Witam :) dawno mnie tu nie było, lecz dzisiaj przybyłam by poinformować, że przestaje publikować opowiadanie, lecz starą wersję(której zapisanej mam 21 rozdziałów planowane było 25) zaś zacznę umieszczać tu poprawione subtelnie lub też drastycznie rozdziały. To co wcześniej tu wstawiłam na bloga zostawię bynajmniej jak na razie:)
Wraz z nową wersją opowiadania pojawił się nowy szablon na blogu oraz nowe zakładki, które wkrótce pouzupełniam.
Jak na razie zapraszam do czytania nowego 1 rozdziału, który nieznacznie został zmieniony :)
Rozdział 1
Zawiasy stalowych pokrytych sadzą i wilgocią drzwi zgrzytnęły, gdy dwóch
rosłych mężczyzn o sinej skórze w odcieniu fioletu otworzyło je na oścież
wpuszczając do ciemnego, jak najciemniejszy zakątek martwego morza w Krainie
Śmierci – Shinoor, blade, matowe smugi światła. Kontury postaci siedzących na
chłodnych od lodowatego kamienia materacach poruszyły się, powoli i
nieznacznie. Ich głowy skierowały się w stronę wyjścia i mimo iż miały
przykryte oczy czarnymi opaskami wiedziały kto przybył i z jakim zamiarem. Cisza jaka panowała po chwili prysła jak bańka mydlana okrutnie
przebita ostrą igłą. Ciche pojękiwania i prośby o wypuszczenie gwałtownie uniosły się nad siedzącymi mieszając się ze
stęchłym, wilgotnym powietrzem. Brzęk unoszonych i opuszczanych łańcuchów z
każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy i bardziej rytmiczny zagłuszając
lamenty zakłutych.
Strażnicy w milczeniu weszli do
środka, ciężkie buty pewnie stąpały po kamiennej posadce, a pęk kluczy
przymięty do spodni jednego z nich bujał się w rytmie jego kroków dźwięcząc
nieczystą melodią. Rozejrzeli się bacznie po skutych ze sobą istotach
chowających swe ciała w mroku celi. Jednak ich doskonałe oczy dostrzegły to
czego szukały. Jeden z nich wskazał na drobniutkie ciałko siedzące w jednym z
kątów, ubrane w brudną, zszarzałą sukienkę przypominającą bardziej wór niż
odzienie, jedyne co je wyróżniało od pozostałych to długie włosy, których
złocista smuga blasku przebijała się gdzie nie gdzie przez grubą warstwę sadzy.
Podeszli do niej spychając z drogi żeliwne łańcuchy, niższy o kasztanowej
czuprynie ukucnął koło niej po czym sięgnął po pęk kluczy. Z pomiędzy metalu
wyciągnął niewielki kluczyk, którym otworzył jeden z zamków łańcucha łączącego
kajdany na nadgarstkach z tymi na kostkach. Następnie pociągnął leżący przed
nim żeliwny sznur łączący drobną
dziewczynę z dalej siedzącą istotą przed nią, po czym otworzył kolejny zamek i
odrzucił stertę metalu na bok. Chwycił dziewczynę za rękę podciągając ją do
góry, jej ciało zachwiało się na dawno nie prostowanych nogach, lecz strażnik
nie pozwolił jej upaść. Wyprowadził ją z ciemnej celi zaś drugi z nich zamknął
drzwi sprawdzając dokładnie wszystkie rygle i magiczne pieczecie.
Chwile później wędrowali już długim
obskurnym korytarzem znajdującym się w podziemiach miasta Vlekam stolicy Krainy
Malimei potocznie zwaną Krainą Mrocznych Elfów.
Zaś nazwa tego miast od wielu wieków noszona była na ustach wszystkich
tych których prawo się nie tyczyło i tych co tylko pod połacią nocy żyją łamiąc
Królewskie prawo i nużąc się w niechlubnej chwale.
Po minięciu wielu schodów i
zakrętów mężczyźni wraz z dziewczyną
znaleźli się w jednym z wielu znajdujących się tutaj pokoi. Otulony mrokiem,
jak każdy milimetr tych podziemi, pomieszczenie o burgundowych ścianach, gdzie
nie gdzie oświetlone bladymi, płomieniami świec zawieszonych na nich.
Chwile po nich do pokoju wszedł
odziany w garnitur z najlepszego, brunatnego materiału krępy, tęgi mężczyzna w
średnim wieku. Jego masywny brzuch kształtem przypominający ogromny balon z
każdym jego ruchem leniwie unosił się do góry po czym opadał, a szwy jego
koszuli ledwie utrzymywały go w ryzach.
