozbrzmiał potężny, bas mężczyzny siedzącego w jednej z loży. Potężna postać tak jak jego głos wychyliła się za połaci mroku. Jego czarne długie włosy opadające na ramiona otulały podłużne, wyraziste rysy twarzy wraz z czarnymi jak czarna dziura oczami tworząc upiorny obraz jakby to niektórzy określili samego Szatana.
-Nie muszę widzieć by wiedzieć kto to powiedział.- jęknął Kieru zaciskając mocno powieki, a po jego ciele przeszła jednorazowa fala dreszczy.
-Zaczyna robić się ciekawie.- odparł Eizo spoglądając dyskretnie na loże w której znajdowało się źródło dźwięku.
-Ciekawie? Intrygująca, tajemnicza dziewczyna plus Czarny Lord… to nic dobrego nie wróży.
-Może i masz racje, może ta dziewczyna naprawdę jest ciekawa. Skoro sam Lord Denodel się  nią zainteresował to musi być coś na rzeczy. On na byle ścierwa nie zwraca swojej drogocennej uwagi.- zamyślił się na chwile blondyn przypatrując się złotowłosej niewieście. Nie mógł zaprzeczyć, że jest intrygująca, wszystkie jej cechy zewnętrzne zaprzeczały przeciętnemu wzorcowi wyglądu jakiejkolwiek rasy jaka istniała na tych ziemiach, a jest ich do prawdy bardzo wiele.
-A co jeśli jest jedną z nas? I Czarny Lord o tym wie? – spanikował ciemnowłosy kotołak, wiedział, że jego strach nie jest bezpodstawny, wiele aspektów popierało jego obawę. Każdy znał Lorda Denodela i każdy wiedział kim on był niegdyś. Okrutnym siejącym postrach Shivelem, jego ręce obryzgane były krwią wielu niewinnych istot oskarżonych o bycie Varei, a to tylko dlatego, ze wielu uważało varei za potencjalne zagrozenie. Jednakże w dzisiejszych czasach uważany był za osobistości neutralną, nie mającą żadnych poglądów politycznych oraz za istotę ogólnie szanującą wszystkie rasy. Jednak nie wiele to miało wspólnego z rzeczywistością. Każdy kto brał chociaż raz udział w podziemnych aukcjach miał za swymi plecami szemrane interesy i nieczyste zamiary.
-Czy wie czy nie wie niezbyt mnie to interesuje, bo na pewno nie z tego powodu chciał wydać taką pokaźną sumkę na nią. Denodel nie jest głupi i do tego jest cwany.- ponownie zadumał się Lord mówiąc bardziej do siebie samego niż do swego przyjaciela, który również intensywnie nad czymś myślał.
-360 milionów!
-375 milionów rufii!
-380 milionów rufii!!- zaczęły się przekrzykiwania, każdy chciał być głośniejszym od swych poprzedników, mając nadzieję, ze to jemu właśnie uda się wylicytować dziewczynę. Chcieli mieć ją w swoich kolekcjach, nawet właściciel sieci banków w Ais zażarcie podwyższał swoje wcześniejsze stawki. Każdy nagle był złotowłosą zainteresowany, a to tylko dla tego, że Czarny Lord był bardzo dobrze znany w świecie podziemi jako wyborny kolekcjoner, znał się na istotach jak na kamieniach szlachetny jubiler. Więc nic dziwnego, że każdy był w stanie krocie zapłacić za nią.
-500 miliona rufii daje i wiem, że nikt  więcej nie da!- ryknął Denodel podrażniony całą zaistniałą sytuacją. Nie spodziewał się takiego przebiegu sytuacji. Miał nadzieję, że wyda na nią mniejszą sumę, jednak był na wszelki wypadek przygotowany. Miał przy sobie równo wyliczone 500 milionów rufii i ani rufia więcej, jednak był też świadom, że niżej znajdujący się licytujący nie będą wstanie przebić jego ceny.
Sala zamilkła, nieliczny kątem oka spoglądali na ukrytą w cieniu sylwetkę Lorda przełykając głośno ślinę. Obawiali się go na wszystkie możliwe sposoby.
-Ktoś przebije ofertę?- zapytał aukcjoner, lecz wiedział, że sala będzie milczeć. Jego pytanie wynikało z zasad panujących w jego pracy, jednak wiedział ,że było ono czysto retoryczne.
Jasnowłosy Eizo wytrącił się z zamysłu jak z pod czaru. Rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu, jakby dopiero co tu wszedł, następnie spojrzał na kontury Lorda Denodela od której emanowało ekstaza zwycięstwa. Po czym jego oczy skierowały się na uwięzioną w klatce dziewczynę. Jego wzrok zetknął się z jej spojrzeniem. Przez chwile tak trwali wpatrując się nawzajem w swoje beznamiętne tęczówki, niespodziewanie prawe oko złotowłosej zabłysło intensywną, rażącą zielenią, a Eizo poczuł muśnięcie na barierze oddzielającej jego duszę od reszty świata. Jego ciało zastygło i przeszła po nim seria dreszczy. Był potężny, a jego duszę chroniły sile bariery, które dzięki wielu zaklęciom były niewidzialne jakby w ogóle nie istniały. A mimo to ta mała osłabiona przez metal w którym była zamknięta ujrzała te bariery i była nawet w stanie dotknąć je.
- 500 milionów po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trz…
-550 milionów!- przerwał gwałtownie aukcjonerowi blondyn, gdy tylko oderwał oczy od dziewczyny. Nie mógł uwierzyć w to co widział jak i poczuł, był pewien, że już wszyscy wyginęli z tą jakże rzadką umiejętnością…
Lord Denodel zacisnął mocno palce na szklance z alkoholem, ich nacisk był na tyle silny, że na grubym krysztale pojawiły się pierwsze rysy.
-E I Z O…- warknął przez mocno zaciśnięte zęby po czym całą swą siłą uderzył kryształem o kamienną barierkę loży roztrzaskując naczynie w drobny pył, który wraz z kroplami whisky uniosły się w powietrzu nad głowami zamożnych, a potem jak mżawka powoli opadły na ich głowy mieniąc się jak gwiazdy na atłasowym grafitowym niebie.
-Co… coo… co to było? – wydusił przez gardło sparaliżowany od stóp po czubek głowy Kieru wpatrując się ogromnymi ślepiami w kompana.
Twarz Eizo nie zdradzała niczego jego pewne spojrzenie zawisło w przestrzeni przed nim. Odsunął na bok długą jasna grzywkę przykrywającą prawą cześć twarzy i przetarł palcami niesprawne oko.

-Nie spodziewałem się Lorda dzisiaj w moich skromnych progach. – zająknął się nieco Hrabia Jenholsen, gdy noga jasnowłosego młodzieńca stanęła w jego gabinecie. – Może zasiądziesz Lordzie w moim fotelu?- zasugerował wskazując masywne krzesło obite ciemną skórą na, którym jeszcze parę minut temu wygodnie siedział.
-Wolał bym jednak od razu przejść do konkretów.- Eizo przemierzył całą długość przyciemnionego, jak wszystkie tutaj pomieszczenia, gabinetu zatrzymując się przed ogromnym, mahoniowym biurkiem przysłoniętym z wierzchu stertą rozsypanych papierów.
-Tylko Lordzie jest taka sprawa, że trzeba zapłacić całą kwotę od razu i to w gotówce.- rzekł nieco niepewnie , zlęknięty Hrabia stojąc po drugiej stronie drewnianego mebla.
-Nie widzę w tym najmniejszego problemu.- tęgi mężczyzna nadął policzki po czym z świstem wciągnął powietrze do płuc, którym się zachłysnął stając się przy tym cały czerwony na twarzy. Wyciągnął z kieszeni pasiastej kamizeli białą, bawełnianą chustkę i otarł parę kropel połyskującego potu znajdujących się na jego czole.
-A to wyśmienicie!- Jenholsen paroma chaotycznymi ruchami rąk pozrzucał papiery na podłogę.- 550 milionów rufii się należy.- rzekł ocierając ponownie wilgotne czoło.
Blondyn wsuną rękę pod swój granatowy płaszcz po chwili wyciągnął ją  trzymając między palcami niewielką drewnianą skrzyneczkę obitą na rogach stalą. Podrzucił przedmiot w dłoni następnie rzucił go na blat mahoniowego biurka.  Skrzynia uderzyła z impetem o polakierowane drewno, w locie zmieniając swe rozmiary. Solidny mebel ugiął się pod niebywałym ciężarem masywnej skrzyni. Jasnowłosy podszedł do niej, otworzył wszystkie 3 spusty, obrócił ją w stronę Hrabi i popchnął mocno.  Złote monety rozsypały się po całej podłodze tworząc wizualnie morze złotem płynące. Hrabia podskoczył przestraszony, a jego tupecik bezwiednie opadł na rufie odsłaniając błyszczącą łysinę mężczyzny.
-550 milionów, można przeliczyć.- oznajmił spokojnie młodzieniec rzucając złotą monetę, którą bawił się w dłoni, do Hrabi. Ten chwycił i przełknął głośno ślinę przesuwając wzrokiem  po rozsypanych pieniądzach.
-No to policzmy.- Jenholsen podszedł do stojącej nieopodal  biblioteczki i z jednej z półek wziął drewnianą, posrebrzaną różdżkę. Skierował ją na rufie znajdujące się dookoła biurka po czym przesunął ją na w połowie pustą skrzynię. Mruknął pod nosem ciąg magicznych słów, a następnie kręcąc delikatnie nadgarstkiem poruszył różdżką. Raptownie złote monety uniosły się w powietrzu i zaczęły wpadać po kolej do drewnianego pudła. Ich tempo było zbyt szybkie by czyjekolwiek oko było w stanie zarejestrować pojedyncze sztuki, a co dopiero je wszystkie policzyć.  Gdy ostatni złoty żeton znalazł się na stercie mieniących się rufii wieko zatrzasnęło się, a nad nim ukazała się liczba 9 cyfrowa z  piątką na czele i kolejna cyfrą będącą większą od pożądanej piątki.
-Dziewczyna zaraz ma się znaleźć przy moim wozie. – stwierdził blondyn, a jego głos dawał do zrozumienia, że nie chce on słyszeć żadnego nawet mruknięcia sprzeciwu.
-Oczywiście…
-Dziękuje, dobranoc.- Lord Eizo obrócił się płynnie na pięcie i podszedł do drzwi.
-A reszta?!- spytał właściciel podziemi wpatrując się w cyfry nie będące w żadnym stopniu zerami.
-Nie rozdrabniajmy się.- mruknął i wyszedł z gabinetu.
-Dziękuję za skorzystanie z naszej oferty.- wyrecytował do zamkniętych drzwi Hrabia. Stał tak jeszcze przez chwilę wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze chwile temu widniała pokaźna liczba. Bezwiednie jak wcześniej jego tupecik opadł na skórzany fotel zostawiając w powietrzu krople potu, które pod wpływem grawitacji również jak i on opadły.
-Dajcie rumu!- krzyknął do służby stojącej za drzwiami, wytarł całą głowę nasączoną potem chusteczką rozlewając się w fotelu. Musiał ochłonąć bo przed nim była jeszcze jedna niezapowiedziana wizyta, którą już wyczekiwał. Lord Denodel w końcu nie specjalnie pałał entuzjazmem z powodu zakupu do którego nie doszło.

-A to kto?- zdziwiła się wysoka kobieta o bardzo wyrazistych, kobiecych kształtach podkreślonych jeszcze bordowo-krwistą suknią i czarnym gorsetem.  Bujna brunetka podeszła do brązowo- czarnego dyliżansu zaprzężonego w 6 koni, 4 czarne i dwa białe, wysokie na 2,5 metra o karminowych ślepiach i smukłych, lecz potężnych cielskach. Dwa z nich stojące na czele, czarne jak smoła, groźne jak śmierć, grzebiąc głośno przednimi nogami o kamienne płyty nadawały i tak obskurnej uliczce jeszcze bardziej dramatycznego klimatu.
-Kupiłem ją zamiast jego.- rozpoczął wyjaśnienia jasnowłosy przerywając na chwilę, żeby wskazać na stojącego koło niego kotołaka, który słysząc te słowa gwałtownie obrócił się w stronę mówiącego patrząc na niego wzrokiem przepełnionym rozdrażnieniem. – Ale niestety dorzucili mi go do niej jako dodatek bo pozbywali się towaru z magazynu który nie zszedł. – ignorując go kontynuował.
-Uduszę go…- zaczął przez zaciśnięte żeby Kieru.-… kiedyś.- -dodał po chwili delikatnym głosikiem, potulny jak baranek gdy Lord spojrzał na niego.  Ten zaś widząc minę przyjaciela uśmiechnął się i poczochrał go po miękkich włosach w kolorze dzisiejszego, nocnego nieba.
-Liljanh zajmij się dziewczyną.- rozkazał blondyn jednak jego głos był delikatny dodając do tych słów nieme „proszę”. Kobieta spojrzał a na leżące w ramionach strażnika nieruchome ciało blondynki odziane w schludną, jasną sukienkę podobną do koszuli nocnej i czym prędzej podeszła do nich.

Nim rozbłysnął świt nad miastem Vlekam wszyscy zebrani tej nocy w podziemiach rozpłynęli się. Pozostawiając jedynie po sobie obłok aromatycznego dymu cygar, opary mocnego alkoholu i dźwięk furkoczących monet.