-Delikatnie z nią! Delikatnie!
–uniósł się Hrabia Jenholsen widząc jak strażnik mocno trzyma kruche, kobiece
ciało. Podszedł do nich bliżej, położył swoje przykrótkie ręce na kałdunie i
przyjrzał się przyprowadzonej dziewczynie. Jej brudne włosy przysuwały na myśl
niegdyś panujące na tych ziemiach leśne elfy, które barbarzyńsko zostały
strącone z tronu do kopalni, a ich złocista chwała jak i serce zostały okryte
popiołem zbrodni dokonanej na nich przez istoty tak blisko im pokrewne.-
Bądźcie delikatni jakbyście obchodzili się z najdelikatniejszym jedwabiem jaki
powstał na tym świecie. – biadolił dalej Hrabia niespełniony poeta i malarz
zepchnięty przez wir wojen i nienawiści na przestępczą drogę życia.- Sam Lord
Denodel zaszczycił mnie ostatnio by nieco więcej na jej temat się
dowiedzieć. Było widać, że jest bardzo
nią zainteresowany, coś czuję, że krocie na niej zarobię. A więc nie okaleczcie jej w żaden sposób wy
barbarzyńskie istoty!- z każdym słowem, które wydostało się z jego ust jego
twarz stawała się coraz bardziej czerwona z czasem przeistaczając się w żywą
purpurę.
Strażnicy w milczeniu przyglądali się
swemu pracodawcy co jakiś czas wymieniając się bezradnymi spojrzeniami.
-Czy ty jesteś głuchy?! Pytam się
głuchy?! Ciężko pojąc, że jak nie potrafisz obchodzić się z tą dzieciną jak z
pisklęciem to masz ją puścić?! No miałem nadzieję, że pracuję z istotami o
jakimś minimalnym intelekcie! – krzyknął, aż jego jasno brązowy tupecik
podskoczył na jego łysej połyskującej głowie. Strażnik od razu posłuchał
starszego mężczyzny, a następnie cofnął się by stanąć obok swego kompana. Ponownie wymienili się porozumiewawczymi
spojrzeniami. Znali Hrabię Jenholsena dobrze, pracowali już z nim szmat czasu
ponad 118 lat i wiedzieli jaką przywiązuje wagę do swojej pracy. Jednak
pierwszy raz spotkali się z taką nadwrażliwością z jego strony. Nieco ich to
zadziwiło, ale i tak nie mieli czym się przejmować, zawsze pogadał, pokrzyczał,
po marudził po czym mu przechodziło i wszystko wracało do normy.
-No dobrze już. Wyjdźcie i pilnujcie
drzwi by nikt pod żadnym pozorem mi tu nie wpełznął.- rozkazał po czym podszedł
do dziewczyny, musnął jej policzek dłonią jakby sprawdzał jakość materiału.
Uśmiechnął się z zadowoleniem, a jego oczy zabłysły. Jego instynkt oparty na
wieloletnim doświadczeniu mówił mu, że może to być jego jeden z lepszych
interesów jego życia. Jak nie Lord Denodel to ktoś inny ją kupi, był tego
przekonany, zawsze gdy ten pojawiał się na jego podziemnych aukcjach
zainteresowanie nimi wzrastało nie raz nawet dwukrotnie. Jednak by doszło do
jakiejkolwiek transakcji z udziałem tej kruszyny wpierw musi pozbyć się z jej
zewnętrznej powłoki tej skorupy brudu i pospólstwa.
-Stefanio!- głos Hrabi rozniósł się
po pokoju jak i po pobliskich pomieszczeniach gospodarczych i już wkrótce zza jednych
drzwi przykrytych beżową zasłoną wyłoniła się służka odziana w czarny uniform
dopełniony białym fartuszkiem. Kobieta dygnęła przed mężczyzną, a parę blado
zielonych włosów niesfornie wypadły z luźno spiętego koku i swobodnie opadły na
jej jasno oliwkową twarz.
-Tak Hrabio?- spytała przeciągłym, o
anielskiej barwie głosem służka. Jej intensywne szmaragdowe oczy zmierzyły od
stóp po sam czubek głowy małą nieznajomą szykując w głowie plan przygotowania
jej do pokazu. Codziennie miała parę takich istot do przyszykowania co stało
się już dla niej normą, niczym nadzwyczajnym.
-Umyj ją, ubierz, nakarm. Zrób to co
zawsze tylko o stokroć lepiej. By lśniła jak złoto, diamenty, całe bogactwo
tego okrutnego świata! Ma olśnić nawet najbardziej zgorzkniałego bogacza by na
jej widok nawet jego przegniła dusza drgnęła. - Hrabia nie krył
podekscytowania, ostatni raz czuł się tak dobre 200 lat temu, gdy dopiero
zaczynał rozkręcać swój interes w granicach tego miasta. I do jego brudnych rąk
trafiła trudna do zdobycia, rzadko spotykana lwia wróżka. To na niej zarobił
swoje pierwsze poważne pieniądze, które umożliwiły mu rozkręcenie na dobre tego
biznesu.
-Dobrze Hrabio. – odpowiedziała
spokojnie służka po czym dygnęła na odchodne swego pana. Gdy tylko drzwi się
zatrzasnęły kobieta podeszła do wątłego ciała dziewczyny, dotknęła jej brudnych
włosów, które zgarnęła jej przy okazji z twarzy. Ciężko westchnęła wpatrując
się w drobną twarzyczkę i ledwie stojące w pionie ciało. Wiedziała co mogła
czuć w tej chwili ona, sama niegdyś była w podobnej sytuacji, jej rodzina była
biedna na skraju śmierci głodowej, jej młodsze rodzeństwo poumierało nim
jakakolwiek pomoc zdążyła przybyć do ich miasta. Wieczna wojna pochłonęła wiele
dusz, a ci co przeżyli zostali przekazani na handel. W tej sposób tak jak i
większość jej rodaków została sprzedana na jednej z tego rodzaju podziemnych
aukcji, gdzie trafiła w ręce Hrabi stając się niewolnicą pod jego łaską.
Gdy zaczynała pracę tutaj nie raz
myślała jak mogłaby pomóc tym biednym, zazwyczaj młodym istotom, jednak nie
była w stanie nic dla nich uczynić. Jedyne co jej pozostało to modlitwy do
Bogów by chociaż nad tymi biednymi duszyczkami się ulitowali, by chociaż ich
życie nie zostało bezlitośnie przeliczone na rufie. Lecz jak narazie modły nie
pomagały, czyżby śmierć bogini Lentii była skazaniem wszystkich dusz na pewną
zagładę.
Służka nie lada była zdziwiona, gdy
po wykąpaniu młodej dziewczyny ujrzała jej ciepłą, brzoskwiniową cerę i
złociste jak złoto włosy, które nie przypominały barwą złota, a wręcz wydawały
się jakby z tego metalu zostały stworzone. Oprócz tego niespotykany był również
jej wzrost, była mniejsza nawet od służki, mierzyła nie więcej niż 150cm, ale
największe zaskoczenie dopadło ją wtedy, gdy przed kąpielą zdjęła jej ciemny materiał
z oczu. I nie chodziło wcale o jej różnokolorowe tęczówki, które mogły
wskazywać to o czym nawet służka nie chciała myśleć. Lecz o to co w tych oczach
ujrzała, a raczej czego nie ujrzała. Po raz pierwszy spotkała się z tym, by w
oczach, zwierciadle, bramie do duszy u istoty tu więzionej nie dostrzec ani
krzty strachu, lęku, czy też cienia paniki. Była spokojna, opanowana, a jej
zwierciadła duszy ukazywały prawie, że pustkę, lecz było w nich coś czego
kobieta nie była w stanie określić, nazwać, ale mimo to czuła jak wewnątrz niej
samej robi się ciepło i milej na sercu. Później jak się zorientowała była to
iskierka nadziei, której już tak dawno u nikogo nie widziała, bo już dawno w
nich wygasła.
Sala będąca tego wieczoru miejscem
licytacji selekcji A nie była ogromnych rozmiarów co niej jednego mogłoby
zdziwić. Była dość kameralna, posiadająca w swoim wyposażeniu, dobrze
oświetloną scenę z mównicą dla aukcjonera, dwoma lożami zawieszonymi po bokach
i okrągłymi stolikami ustawionymi przed sceną przyozdobionymi jedynie paroma
świecami, których płomienie dają niewielkie, ciepłe światło oświetlające ledwie
cały blat stołu. Całe pomieszczenie
utrzymane w posępnym jak całe podziemie klimacie.
-Czas na ofertę numer 12, młoda,
wodna wróżka. Wzrost 164 cm, waga 44kg, rozpiętość skrzydeł 98 cm. Szczegółowe
informacje znajdą państwo w karcie oferty. Cena wywoławcza 12milionów rufii. –
na scenę została wniesiona klatka, cała wylana z magicznego złota, a w niej
skrzydlata postać siedząca potulnie na łydkach ledwie utrzymując korpus w
pionie. Jej niebieskie jak dzienne niebo włosy o krótkiej długości przykrywały
cześć jej bladego, prawie, że białego czoła. Mimo iż była to oczywista cecha
wróżek wodnych, to było widać gołym okiem, że niewielka istotka „wygasa”, zdala
od swego naturalnego otoczenia, tracąc z każdą sekundą siły jak i blask, który
zawsze emanuje od nich.