piątek, 22 maja 2015

Rozdział 12

Rozdział 12

Hol jak i wszystkie korytarze były rozświetlone oświetlając nie tylko udekorowane ściany czy też rzadkie drewna na posadzce, ale również krzątające się po nich służki odziane w białe sukienki do kolan przykryte granatowymi fartuszkami. Kobiety były najróżniejszych ras, od malutkich wróżek, po elfki do istot mroku.  Wirowały między sobą nosząc w dłoniach materiały, odzienie jak i srebrne tace z posiłkiem. Dzisiejszy dzień był pełen emocji, przez długi czas wrzały rozmowy, a wręcz dyskusje mające na celu omówienie wielu wydarzeń, które wydarzyły się w niedalekiej przeszłości. Informacje jakie nabył Lord Eizo podczas swej 2tygodniowej wyprawy jak i pozostali w Atkilii mogły nadać sprawie nowych obrotów. Jednakże teraz odbywały się przygotowania do bankietu u niejakiego Lorenza Materio  jednego z założycieli klanu Valder aktywnego nie tylko w świecie Inferia, ale także i w Atkilii. Był to dość nowo powstały klan  znikąd. Od paru tygodni był już pod obserwacją Kleezen, którym coraz mniej podobały się wyczyny tamtejszych członków. Wraz z wzrastającą liczbą ofiar, Kleezen zadecydował o poinformowaniu paru czołowych klanów w Atkilii. Sainto Asagi wiedział już o tym od tygodnia i jak za sprawą cudu Lord Eizo został uroczyście zaproszony do rezydencji Materio w raz z osobami towarzyszącymi.
Służki wirowały między sobą od pokoju do pokoju z który od czasu do czasu wyłaniali się elegancko ubrani panowie. Czarne fraki, garnitury wykonane z luksusowych materiałów i uszyte na miarę, koszule czerwone, białe, grafitowe, jakie kto tylko chciał, czarne muszki i krawaty, a do tego cylindry, fedory, skórzane, wypastowane obuwie.
Gdy tylko Lord Asagi był już gotowy zasiadł na jednej z sof w majestatycznym holu pobijając od czasu do czasu czerwone wino rozglądając się po swoim majątku. Myśli przechodziło przez jego głowę wiele, jednakże nie wiele nadawało się do dłuższego rozmyślania nad nimi. Co rusz miał nowe plany na rozbudowanie swej rezydencji, powiększeniu posiadłości czy też zakupieniu dzieł sztuki, które swym pięknem ozdobiły by ściany otaczające go. Jednak pomysłów miał wiele nie wiedząc na co się zdecydować. Gdy tak przyglądał się pomieszczeniu w, którym się znajdował myśląc jak je udoskonalić przed jego oczyma mignęła mu znajoma, malutka osóbka, w której coś mu nie pasowała. Raptownie obrócił głowę w stronę istoty, która kierowała się w stronę salonu, aż strzeliło mu w karku.
-Ruta.- rzekł swym niskim donośnym głosem, a dziewczyna jak na rozkaz zatrzymała się. Przyglądał jej się przez chwilę zastanawiając się co mu w niej nie pasuje. Co jest nie tak, a dziewczyna w milczeniu, stojąc do niego tyłem czekała jak powie to co mu po głowie krąży.- Co to za ubrania?- jego oczy zatrzymały się na niezbyt schludnym czarnym podkoszulku i startych, za dużych, skórzanych spodniach.
-Ym… takie jakie pan widzi.- złotowłosa nie do końca rozumiała pytanie Lorda, jednak starała się odpowiedzieć spokojnie, delikatnym głosem.
-Nie o to mi chodzi.
-A o co bo nie do końca jestem w stanie pojąć co pan ma na myśli.
-Wszyscy się szykują bo niedługo wychodzimy, a wyglądasz… - przyglądał jej się nadal bacznie, na piękne, długie, proste złociste włosy, które zapewne od paru dni nie widziały się ze szczotką i jej pogardliwe odzienie-… tak jak wyglądasz.
-Chodzi o ten bankiet?
-Tak.
-To nadal nie pojmuję myśli pana.
-Czemu ty się nie szykujesz?! Przecież tak nie możesz pójść. Tak nawet po mojej posiadłości nie powinnaś się szwendać.- jednak ze służek podeszła do mężczyzny ze srebrną tacą na którą odstawił pusty kieliszek i podniósł się z sofy ukazując swój majestat.
-Ale czy przez przypadek nie jest to impreza dla płci gorszej?
-Impreza? Płeć gorsza? Czy ty usiłujesz mnie obrazić?!
-Nie skądże, nie pana, a ogół.
-Nie istotne przebieraj się!
-Ale ja jestem kobietą jakby pan nie zauważył i nie rozumiem po jakiego czorta mam tam w ogóle iść.- mężczyzna warknął pod nosem a służące stojące nie opodal niego szybko rozeszły się nie chcąc stać blisko swego pana.
-Przebierzesz się za mężczyznę, poza tym musisz z nami pojechać, ty jako jedyna będziesz w stanie rozpoznać w zebranych tego buhera jak i jego znajomego jeśli w ogóle będą.
-Za mężczyznę? Powątpiewam, że ktoś w ogóle w to uwierzy skoro mierze nie więcej niż 150 centymetrów, a jest to wzrost i tak bardzo niski wśród kobiet, a co dopiero u mężczyzn.  Poza tym skąd przyszła panu taka myśl, że będę w stanie ich rozpoznać? W Atkilii istoty zawsze inaczej wyglądają.- zdziwiła się ponownie Ruta nie rozumiejąc co ma namyśli Lord Asagi jak i skąd przyszła mu do głowy taka myśl, a raczej kto mu mógł coś takiego zasugerować.
-Faust powiedział mi parę ogólnikowych słówek na twój temat, przez co postanowiłem, że pojedziesz wraz z nami, koniec dyskusji.- jego głos zaostrzył się, a ton głosu zniżył był pewny siebie i zdecydowany nie chciał nawet słyszeć głosów sprzeciwu. Dziewczyna jedynie westchnęła ze zrezygnowaniem, a po jej głowie krążyło pytanie jakich pierdół naopowiadał mu Faust, który z resztą nie wiele na jej temat wiedział.- Proszę się nią zając tak jak wcześniej to omówiliśmy.- powiedział do trzech kobiet o elfich rysach twarzy, które pojawiły się u jego boku, gdy on wykonał subtelny znak w ich stronę. Kobiety dygnęły przed nim i zaprowadziły złotowłosą na pierwsze piętro do jednego z wielu pokoi, gdzie czekał już na Rutę odpowiedni strój.

-Przepraszam, lecz jest mały problem z panienki włosami.- przeczesując jedwabiste żółte jak słońce włosy służka chyliła się nad krzesełkiem na którym siedziała Ruta. Dziewczyna uniosła jedną brew do góry z lekkim zdziwieniem.
-Chodzi o rozczesanie ich?- spytała siedząc w szlafroku i z jeszcze wilgotną skórą. Służka zamilkła na chwile niepewna co ma uczynić i jak ma ubrać w zgrabne słowa to co rzec musi.
-Nie o to chodzi.- jej głos był cichszy i ruchy dłoni z szczotką stały się słabsze i wolniejsze.
-A o co w takim razie?
-Ymm…- zawahała się kobieta, a jej nadgarstek zaprzestał pracy-… chodzi o ich długość.- rzekła wreszcie przyglądając się nienaturalnej barwie jak i pięknu owych włosów.
-Och.- Ruta nie była zbytnio tym zdziwiona, ani przerażona na myśl co dalej z jej włosami się wydarzy. Za specjalnie nie zwracała na nich uwagi jak i o nie, nie dbała. Służąca zadrżała, jej ręce opadły wzdłuż ciała i stała tak przez dłuższą chwile z paniką wymalowaną w jej piwnych tęczówkach.
-No to tnij.- złotowłosa chwyciła swe włosy w dłoń i przekręciła głowę tak by ujrzeć smukłą i młodą twarz elfki, widząc jej lęk posłała jej szeroki uśmiech.

Mężczyźni siedzieli na 3 sofach znajdujących się przy schodach w głębi holu, wszyscy wyglądający elegancko i dostojnie, wyczekiwali ostatniej osoby z którą mieli wyruszyć do Lorenza Materio. Wszyscy delektowali się trunkami lub dyskutowali ze sobą, nie spieszyło im się ,a ich twarze, ruchy, gesty wyglądały jakby były spowolnione umożliwiając przyglądającym się im ujrzenia lepiej ich wdzięków i klasy. Gdy tak gawędzili do ich uszu w pewnym momencie zaczęły docierać czyjeś kroki stawiane na schodach. Taro jak i Kieru unieśli się ze swych miejsc siedzących, Ian zaś uczynił krok do przodu, gdyż stał za siedziskami, Faust wyciągnął głowę do przodu i uniósł spojrzenie do góry, że niby nie zainteresowany, a wytrwale wpatrywał się w obręcz schodów, a Lord Eizo i Asagi siedzieli spokojnie popijając swe trunki.
Gdy drobna istota zeszła z ostatniego stopnia większość przyglądających się jej zesztywniało wpatrując się w niską posturę odzianą w czarny garnitur, szarą koszulę, czarny krawat i dobrany kolorystycznie fedora przykrywający krótko ścięte, złociste włosy, lekko przykrywające jedną część czoła.
-Yyy… Ruta?- oniemiał na chwile Taro przyglądając się swojej przyjaciółce, teraz wyglądającej jak młody dżentelmen.
-Hym? No.- uśmiechnęła się do niego radośnie po czym zdjęła kapelusz i ukłoniła się jak mężczyzna przy przedstawianiu się.
-A co z twoimi… włosami?
-Ymm…- złotowłosa przeciągnęła od dołu w górę dłonią po tyle głowy z zastanowieniem, a następnie ponownie szeroko się uśmiechnęła i dodała.- Nic.- obróciła się o parę stopni w stronę Lorda Asagiego i Eizo, którzy jako jedyni nie ukazywali zdziwienia na swych twarzach.- I jak? Może być?- spytała z nutką niepewności próbując stać nonszalancko. Sainto przyjrzał jej się uważnie od stup po czubek głowy, zaś Eizo wyglądał na nieporuszonego mimo iż w jego oku zabłysła tajemnicza iskierka świecąca nawet intensywniej niż gwiazda potocznie nazywana Słońcem mimo iż była to nazwa zawzięta od ludzi z Ziemi, która oświetlała i ogrzewała ich planetę.
-Może być.- oznajmił po chwili namysłu ciemnowłosy wciąż nie spuszczając z oczu dziewczyny.- Nazywać się będziesz Luve Rolner, masz 16 lat i jesteś kuzynem Taro, przyjechałeś do niego w odwiedziny z Theo ze stolicy. – dodał po chwili stanowczym niskim głosem, Rucie nie spodobało się to jednakże, wiedziała, że jako płeć przeciwna nie wygląda na rosłego mężczyznę, a raczej na mizernego chłopca.
 -Dobrze.
-No to ruszamy.- Asagi podniósł się i skierował w stronę wyjścia, gdzie służba podała mu czarny płaszcz i biały szal.