W Sali rozbrzmiał szelest papieru,
zgromadzeni tutaj zamożni ludzie bacznie przeglądali dane im wcześniej pliki
dokumentów. Po ponownym zapoznaniu się z danymi „oferty” jedna z osób na
widowni uniosła nieznacznie do góry rękę trzymając w niej tabliczkę z numerem
34, oferując w ten sposób cenę wywoławczą, która już po chwili została przebita
przez innego licytującego.
-Proszę przyjrzeć się jej szarym,
dużym oczom, na pewno nie jedną osobę one zachwycą.- odezwał się ponownie ten
sam głos, a z cienia wyłoniła się męska sylwetka ubrana w biały frak z wenecką
maską na twarzy bogato zdobioną złotymi wzorami. Brązowowłosy mężczyzna
podszedł do klatki i jednym ruchem ręki ściągnął czarną przepaskę z oczu
wróżki. Która resztkami sił zatrzepotała powiekami, a następnie przezroczystymi
skrzydełkami. Chwyciła niewielkimi dłońmi złote pręty i rozejrzała się po
widowni, lecz nic nie ujrzała prócz płomieni świec od których słabo emanowało
światło.
-Ja już myślałem, że po mnie nie
przyjdziesz, że mnie zostawisz tam na pastę tych niewyżytych w najróżniejszy
sposób arystokratycznych świń. Ale tak w ogóle cieszę się, że ciebie widzę!
Uratowałeś mnie ty mój przyjacielu!- świergotał szczęśliwy w niebo głosy Kieru
- młody, pół kotołak, o czarnych włosach wpadający w odcień bezchmurnego
nocnego nieba i ogromnych jak złote monety, granatowych oczach przepełnionych
radością i ulgą. – Wiesz strasznie tam było w szczególności jak wsadzili mnie
do tej malutkiej klatki w której ledwie się mieściłem. No jak tak można
traktować tak rzadkie stworzenie jakim jestem ja?! No ja się pytam, oni
uwłaczali mojej godności, naruszyli moje prawa osobiste! I jeszcze ubrali mnie
w te o to szmaty!- unosił się młodzieniec ciągnąc do przodu skrawek szarej,
brudnej koszuli, która niegdyś pewnie była worem na ziemniaki.
-Prawa osobiste powiadasz? Może
jeszcze pójdziesz domagać się odszkodowania od ubezpieczyciela za barbarzyńskie
traktowanie? Ty się ciesz, że w ogóle jakieś zainteresowanie wzbudziłeś wśród
tych „arystokratycznych świń”, bo ja byłem pewien, że uda mi się ciebie wykupić
za 1 rufię. –powiedział spokojnie, a raczej beznamiętnie jasnowłosy Lord, znany
na zachodnim kontynencie jako Lord Eizo Piqaphal, dobrze sytuowana istota o
bardzo zróżnicowanej opinii społeczeństwa.
-Jesteś okropny! Wyceniasz moją osobę
na 1 rufię?!
-Oczywiście, że nie. Ja bym nie mógł,
skądże, w ogóle. Po prostu sądziłem, że na tyle wycenią cię inni.
-Ani twoje słowa, ani twój głos mnie
nie przekonał. Przyznaj, że szkoda ci było tych pieniędzy!
-Po prostu nie lubię przepłacać za
rzeczy zepsute lub bezużyteczne.
-Kiedyś to ja bym się za takie słowa
obraził, ale dzisiaj znamy się już tyle lat i wiem, że po prostu taki jesteś
oschłym, lodowatym, nieczułym, okrutnym przyjacielem. Ale to taki twój urok, za
to cię kochamy.- ciemnowłosy wypowiedział kolejny swój wywód, a jego słowa aż
kipiały sarkazmem i złośliwością, które usilnie była kamuflowane przesadną
uprzejmością.