Przed szarym otulonym kocem nocy rezydencją stało wiele ciemnych powozów zaprzężonych w najróżniejsze bestie nocy, cienia i śmierci. A droga do wejścia ów budynku oświetlona była unoszącymi się 50 centymetrów nad ziemią czerwonych płomyczków, których światło nadawało szkarłatny odcień szarym kostkom brukowym. Po przejściu paru stopni kamiennych schodów ukazywały się ogromne drewniane wrota obficie ozdobione płaskorzeźbami przedstawiającymi makabryczne sceny zwycięstwa mroku nad światłem. A po bokach otwartych szeroko drewnianych skrzydeł stali dwaj odziani elegancko w czarne uniformy mężczyźni czy też raczej potężne, muskularne istoty o ciemnej, zgniłej zielonej barwie, grubej skóry, czarnych ślipskach i rogach wyrastających nad czołem zawijających się do tyłu nad krótkimi ciemno szarymi włosami czy też może sierścią. Pilnowali oni zaś wejścia do ekskluzywnego holu, sali o zjawiskowych rozmiarach, oświetlonej żółtym, jasnym światłem wydobywającym się z pod kryształu w kształcie kul rozwieszonych na kremowo-złotych ścianach jak i na srebrzysto-białym suficie. Sala była jasna, mieniła się subtelnie bladymi kolorami tęczy, które powstawały przez oświetlone kryształowe żyrandole, lampy, podłogę jak i wiele innych detali wytworzonych z tego materiału. Na środku zaś mieniącej się posadzki widniała diamentowa fontanna, którą nie płynęła krystalicznie czysta woda, a płynne srebro, które leniwie wylewało się z czaszki trzymanej przez nagiego upadłego anioła pozbawionego pięknych, białych i delikatnych jak płatki śniegu skrzydeł.
Hol zapełnił się powoli męskimi istotami zazwyczaj odzianych w czarne surduty i garnitury, a między nimi prócz żwawych nieco przyciszonych rozmów znajdowali się schludni kelnerzy trzymający na złotych tacach napoje w przezroczystych kieliszkach.
-Trzymaj się mnie mój młodszy kuzynie.- rozbawiony nieco Taro pochwycił za ramię Rutę i pociągnął nieco bliżej siebie ratując ją tym przed zderzeniem z wyrosłym, spasionym mężczyzną o siwej czuprynie już łysiejącej zresztą i czerwonym perkatym nosie.
-Co ja tu u licha robię.- burknęła złotowłosa rozglądając się dookoła, lecz prócz przejrzystych ścian i podłogi dostrzegła jedynie najróżniejszych rozmiarów brzuchy przyodziane elegancko.
-Wziąłbym cię na ręce, lecz nie wypada w takim miejscu.- odparł myszatowłosy widząc niepewne spojrzenie swej przyjaciółki.
-Dam sobie jakoś radę, jednakże nie będę ukrywać, że chcę stąd jak najszybciej się ulotnić.
-A co nie lubisz takich miejsc?
-Nienawidzę.- to słowo jak i skrzywiona mina dziewczyny rozbawiły chłopaka, który jedynie poklepał ją po plecach, mimo iż chciał uczynić znacznie więcej.
-Bądźcie uważni.- podszedł do nich od tyłu Asagi przyglądając się nad ich głowami zgromadzonym tu istotą. Widział wiele znajomych twarzy, polityków, istot wpływowych jak i znakomitych wojowników, wszyscy ci byli powiązani w jakiś sposób z Atkilią, światem dusz, ale niektórzy również z nocnym życie, czarnym rynkiem, szemranymi interesami.
-Jasna sprawa.- odparł Taro, a Ruta jedynie nieznacznie przytaknęła głową. Miała nadzieję, że pojawi się tutaj tajemniczy buher, którego spotkała w Atkilii i że cała zagadkowa sprawa szybko się rozwiąże.