-Co? Narzekasz? …Znowu. W końcu już
któryś raz z kolei wyciągnąłem cię z tarapatów. I zamiast mi tu jęczeć jaki to
masz straszliwy los to powinieneś się postarać by chociaż przez 5 minut nie
wpakować się w żadne następne kłopoty. Tylko 5 minut, chyba nie oczekuję od ciebie
zbyt wiele. A i przypominam, że winien mi jesteś 5 tysięcy rufii, odpuszczę ci
już koszty podróży, które były wielokrotnością twojego wykupienia.- oznajmił
nie zmieniając tonu głosu, ani wyrazu twarzy młody Lord niższy od swego kompana
o głowę. Jedynie w jego głosie było można wyczuć nutę irytacji jaka narastała w
nim od dłuższego czasu, od czasu gdy dowiedział się, że będzie musiał do tego
przeklętego, brudnego od przekrętów miasta przyjechać by kolejny raz uratować
mu tyłek. I nawet jeśli mówili mu, że nie musi wcale po niego jechać on czuł,
że musi to zrobić, był już do niego przywiązany, mógł nawet powiedzieć, że to
jego przyjaciel, który jedynie potrafił go wkurzać.
-A skąd mam ci niby wziąć 5 tysięcy
rufii?!
-Na przykład pójdź do pracy.-
jasnowłosy pchnął drzwi do kolejnego sektora, poprawił jedwabną, hebanową
chustę pod szyją spiętą złotą brożkom po czym wsunął ręce do kieszeni płaszcza
w kolorze indygo strojnie ozdobionego na mankietach i kołnierzu złotymi i
srebrnymi nićmi.
-A gdzie ja niby znajdę pracę i kto
mnie zatrudni? Poza tym czemu mam ci oddawać aż 5 tysięcy?- spytał Kieru
rozglądając się po kolejnym pomieszczeniu w którym się znaleźli. Lord Eizo
chwilę się zamyślił, a następnie odpowiedział:
-Masz rację jest to nie sprawiedliwe.
-Też tak uważam!- przyznał
entuzjastycznie kotołak wpatrując się w srebrną klatkę na scenie oświetloną
wyżej zawieszonymi reflektorami wypełnionymi magicznym pyłem wróżek świetliszek
świecącym mocniej i jaśniej niż żarówki ogólnie dostępne na rynku.
-Oddasz mi 4,5 tysięcy rufii. W końcu
twoja cena wywoławcza wynosiła 500 rufii, a więc musiałem dopłacić 4,5 tysięcy
bo o dziwo, ktoś chciał kupić tak upierdliwe stworzenie jakim jesteś ty.
Chociaż gdyby się dowiedział, że nie dajesz żyć 24 godziny na dobę 452 dni w
roku to nawet by z chęcią dopłacił byle by zabrali ciebie od niego.- Eizo
uśmiechnął się złośliwie po czym poczochrał przyjaciela po miękkich nieco
zapuszczonych włosach, który szybko wyślizgnął się spod jego dłoni z
niezadowoleniem wypisanym na twarzy.
-Wcale nie jesteś miły.- bąknął
chłopak gdy ponownie przeszli przez następne drzwi, które w odróżnieniu od
pozostałych były pod baczną obserwacją strażników.
-Mili tym światem nie rządzą, mili
żrą ziemie w którą są wdeptywani. A więc bez żadnego oporu zgodzę się z twoją
opinią, a nawet mogę się skłonić by uznać ją za komplement. – jasnowłosy podał
kartkę jednemu ze strażników który do nich podszedł po czym zostali wpuszczeni
w głąb sektora A zwanego powszechnie złotą sekcją z powodu drogocennego towaru
jaki tu zostaje wystawiony oraz sum jakie się tutaj przelewają.
-Twoje realistyczne myślenie czasem
mnie przeraża. Weź się zabaw, rozluźnij no wiesz.
-Bawiłem się 3 tysiące lat temu,
teraz już nic mnie nie interesuje, ani nie bawi. Chociaż… - mruknął Lord
przemierzając dalej korytarz na tyłach widowni, nawet na nich nie spojrzał ani
razu. Pamiętał czasy gdy sam uczęszczał w tego typu aukcjach, zazwyczaj jednak
sprzedając niż kupując. Nie różnił się niczym od tych rozleniwionych, próżnych
istot, których twarze ogólnie znane są przez społeczeństwo. Prezesi banków
krajowych, artyści, biznesmeni, dalsze rodziny królewskie i inni którzy na
swoich kontach posiadają grube miliony często nawet miliardy rufii. – Kieru
idziesz, czy znowu się za nie wiadomo co obrażasz?- burknął gdy po przejściu
paru kroków nie zobaczył po swej lewej stronie swojego przyjaciela, obrócił się
by rozejrzeć się za ciemnowłosym, który stał jak słup przygwożdżony do ziemi
wpatrując się tempo na scenę. Eizo powędrowałam za wzrokiem kompana, a jego
oczy natrafiły na drobną twarz otuloną długimi, prostymi włosami o złocistej
barwie, które bardziej przypominały cienkie jak pajęczyna nitki ze złota
iskrzące się w blasku lamp niż włosy jakie posiada każdy. Odziana była w
niebywale drogocenną, strojną sukienkę do kolan o barwie tej samej co jej
włosy. Cała niebywale się mieniła w tej złotej klatce.