Bankiet ciągnął się niemiłosiernie wolno dla złotowłosej, która leniwym spojrzeniem mierzyła każdego z osoba. Jednakże nikt nie był odrobinie podobny do tamtej istoty, nie musiała patrzeć nawet na ich dusze by to stwierdzić.  Wszyscy ci zebrani tutaj posiadali w swej aurze więcej energii niż on, byli bardziej żwawi niż on, po prostu różnili się wszystkim.
Gdy tak powoli przechadzała się po imponującym holu od czasu do czasu przymykając powieki i wciągając intensywniej powietrze przepełnione wszystkimi zapachami dusz jakie się tu znajdowały, za którymś razem wśród kumulujących się intensywnych aromatów wyczuła nutkę innej woni, takiej, której wcześniej nie wykryła, takiej, która od razu zwróciła jej uwagę swą innością. Była subtelna, ledwie wykrywalna, nieco słodka, taka była na pozór, lecz gdy zagłębiało się w nią coraz bardziej czuło się tą drażniącą nozdrza gorycz, która pobudzała wszystkie komórki nerwowe.
Ruta raptownie otworzyła oczy oblana zimnym potem,  czuła nadal w swych nozdrzach drażniący ją nie miłosiernie zapach, lecz nie była w stanie się go wyzbyć. Jej nogi same zaczęły wędrować wymijając wysokie istoty, prowadziły ją mimo iż ona nie wiedziała gdzie dąży. Lecz nie zamierzała ich powstrzymywać, wczuła się w swoje instynkty i szła lekkim, pewnym krokiem byle nie wzbudzić zainteresowania swoją osobą nikogo. Nie musiało minąć zbyt wiele czasu by Ruta znalazła się w odrębnie innym miejscu, okrytym mrokiem, wąskim lecz nienaturalnie wysokim korytarzu, nie było w nim okien, a drzwi zdarzały się sporadycznie w dużych odległościach miedzy sobą. Ciemne lampy wiszące gdzieniegdzie były przygaszone, oświetlały, jedynie niewielki obszar wokół siebie w korytarzu w całości wykonanym z czarnego onyksu. Złotowłosa szła już wolniej, a jej kroki były niepewne, wahały się z każdym kolejny. Dziewczyna marszczyła brwi czując coraz mocniej drażniący ją zapach, z każdym metrem był on coraz intensywniejszy i coraz bardziej przeżerał się przez jej drobny, lecz silnym organizm.
-Wydawałaś mi się nieco większa w Atkilii.- usłyszała cichy, leniwy głos, który przeciągał od niechcenia każde słowo jakie wypłynęło z ust mężczyzny. Złotowłosa obróciła się gwałtownie o 180stopni stając naprzeciw młodzieńca o jasnoszarych włosach sięgających mu do ucha, bladej, a raczej sinej cerze i o dwa odcienie ciemniejszych od włosów oczach.
-Powiedz dla kogo pracujesz.- mężczyzna uniósł minimalnie do góry jedną brew, a Ruta uczyniła jeden dość spory krok do tyłu by lepiej przyjrzeć się wysoko osadzonej twarzy buhera.
-Jaka ty bezpośrednia.- jego słowa powoli i ociężale docierały do jej uszu przytłaczając swą ospałą aurą.
-Odpowiedz więc od razu.
-A co jeśli mi się nie chce?
-To niech ci się zachce.- warknęła podirytowana nie tylko jego zapachem, ale i jego podejściem
-I po co tak marszczysz to czoło?- spytał ospale chyląc się nad nią i muskając swym bladym palcem zmarszczek na jej czole.
-Jeśli nie chcesz bym marszczyła je to odpowiedz grzecznie i tyle.- mężczyzna na chwile zamilkł, wziął między palce, krótki złocisty kosmyk z jej grzywki i przyjrzał mu się niedbale, następnie przechylił w jeden bok głowę jak marionetka, a jego wiecznie smutne usta ułożyły się leniwie w mroczny uśmieszek. Przybliżył swą głowę jeszcze bliżej niej muskając swym nosem jej. A ich oczy zetknęły się spoglądając w głąb swych dusz tak różnych dusz.
-Widziałem z kim tu przybyłaś… i rzec muszę, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego, że nie mają bladego pojęcia z kim tak naprawdę mają do czynienia.- jego głos z każdym słowem był coraz ciszy, a jego chłodny oddech muskał jej wargi jak morska, nocna bryza.
-Nie wiem o co ci chodzi.- odparła Ruta czując jak w głębi niej rosła tajemnicza niepewność.
-Nie wiesz? Nie ciężko komuś takiemu jak mi połączyć ze sobą tak oczywiste fakty…- przerwał na chwilę, a jego dotąd niemrawe spojrzenie ożyło nadając tęczówkom nowej srebrzystej barwy. -…ale widzę, że naprawdę nie wiesz o czym mówię…- ponownie na jego twarzy ukazał się na chwilę uśmiech-…a więc zamilknę już w tej sprawie. – Ruta nie wiedziała co powiedzieć, czuła gulę w gardle blokującą każde jej słowo jakie usiłowało wydobyć się z jej ust.- Chcesz więc wiedzieć dla kogo służę? Hm… szczerze wisi mi czy ktoś będzie to wiedział czy też nie…- głoski powoli wydobywały się z ledwie poruszających się warg mężczyzny odbijając się swymi zaokrąglonymi kształtami o jej usta.-… więc chcesz wiedzieć?
-Nie pogrywaj ze mną, oczywiście, że chcę.- warknęła dziewczyna starając się wyrywać z chmury ospałej atmosfery jaka otaczała ich.
-A więc ci powiem.
-Tak po prostu?- zdziwiła się, nie rozumiała, nawet nie była w stanie spróbować zrozumieć to co tutaj się działo, co on do niej mówił. Czuła jak coś ją przytłacza, sprawia, że każda jej komórka organizmu jest pobudzona, a zarazem opieszała.
-Yhym…- wymruczał tak jakby nie miał już ochoty więcej słów wypuścić ze swoich ust.
-Zatem mów.
-Koretra Talima… tak właściwie nie pracuję dla niej…dawała mi pożywienie…więc od niechcenia pomagałem jej…nic więcej…- mówił przerywając co chwilę jakby odsapnąć czy też pomyśleć.
-Talima?- powtórzyła nieco zdziwiona złotowłosa, nie spodziewała się, że będzie to kobieta, lecz nie była w stanie skojarzyć tego nazwiska.
-Nie wiele wiem na jej temat…nie interesowało mnie to… i nawet jeśli chciałbym ci więcej powiedzieć na jej temat, to nie jestem w stanie. Dawała mi polecenia, które wykonywałem i na tym kończyła się nasza współpraca.- skończył, a na jego twarzy ukazał się nieznaczny grymas, jakby ze zmęczenia.
-Ym… a więc dziękuję…- odparła po chwili Ruta oszołomiona tym wszystkim. Tak łatwo uzyskała tak istotną informację, nie wiedziała co ma o tym sądzić, czy to jakiś podstęp czy też dziwny i nagły wylew szczerości oprawcy. Spuściła na chwilę wzrok, a gdy ponownie go uniosła spojrzała centralnie w jego zwężone do granic możliwości, czarne jak czarna dziura źrenice. Jej oddech na chwilę się wstrzymał, a krew w żyłach przybrała wolniejszego tempa. Jej wszystkie zmysły stały się opieszałe, cały jej organizm spowolnił nie umożliwiając Rucie nawet myślenie. Widziała tylko czarny punkt na srebrzystej tarczy. A po chwili czuła już ból w kręgosłupie, nagle jej krew przybrała niebywałej prędkości, serce na ułamek sekundy zamarło by po chwili walić jak oszalałe obijając się o żebra. Dziewczynę wmurowało czuła na swych nadgarstkach czyjeś mocne, stanowcze dłonie przyciskające je do zimnej ściany po bokach jej głowy. Jego twarz znajdująca się tak wysoko nad jej przybliżyła się, a jego szare na pozór mętne oczy spojrzały głęboko w jej. Było to inne spojrzenie od jakiegokolwiek jakie przeżyła w swym życiu. Było tak delikatne, a zarazem tak intensywne, lecz nie to ją poruszyło. Jego źrenice skanowały jej tęczówki dostrzegając ich nietypowość. Jego szare tęczówki rozbłysły, stały się jaśniejsze, żywsze, wyglądały jak płynne srebrno zamknięte w szklanych kulkach. Były doprawdy piękne, hipnotyzowały sobą. Ruta czuła jak czyjeś niewidzialne dłonie muskają jej błonę za którą kryła się jej dusza, raz za razem była dotykana i naciągana, lecz nie powstała na niej ani jedna, najmniejsza rysa. Czuła jak jego dusza oblewa jej, badając ją od zewnątrz dokładnie, nie chciał jej zranić, nie chciał jej zabić. Widział tak wiele dusz, a ilość jaką zjadł było by można liczyć w ziarnkach piasku znajdujących się na piaszczystej plaży, lecz nigdy nie miał do czynienia z tak intrygującą. Był nią zachwycony, oczarowany, czuł się przy niej tak mały, tak słaby. I mimo iż czuł narastający głód, jej niezwykły zapach to nie był w stanie jej skonsumować, czuł tą potęgę,  chciał się wręcz ukłonić przed nią, chylić swą żałosną głowę ku jej stopom i błagać o rozgrzeszenie. A gdy tylko przypominał sobie dzień w którym skosztował jej dusz chciał wymazać ze swego organizmu pamięć o tym smaku, a raczej smakach jakich wtedy doznał. Chciał się ich wyzbyć by nie zatracić się w nim i nie spróbować poczuć go ponownie.
-Potęga twa jeszcze nie jest odkryta…Wielu powinno ci się kłaniać, całować cię po stopach… a nie pomiatać jak najgorszym kmieciem…- jego słowa były powolne, wypływały z jego ust jedno za drugim pożerając ostatnie litery swych przedmówców, jednak były one przesycone złością, pasją i wieloma emocjami, których Ruta nie była w stanie rozszyfrować. -…a gdy będziesz pięła się ku swej chwale stanę przy twym boku…- ostatnie sylaby rozpływały się w powietrzu ledwie docierając do uszu złotowłosej. Chłopak niespodziewanie ją puścił pozwalając się jej osunąć po onyksowej ścianie parę centymetrów w dół. Odsunął się od niej, poprawił niedbale swój czarny garnitur spojrzał na nią jeszcze raz i dodał.- Kłaniam się bardzo nisko i czekam na kolejne nasze spotkanie, lecz tym razem gdy ty będziesz Panią, a oni zaś twymi sługami.- jego wypowiedź była płynna,  aksamitny, zwiewny głos niczym nie był podobny do wcześniejszych jego wypowiedzi. Schylił głowę nieznacznie przed Rutą i odszedł powolnym krokiem.  Złotowłosa nie do końca pojmowała znaczenie jego słów, ale poczuła się w pewnym sensie jak ktoś ważny, ktoś z kim powinni inni się liczyć. Przez ułamek sekundy czuła się jak pani tego świata.



Przepraszam za wszelakiego rodzaju błędy lecz rozdział był sprawdzany przeze mnie parę miesięcy temu:)
Przepraszam, że tak dawno nic nie wstawiałam, lecz miałam matury i jakoś nie byłam zbyt zmotywowana by publikować moje opowiadanie.
Wydaje mi się, że jest to ostatni rozdział jaki publikuję gdyż zaczęłam korektę całego opowiadania od początku. To i owo się zmieni, w niektórych rozdziałach tylko poprawione zostaną literówki w innych zaś połowa będzie od nowa napisana parę postaci zniknie zaś pojawią się inne :)
Na dzień dzisiejszy z korektą jestem pod koniec 7 rozdziału.
Pozdrawiam :)

piątek, 20 marca 2015

Rozdział 11

Witam, dawno nie wstawiłam żadnego rozdziału... ale cóż nie chciało mi się tego czynić:)
Notka ode mnie nie będzie długa, gdyż nie mam nawet nic do napisania. Pierwszy tom mojego opowiadania właśnie kończę pisać i zaczęłam pracę nad korektą, niektóre rozdziały drastycznie się zmienią inne zaś nie specjalnie. Myślę nad zawieszeniem publikowania kolejnych rozdziałów.
Pozdrawiam :) i zapraszam do czytania.