-Niesamowite…- szepnął kotołak, kiedy
podszedł do niego blondyn bacznie przyglądając się nadal tak zwyczajnej, a
zarazem niespotykanej istocie zamkniętej w klatce.
-Do prawdy intrygujące.- skomentował
nie lada zdziwiony Lord przyglądając się jasnej brzoskwiniowej cerze
dziewczyny, jej drobnej figurze, a przede wszystkim tym włosom, które
najbardziej odznaczały się. Złoto taka barwa włosów była przypisywana Bogom,
ale i tak nielicznym, niewielkiej garstce tym którzy panowali nad innymi.
-Cena wywoławcza…- na te słowa
zgromadzeni w przyciemnym pomieszczeniu unieśli głowy, zapadła cisza i każdy ze
skupieniem czekał na kontynuacje.- …20 milionów rufii.- sala wybuchła głośnymi
rozmowami, które co jakiś czas przeistaczały się w pojedyncze krzyki
wzburzenia. Cena była bardzo wysoka przez co rozmowy stały się agresywne co
przyczyniło się do napięcia i tak już ciężkiej wiszącej pod sufitem atmosfery. – Może to państwa zaciekawi.- aukcjoner miał
jeszcze jednego asa w rękawie, prócz wyjątkowych włosów, które mogły świadczyć
o spokrewnieniu z Bogami lub co bardziej prawdopodobne, że była pobłogosławiona
przez nich, posiadała jeszcze jedną
niewielką cechę… dość nietypową. Mężczyzna stojąc przy uwięzionej między
złotymi prętami ściągnął jej czarną opaskę z twarzy, tak jak czynił to przy
wielu innych wcześniej tu będących prezentowanych „ofertach”. Gdy jej oczy
zostały odsłonięte i dziewczyna ukazała swe oczy, jeden z biznesmenów nie jaki
Hrabia Terrenus spadł z wielkim hukiem z krzesła rozlewając na stół whisky,
które właśnie spożywał. Lecz nikt nawet na niego nie spojrzał wszyscy byli
oszołomieni, wpatrywali się ze zdziwieniem na dwukolorowe tęczówki dziewczyny.
Parametr ten przypisywany był jedynie tym, których już wiele tysięcy wiosen
temu wielu usiłowało wytępić, tym którzy jak sądzili inni mogli równać się mocą
ponoć nawet z Bogami. Chabrowo szmaragdowe oczy rozejrzały się beznamiętnie bo
skumulowanych tu burżujach. Były one
nietuzinkowe, prawa tęczówka intensywnie kobaltowa z malachitowym pierścieniem
nałożonym na obrzeżach czarnej źrenicy. Zaś lewe wprost przeciwnie. Te dwa
kolory były od siebie tak odrębne, jak niebo i ziemia, widziane obok siebie,
lecz wyraźnie oddzielone.
Nim dziewczyna zdążyła drugi raz
mrugnąć powiekami na widowni widniały już ręce licytujących. W krótkim czasie
pierwotna cena potroiła się, a jeszcze parę minut później jej początkowa
wartość pięciokrotnie się powiększyła.
-Dam 350 milionów rufii!- rozbrzmiał
potężny, bas mężczyzny siedzącego w jednej z loży. Potężna postać tak jak jego
głos wychyliła się za połaci mroku. Jego czarne długie włosy opadające na
ramiona otulały podłużne, wyraziste rysy twarzy wraz z czarnymi jak czarna dziura
oczami tworząc upiorny obraz jakby to niektórzy określili samego Szatana.
-Nie muszę widzieć by wiedzieć kto to
powiedział.- jęknął Kieru zaciskając mocno powieki, a po jego ciele przeszła
jednorazowa fala dreszczy.
-Zaczyna robić się ciekawie.- odparł
Eizo spoglądając dyskretnie na loże w której znajdowało się źródło dźwięku.
-Ciekawie? Intrygująca, tajemnicza
dziewczyna plus Czarny Lord… to nic dobrego nie wróży.
-Może i masz racje, może ta
dziewczyna naprawdę jest ciekawa. Skoro sam Lord Denodel się nią zainteresował to musi być coś na rzeczy.