Rozdział 11

            Czarny dym spowijał komnaty, za oknem panowała ciemność przez którą usilnie przebijały się pomarańczowe jęzory ognia.  Niebo było zachmurzone, nie widniała na nim chociażby najmniejsza, najbledsza gwiazda mająca dać nadzieję. Nie było już szansy na nic, decyzje były już podjęte, były nieodwracalne ,a ich skutki nie do uniknięcia.
Młody mężczyzna o porcelanowej cerze i jasnych blond włosach krążył po ogromnej, okrągłej Sali tronowej wyłożonej od posadzi po samą kopułę marmurem i diamentem, zaś w oknach widniały niebieskie i czerwone witraże przedstawiające herb ogromne ptaszysko o długim, smukłym ogonie płonącym błękitnym płomieniem trzymającym w dziobie zawieszonym na złotym łańcuchu czaszkę. Zaś pod ścianami stały potężne, złote kolumny ozdobionym u dołu jak i na szczycie ornamentami akantowymi.
Długa, granatowa peleryna ciągnęła się ospale po marmurowej posadzce jakby nie chciała dążyć za swym panem, który z paniką coraz bardziej malującą się na jego delikatnej męskiej twarzy wędrował po okrytej ciemnością Sali. Dźwięk jego kroków wydobywający się spod metalowych podeszew odbijał się między kolumnami wydając głuche echo, które za każdym razem docierało do jego uszu z coraz to większą mocą.
Był przegranym mimo iż był niepokonanym, mógł być władcą całego świata i nie tylko, a teraz stał nad przepaścią do której z każdej ze stron był strącany. 
Jego peleryna ciążyła mu na ramionach, zaś złota korona chyliła się ku dołowi. Jego blade, smukłe palce zaciskały się mocno wokół złotego berła chcąc je mieć w dłoni jak najdłużej. Jednak czas wypuszczenia go z dłoni zbliżał się z każdą sekundą. Jednakże jego duma, chwała nie pozwoliły by mu na poddanie się im, ludowi, który po tylu wiekach zdradził go, obrócił się przeciw niemu. Chciał odejść tak by zachować resztki godności by nie okryć się hańbą. Obrócił się ostatni raz spojrzał na swój diamentowy tron na podeście, po czym skierował swe pewne kroki w stronę drzwi. Pstryknął palcami dłoni, a tron stanął w błękitnych płomieniach, a z każdym kolejnym krokiem ognia przybywało pożerając salę. W połowie drogi również i długą pelerynę dorwały jęzory ognia chaosu, lecz mężczyzna nie zwracał na to uwagi, szedł powoli z uniesionym ku górze podbródkiem chcąc przez ostatnie sekundy pałać się w resztach swej minionej potęgi i chwały. Nie minęło dużo czasu, a sala tronowała wypełniona była błękitem, który parzył, a zarazem mroził. Mężczyzna został uwięziony, dookoła niego żarzyła się jego własna magia, która była w stanie go zabić, lecz on nie zamierzał umierać, bynajmniej jeszcze nie teraz. Szedł dalej a tam gdzie stawił swą stopę odzianą w czarną skórę ogień ustępował rozchodząc się na boki. Przemierzał ostatnie metry swej oazy jak bogowie z peleryną z niebieskiego ognia. Gdy tylko stanął w progu korona przesunęła się jeszcze bardziej zsuwając się z jasnych włosów wprost do gęby płomieni, które pożarły ją brutalnie. Następnie odpiął resztki ciążącego mu na plecach materiału i poszedł dalej ciemnym długim korytarzem trzymając w dłoni złote berło. Mimo iż na jego twarzy malowała się duma w jego odkrytym błękitnym oku było widać jedynie strach. Dawno nie czuł czegoś takiego, nie wiedział co ma z tym zrobić rosła w nim panika. Mimo, że był jedną z potęg tego świata czuł się teraz bezradny, pusty. Nagle zatrzymał się spojrzał za okno gdzie widniały wiekowe drzewa połykane przez pomarańczowo, czerwone płomienie.
Został sam, został zdradzony nawet przez najbliższych, jego panowanie właśnie sięgnęło kresu. Był złym władcą, chciwym, egoistycznym, bez żadnych skrupułów, dążącym do swego upragnionego celu, a teraz to wszystko obróciło się przeciw niemu. Nawet jego najskrytsze marzenia zdradziły go, nie miał niczego. Berło nagle uderzyło o posadzkę a od niego rozbłysły nowe niebieskie płomienie, które rozprzestrzeniły się. Jęzory błękitu nasunęły się na jego ciało liżąc i muskając wpierw jego nogi, a następnie zewsząd dotykając go. Nie chciał tego, lecz musiał to uczynić, skoro był pusty to wypełnią go płomienie zżerając powoli od środka jak i od zewnątrz.
Mężczyzna stał spokojnie, lecz w pewnej chwili odchylił głowę do tyłu i wydarł się najgłośniej jak tylko potrafił. Krzyk ten przepełniony był bólem, cierpienie, wszystkimi negatywnymi emocjami jakie kumulowały się w nim przez te wszystkie wieki. A gdy tylko zamilkł popłynęła z jego oka łza, która w błękitnym świetle wyglądała jak kropla srebra.
Eizo podniósł się gwałtownie oblany cały zimnym potem, jego oddech był przyspieszony, a usta uchylone starając się łapczywie łapać powietrze. Otarł czoło z zimnych kropli, zaczesał włosy do tyłu i wstał z łoża. Było ciemno w pomieszczeniu jak i za oknem. Chmury przykrywały całe niebo uniemożliwiając by jakiekolwiek iskry blasku Księżyca musnęły ziemię. Podszedł do okna i spojrzał na nocny krajobraz starając się uspokoić. Mimo iż był to tylko sen…nie potrafił o tym tak łatwo zapomnieć. Mimo, że była to jego daleka przeszłość, którą skrupulatnie starał się wymazać ze swej pamięci jak i życia to i tak we śnie czuł to wszystko na nowo.
Powtarzał sobie w głowie, że to tylko był sen, który bóg nocy mu wymalował na połaci nocnego spokoju, koszmar, który nie ma nic wspólnego z teraźniejszością, z nim teraz. I nawet jeśli wymazał nawet teraz te wszystkie wspomnienia i emocje, to mimo to nadal czuł w dłoni chłód berła jak i jego ostre rysy odkształcające się w wewnętrznej części dłoni, gdy mocno zaciskał ją na nim. Łudził się, że tak łatwo dane mu będzie zapomnieć o tych grzechach, których za wszelka cenę chciał się wyzbyć. Nie chciał by ktoś pamiętał, że to on był niegdyś potęgą, która o dziwo tak łatwo upadła. Mimo iż imię posiadał już inne mimo iż wielu za tamtych czasów już nie żyje, mimo iż nikt go nie rozpoznawał i tylko nielicznych znało jego sekret on nie mógł zmyć z siebie tych okrutnych czynów, które ciążyły mu, lecz nie ze względu na to, że oblane były krwią wielu, lecz dla tego, że hańbiły go. Nie było mu żal ani przez chwilę tych wszystkich w których krwi zamoczone były jego ręce, wstyd mu było, że nie mógł jej zmyć. Wstyd mu było, że to wszystko tak się potoczyło, bał się, że może to kiedyś się powtórzyć. Że znowu wszyscy obrócą się przeciw niemu, że zostanie zdradzony, że będzie sam, że jego potęga znów zostanie zepchnięta do czeluści.
Eizo oparł czoło o zimną szybę, przymknął oczy, a gdy to uczynił ujrzał za oknem kłębiące się jęzory ognia zżerające wszystko co natrafią. Jednak gdy szybko uniósł powieki za szybą widział spokojny krajobraz otulony czernią dzisiejszej nocy.
**
            Ruta biegła wymijając czarne, białe i szare skorupy wypełnione innymi duszami mimo iż miała krótkie nogi pędziła szybko za jedną postacią, która skutecznie co rusz znikała za tłumami. Mimo iż nie miał świadomości, że jest śledzony dziewczynie z trudem było go dogonić. Jednak po przebyciu długiej drogi mężczyzna raptownie się zatrzymał zaś Rucie ledwie udało się wyhamować i schować za jednym z budynków. Nie pamiętała nawet dokładnie dlaczego zaczęła go śledzić, po prostu coś poczuła, coś ją do tego popchnęło. Mężczyzna niezbyt szczególny, nie był zanadto wysoki, ani muskularny, jego dusza też była bez wyrazu, szara tak samo jak ciało w którym się znajdowała. Był nijaki, nawet mniej niż przeciętny. I może to właśnie to było tak naprawdę czymś niezwykłym.