On na byle ścierwa nie zwraca swojej drogocennej uwagi.- zamyślił się na chwile
blondyn przypatrując się złotowłosej niewieście. Nie mógł zaprzeczyć, że jest
intrygująca, wszystkie jej cechy zewnętrzne zaprzeczały przeciętnemu wzorcowi
wyglądu jakiejkolwiek rasy jaka istniała na tych ziemiach, a jest ich do prawdy
bardzo wiele.
-A co jeśli jest jedną z nas? I
Czarny Lord o tym wie? – spanikował ciemnowłosy kotołak, wiedział, że jego
strach nie jest bezpodstawny, wiele aspektów popierało jego obawę. Każdy znał
Lorda Denodela i każdy wiedział kim on był niegdyś. Okrutnym siejącym postrach
Shivelem, jego ręce obryzgane były krwią wielu niewinnych istot oskarżonych o
bycie Varei, a to tylko dlatego, ze wielu uważało varei za potencjalne
zagrozenie. Jednakże w dzisiejszych czasach uważany był za osobistości
neutralną, nie mającą żadnych poglądów politycznych oraz za istotę ogólnie
szanującą wszystkie rasy. Jednak nie wiele to miało wspólnego z
rzeczywistością. Każdy kto brał chociaż raz udział w podziemnych aukcjach miał
za swymi plecami szemrane interesy i nieczyste zamiary.
-Czy wie czy nie wie niezbyt mnie to
interesuje, bo na pewno nie z tego powodu chciał wydać taką pokaźną sumkę na
nią. Denodel nie jest głupi i do tego jest cwany.- ponownie zadumał się Lord
mówiąc bardziej do siebie samego niż do swego przyjaciela, który również
intensywnie nad czymś myślał.
-360 milionów!
-375 milionów rufii!
-380 milionów rufii!!- zaczęły się
przekrzykiwania, każdy chciał być głośniejszym od swych poprzedników, mając
nadzieję, ze to jemu właśnie uda się wylicytować dziewczynę. Chcieli mieć ją w
swoich kolekcjach, nawet właściciel sieci banków w Ais zażarcie podwyższał
swoje wcześniejsze stawki. Każdy nagle był złotowłosą zainteresowany, a to
tylko dla tego, że Czarny Lord był bardzo dobrze znany w świecie podziemi jako
wyborny kolekcjoner, znał się na istotach jak na kamieniach szlachetny jubiler.
Więc nic dziwnego, że każdy był w stanie krocie zapłacić za nią.
-500 miliona rufii daje i wiem, że
nikt więcej nie da!- ryknął Denodel
podrażniony całą zaistniałą sytuacją. Nie spodziewał się takiego przebiegu
sytuacji. Miał nadzieję, że wyda na nią mniejszą sumę, jednak był na wszelki
wypadek przygotowany. Miał przy sobie równo wyliczone 500 milionów rufii i ani
rufia więcej, jednak był też świadom, że niżej znajdujący się licytujący nie
będą wstanie przebić jego ceny.
Sala zamilkła, nieliczny kątem oka
spoglądali na ukrytą w cieniu sylwetkę Lorda przełykając głośno ślinę. Obawiali
się go na wszystkie możliwe sposoby.
-Ktoś przebije ofertę?- zapytał
aukcjoner, lecz wiedział, że sala będzie milczeć. Jego pytanie wynikało z zasad
panujących w jego pracy, jednak wiedział ,że było ono czysto retoryczne.
Jasnowłosy Eizo wytrącił się z
zamysłu jak z pod czaru. Rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu, jakby dopiero
co tu wszedł, następnie spojrzał na kontury Lorda Denodela od której emanowało
ekstaza zwycięstwa. Po czym jego oczy skierowały się na uwięzioną w klatce
dziewczynę. Jego wzrok zetknął się z jej spojrzeniem. Przez chwile tak trwali
wpatrując się nawzajem w swoje beznamiętne tęczówki, niespodziewanie prawe oko
złotowłosej zabłysło intensywną, rażącą zielenią, a Eizo poczuł muśnięcie na
barierze oddzielającej jego duszę od reszty świata. Jego ciało zastygło i
przeszła po nim seria dreszczy. Był potężny, a jego duszę chroniły sile
bariery, które dzięki wielu zaklęciom były niewidzialne jakby w ogóle nie
istniały. A mimo to ta mała osłabiona przez metal w którym była zamknięta ujrzała
te bariery i była nawet w stanie dotknąć je.