W zaułku między potężnymi dwoma wieżowcami  do męskiej istoty dołączyła jeszcze jedna trzymająca w ręku za kark inną drobniejszą, unieruchomioną postać. Rzucił nią mocno o ziemię po czym kopnął z impetem w jej brzuch. Nieznany osobnik różnił się pod paroma względami od swego towarzysza za którym przywędrowała tu Ruta. Był dość niski nie mierzył nie więcej niż 1,80 metrów zaś był przesadnie umięśniony, a jego dusza jarzyła się intensywną czerwienią. Stał tak nad swą ofiarą i przez chwilę przyglądał jej się bacznie, wyglądał jakby nad czymś intensywnie myślał, coś rozważał.
-Możemy już?- przerwał mu swym zwyczajnym, prostym głosem jak jego dusza mężczyzna stając obok swego kompana i spoglądając na niego z góry. Mimo iż nie wyglądał specjalnie mierzył sobie ponad 2,10 metrów co w świecie Inverii było normą, przeciętny mężczyzna miał wzrostu od 1,95 do nawet 2,30 metrów, jednakże są rasy, które mierzą mniej niż 1,50metrów a i takie co mierzą ponad 2,50 metrów.
-Tak.- spojrzał na niego czerwonymi, podirytowanymi oczyma. Nie przepadał za swoim kompanem i było to widać na jego niezbyt urodziwej, a wręcz paskudnej, szarej twarzy porytej licznymi bliznami.
-To się pospieszmy.- markotną szary mężczyzna nie zwracając uwagi na niechęć jego towarzysza do jego osoby. Z ust istoty leżącej na ziemi wydobyły się ciche jęki, w których czuć było błaganie o pomoc, lecz były zbyt ciche by ktokolwiek usłyszał je dalej niż dwójka stojąca nad nią. Jeden z nich wyższy schylił się i chwycił ją za podbródek wyciągając jej szyję do kresów jej możliwości. – Nie cierpię tej roboty…- mówił jakby do siebie jakby do swej ofiary znużonym, monotonnym głosem o darze usypiania.  – Zróbmy to jak najszybciej.
-Nie poganiaj mnie. Jak tak ci się spieszy to zaczynaj.- warknął podminowany już od jakiegoś czasu czerwonooki. Wolał swoją robotę wykonać dokładnie, jednakże nie chciał zbyt długo przebywać ze swym wyższym kolegą. Szarooki zerknął na niego znużonym spojrzeniem, a następnie wyprostował się gwałtownie podnosząc tym niezbyt pokaźną istotkę do góry. Jego długie palce wbiły się w jej białą skorupę kryjącą, a zarazem chroniącą za sobą słabą, bladą, niemrawą duszyczkę, która przez zrobione otwory popłynęła po jego palcach. Nie zdążył z ust ofiary wydobyć się jakikolwiek dźwięk wskazujący na jej cierpienie, a już osuwała się po ścianie na którą została z ogromną siłą rzucona.
W zaułku rozbrzmiały cisze szepty, których echo unosiło się ku górze odbijając od boków wieżowców. Słowa były nieznane Rucie mimo iż słyszała w swym krótkim życiu wiele mów. Jednak tej nie mogła z żadną inną skojarzyć. Była tajemnicza i czuć było z tych cicho wymawianych zlepków liter grozę. Aksamitne słowa przepełnione goryczą wypływały jak woda ze źródełka z ust nieznanych dziewczynie istot, które od paru minut szeptały nad ich dobrną ofiarą. Złotowłosa przybliżyła się nieznacznie kryjąc się nadal w cieniu budynku i mimo iż słowa wydawały jej się niebezpieczne, zmuszające je by uciekała ile tylko sił ma w nogach to nic nadzwyczajnego się nie działo, tak jakby były to tylko puste, nic nie znaczące zdania.  Zmuszając swoje kończyny, które za wszelką cenę chciały jej odmówić podeszła jeszcze bliżej. Jaskrawo czerwone światło rozbłysło na ułamek sekundy zmuszając tych, którzy byli w jego zasięgu do nagłego zmrużenia oczu. A gdy tylko Ruta uchyliła powieki jej prawe oko jarzyło się intensywną jasnozieloną barwą. Była nie lada zszokowana gdy ujrzała co tak naprawdę kryje się pod sztuczną warstwą ciał istot. Ich dusze były intensywne, biła od nich moc, którą w sobie nosiły. A nad ciałem ofiary widniała niewielka biała, blada kula, której jądro było przesycone magią, potężną duszą kryjącą się jedynie pod słabą maską jaką widział każdy w Atkilii. Jednak ta dusza nie był taka jak jej oprawcy, była od nich potężniejsza, emanowała od niej skryta w samym jej środku moc, moc bestii, która tylko czyhała by wyłonić się. Jednak nie zdążyła tego uczynić, mężczyźni dopowiedzieli jeszcze parę słów w nieznanym języku, a dusza raptownie eksplodowała nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Ruta stała wmurowana.  Nie potrafiąc otrząsnąć się z tego co widziała. Dusza, źródło życia ułamku sekundy rozerwało się na miliardy kawałeczków, a one zaś na jeszcze kolejne, które prysnęły jak bańka mydlana nieodwracalnie.
-Głodny byłem… ale cóż…- bąknął wysoki, szczupły, szary mężczyzna patrząc z lekkim smakiem w oku na bezwiednie leżącą pustą, białą skórę.
-Ostatnim razem zbyt wielki chlew narobiłeś. A ja nie mam zamiaru wpaść przez twój wiecznie pusty żołądek.- gestykulował rękoma niższy z nich starając się nie przyłożyć swemu kompanowi, który potrafił jedynie go irytować.
-Ciii…- uciszył go gestem dłoni przysłuchując się bacznie jak i węsząc nosem. Mimo iż w Atkilii nie istniało powietrze czy też jakiekolwiek zapachy, ten jednakże czuł… czuł coś i to bardzo dobrze niedaleko ich. Nie wydawało mu się, był znakomitym tropicielem i z paru kilometrów był w stanie wyczuć woń swego jedzenia. Duszy. Był buherem istotą, której zmysły jak i instynkty najlepiej sprawowały się w światach wypełnionych duszami, w światach dusz, takich jak na przykład Atkilia.
Czerwonooki zamilkł i rozejrzał się po wąskim zaułku jednakże prócz ścian budynków nic nie ujrzał, jednak wiedział, był pewien, że ktoś musi tutaj być i bacznie im się przygląda, nigdy nie zwątpił w zmysły swego towarzysza.
-I po co za mną szłaś? –spytał ponurym głosem stojąc parę centymetrów przed złotowłosą. Jego szare oczy miały tak samo ponury wyraz jak cała jego osoba. Jednakże zabłysło w nich coś, coś na wzór minimalnego zainteresowania. Dziewczyna odchyliła się do tyłu zaskoczona nagłym pojawieniem się istoty. –I co teraz?
-Zrobimy to samo co z tamtą.- warknął niższy stojąc wciąć przy białych zwłokach.
-Kolejna porcja jedzenia pójdzie na zmarnowanie?- jego wyraz twarzy nie zmienił się był wręcz taki sam od kiedy Ruta zaczęła za nim wędrować, jednak jego głos zdradzał nieznacznie jego emocje.
-Już o tym rozmawialiśmy.
-Wiem, wiem, ale ona tak ładnie pachnie…cytrusowo… - wciągnął nosem zapach jaki otaczał dziewczynę zamykając przy tym oczy, a gdy tylko je otworzył oblizał usta szarym językiem.
-To będzie kwaśna, daj spokój.- usiłował go zniechęcić, odepchnąć od niego myśl, która wciąż krążyła mu po głowie. By coś zjeść.
-Nie lubię słodkich.- odparł leniwym, przeciągłym głosem i nim ktokolwiek zdążył zareagować zatopił swe kliska w barku dziewczyny rozszarpując jej czarną jak smoła skórę.- Jaka piękna barwa.- wyszeptał wpatrując się w szmaragdową jasną zieleń rozpływającą się po czerni.
Ruta spojrzała sparaliżowana nagłym atakiem, nie była w stanie poczuć nawet bólu. Jej oczy mierzyły nachyloną nad jej ramieniem głową mężczyzny, na jego brodę i wargi ubrudzone jej płynną duszą.
-Idioto!- krzyknął na niego jego kompan i zaczął niezbyt szybkim krokiem zmierzać w ich stronę, jednak zatrzymał się gwałtownie, gdy ujrzał przebijające się przez ciało szarego zielone ostrze.
-Nie lubię przerywać posiłku.- burknął łapiąc za ostrze zanurzone w jego ciele i bez najmniejszego wysiłku wyciągnął je z siebie po czym nie puszczając go zacisnął na nim mocno dłoń raniąc się przy tym i rzucił dziewczyną o ścianę. –Wole się nim delektować.- buher podszedł do niej ukucnął przy niej i spojrzał na niewinną twarzyczkę, a następnie skierował swe spojrzenie na otwartą ranę przy jej szyi. –Masz bardzo interesującą barwę.- włożył swój podłużny palec w ranę zanurzając go do końca w zielonej, gęstej cieczy. A gdy go wyciągnął oblizał powoli co do ostatniej kropli.
-Przestań się z nią certolić. – szarooki skierował swoją twarz w stronę mówiącego leniwie i obojętnie przypatrując się jego szaremu cielskowi.
-Daj mi…- przerwał nagle czując na swojej szyi mocny uściski. Ruta podniosła się i trzymając mężczyznę za szyję pobiegła z nim na równoległą ścianę napierając na nią jego ciałem.
-Nie wkurzaj mnie.- jej oczy przepełnione były furią, nienawidziła gdy ktokolwiek tykał jej duszę.- Może teraz ja pobawię się z twoimi wnętrznościami.- warknęła wpatrując się w ciąż nijakie szare spojrzenie po czym wbiła ponownie ostrze w jego brzuch poszerzając przy tym pokaźnych rozmiarów ranę.
-Jakby dobrze było gdyby tak dało się go zabić.- mruknął czerwonooki podchodząc bliżej z niechęcią wypisaną na jego twarzy. Ruta schowała zielone ostrze wykonane z jej duszy i wepchnęła brutalnie dłoń w sam środek szarej skorupy.
-Ech… nie jest to zbyt przyjemne…- burknął mężczyzna czując jak obca rękę dotyka jego duszę, bawi się nią jak tylko chce muskając te sfery, których nie powinna.
-Naprawdę? A szkoda.- dziewczyna przebiła ręką jego ciało, puściła szyję i zamachnęła się rzucając chłopakiem w jego kompana. Jednakże szarooki bez większego wysiłku stanął na nogach hamując nimi.
-Nie podoba mi się to.- rzekł z tą samą mimiką twarzy, a z jego pleców wyrosło sześć, srebrzystych biczów wijącymi się w powietrzu jak węże szykujące się do ataku.
-A więc tak to chcesz zakończyć?- spytała ironicznie dziewczyna z zadziornym uśmieszkiem na twarzy prostując do tyłu lewą rękę z której zielona masa przerodziła się w szablę.
-Ja się w to nie będę mieszał. – odparł niższy i zszedł na bok, nie miał zamiaru wdrążać się w bójki i problemy, które powodował jego przydzielony mu kolega.
-Miałem zamiar szybko łyknąć twoją duszę, ale skoro tak nie chcesz to zrobię to inaczej.- jego głos wił się powoli do uszu Ruty przeciągając jeszcze bardziej wypowiedziane przez niego słowa, a gdy ostatnie słowo opuściło jego usta jeden z biczów z niebywałą prędkością uderzył w miejsce, gdzie jeszcze przed ułamkiem sekundy stała Ruta. Ledwie udało jej się uniknąć niebywałego ataku, jednak musiała bardziej się skoncentrować. Widziała jego duszę od wewnątrz i wiedziała, że nie jest zwykłym buherem.  Kłębiło się w nim wiele energii, którą w każdej chwili mógł całą skumulować w jednym ataku niszcząc nie tylko ją, ale i pobliskie zabudowy.
-Nie myśl, że tak łatwo pójdzie ci ze mną.- tym razem to ona zamierzała zrobić pierwszy ruch, nie chciała bezczynnie czekać jak ten ponowni swój nietuzinkowy ruch. Rozpędziła się i w mgnieniu oka ominęła go przecinając jego szyję. Głowa bezwiednie zsunęła się i upadła na ziemię. Ruta zatrzymała się strzepnęła z szmaragdowego ostrza szarą substancję i obróciła się. To nie był jeszcze koniec, a dopiero początek. Szare macki z prędkością światła raz za razem atakowały ją, a ona z trudem unikała ich odchylając się i odskakując na boki jak pchła.
-Dość zwinna jesteś. –rzekła głowa leżąc nieopodal białych zwłok. Jego ciało podeszło do głowy po czym uniosło ją i zamieściło na swym miejscu. Ten zaś obrócił nią parę razy, a następnie spojrzał na dziewczynę.- Wiesz kim jestem? –spytał ponuro jakby od niechcenia.
-Wiem i chce wiedzieć dla kogoś to robicie.- odpowiedziała hardo Ruta zatrzymując szablom jeden z biczów.
-Dla kogo pracujemy? Hę…. Skąd takie przypuszczenia?- jego kąciki ust wciąż ułożone w smutny grymas uniosły się do góry układając w złowieszczy uśmieszek.
-Twój odór był w Kaserienie w Xante chyba nie muszę wspominać w jakim pokoju. – na twarzy mężczyzny ukazał się cień zdziwienia, który po chwili przeistoczył się w zaintrygowanie. Ponownie im Ruta zdążyła spostrzec pochwycił ją za szyję, lecz nie uniósł czy też nie zacisnął na niej mocno swej dłoni. Trzymał ją delikatnie, jakby z czułością przesuwając palcami po jej podbródku i wargach wpatrując się w nią innymi niż do tą oczyma, pełnymi zainteresowania, błyskiem szarlataństwa i bestialstwa jakie tak właściwie kryła jego dusza.
-Widzę tak to, że pożarcie ciebie na chwilę obecną jest dość…niewygodne…
-Teraz to na pewno musimy ją zabić.- warknął swym ochrypłym, szorstkim głosem czerwonooki, który od tej pory jedynie obserwował pozwalając wyżyć się buherowi.
-Nie dostałem wyraźnego polecenia by to uczynić.- odpowiedział z nutką rozbawienie szarooki. Lubił droczyć się z nim jak i lubił robić wszystko inaczej niż jak reszta od niego oczekiwała.
Niższy z nich syknął pod nosem z niezadowolenia. Musieli się jej pozbyć była ewidentnym świadkiem czynów jakich dokonali teraz jak i wiedziała o innych morderstwach, których dokonali lub byli współwinni.
-Zrób to albo ja to zrobię.
-Nie dasz rady.- jego głos ponownie stał się leniwy, przeciągły i monotonny, jednak droczył się ze swym towarzyszem.- Czas nam się już kończy, idziemy.- dodał nagle zmieniając temat o 180 stopni.
-No chyba sobie kpisz, musimy się jej pozbyć.
-Nie ma na to czasu. Poza tym dostaliśmy dokładnie instrukcje by nikogo innego nie zabijać.
-A co chciałeś przed chwilą zrobić?!
-Skonsumować w kulturalny sposób posiłek?
-Ty…- wysyczał przez zaciśnięte zęby czerwonooki i nie zważając na drugiego mężczyznę podszedł energicznie do nich, a w jego dłoni kumulujące się czerwone smugi uformowały się w katanę. Młodzieniec puścił Rutę zaś ta wyciągnęła przed siebie w stronę atakującego rękę, zacisnęła pięść po czym powoli zaczęła zginać nadgarstek. Czerwona potężna kula wydostała się z szarej uformowanej w konkretne ciało skorupy wisząc nad nią jak świetlik oświetlając je.
-Czy chcesz zobaczyć śmierć?- spytała dziewczyna mężczyzny, którego ciało stało bezwiednie puste, jego oczy przybrały kolor jego skorupy, a usta rozchyliły się, zaś broń zniknęła tak szybko jak się ukazała.
-Myślałem, że tacy jak ty już nie istnieją, ale najwidoczniej wszyscy się mylili.- szepnął jej do ucha monotonnym głosem rozlewając w jej ciele swe przeciągłe słowa.- Do zobaczenia.- dodał pokrótce, dziewczyna spojrzała na jego znikające ciało pozostawiające bez osłony duszę, która po chwili tak jak i jej osłona rozpłynęła się w powietrzu. Jej palce zaciśnięte w pięść poluźniły się umożliwiając szkarłatnej duszy powrotu do ciała.
-Ruta!- za zakrętu wyłoniła się sylwetka Fausta.
-Co tu robisz?- spytała lekko skołowana.
-A ty? Szukałem cię!- odpowiedział pretensjonalnie, Ruta skierowała swój wzrok na miejsce znajdował się mężczyzna o czerwonej duszy, lecz i jego już nie było.

-Nic, jak widzisz. Zajmij się tym ciałem.- odpowiedziała ponuro i zgryźliwie dziewczyna wskazując palcem na białe wiotkie ciało leżące nieopodal niej. 
szablon wykona� Eyes Only dla wioski szablon�w przy pomocy shooters, Kieran O'Connor