- 500 milionów po raz pierwszy, po
raz drugi, po raz trz…
-550 milionów!- przerwał gwałtownie
aukcjonerowi blondyn, gdy tylko oderwał oczy od dziewczyny. Nie mógł uwierzyć w
to co widział jak i poczuł, był pewien, że już wszyscy wyginęli z tą jakże
rzadką umiejętnością…
Lord Denodel zacisnął mocno palce na
szklance z alkoholem, ich nacisk był na tyle silny, że na grubym krysztale
pojawiły się pierwsze rysy.
-E I Z O…- warknął przez mocno
zaciśnięte zęby po czym całą swą siłą uderzył kryształem o kamienną barierkę
loży roztrzaskując naczynie w drobny pył, który wraz z kroplami whisky uniosły
się w powietrzu nad głowami zamożnych, a potem jak mżawka powoli opadły na ich
głowy mieniąc się jak gwiazdy na atłasowym grafitowym niebie.
-Co… coo… co to było? – wydusił przez
gardło sparaliżowany od stóp po czubek głowy Kieru wpatrując się ogromnymi
ślepiami w kompana.
Twarz Eizo nie zdradzała niczego jego
pewne spojrzenie zawisło w przestrzeni przed nim. Odsunął na bok długą jasna
grzywkę przykrywającą prawą cześć twarzy i przetarł palcami niesprawne oko.
-Nie spodziewałem się Lorda dzisiaj w
moich skromnych progach. – zająknął się nieco Hrabia Jenholsen, gdy noga
jasnowłosego młodzieńca stanęła w jego gabinecie. – Może zasiądziesz Lordzie w
moim fotelu?- zasugerował wskazując masywne krzesło obite ciemną skórą na,
którym jeszcze parę minut temu wygodnie siedział.
-Wolał bym jednak od razu przejść do
konkretów.- Eizo przemierzył całą długość przyciemnionego, jak wszystkie tutaj
pomieszczenia, gabinetu zatrzymując się przed ogromnym, mahoniowym biurkiem
przysłoniętym z wierzchu stertą rozsypanych papierów.
-Tylko Lordzie jest taka sprawa, że
trzeba zapłacić całą kwotę od razu i to w gotówce.- rzekł nieco niepewnie ,
zlęknięty Hrabia stojąc po drugiej stronie drewnianego mebla.
-Nie widzę w tym najmniejszego
problemu.- tęgi mężczyzna nadął policzki po czym z świstem wciągnął powietrze
do płuc, którym się zachłysnął stając się przy tym cały czerwony na twarzy.
Wyciągnął z kieszeni pasiastej kamizeli białą, bawełnianą chustkę i otarł parę
kropel połyskującego potu znajdujących się na jego czole.
-A to wyśmienicie!- Jenholsen paroma
chaotycznymi ruchami rąk pozrzucał papiery na podłogę.- 550 milionów rufii się
należy.- rzekł ocierając ponownie wilgotne czoło.
Blondyn wsuną rękę pod swój granatowy
płaszcz po chwili wyciągnął ją trzymając
między palcami niewielką drewnianą skrzyneczkę obitą na rogach stalą. Podrzucił
przedmiot w dłoni następnie rzucił go na blat mahoniowego biurka. Skrzynia uderzyła z impetem o polakierowane
drewno, w locie zmieniając swe rozmiary. Solidny mebel ugiął się pod niebywałym
ciężarem masywnej skrzyni. Jasnowłosy podszedł do niej, otworzył wszystkie 3
spusty, obrócił ją w stronę Hrabi i popchnął mocno. Złote monety rozsypały się po całej podłodze
tworząc wizualnie morze złotem płynące. Hrabia podskoczył przestraszony, a jego
tupecik bezwiednie opadł na rufie odsłaniając błyszczącą łysinę mężczyzny.
-550 milionów, można przeliczyć.-
oznajmił spokojnie młodzieniec rzucając złotą monetę, którą bawił się w dłoni,
do Hrabi. Ten chwycił i przełknął głośno ślinę przesuwając wzrokiem po rozsypanych pieniądzach.
-No to policzmy.- Jenholsen podszedł
do stojącej nieopodal biblioteczki i z
jednej z półek wziął drewnianą, posrebrzaną różdżkę. Skierował ją na rufie
znajdujące się dookoła biurka po czym przesunął ją na w połowie pustą skrzynię.
Mruknął pod nosem ciąg magicznych słów, a następnie kręcąc delikatnie nadgarstkiem
poruszył różdżką. Raptownie złote monety uniosły się w powietrzu i zaczęły
wpadać po kolej do drewnianego pudła. Ich tempo było zbyt szybkie by
czyjekolwiek oko było w stanie zarejestrować pojedyncze sztuki, a co dopiero je
wszystkie policzyć. Gdy ostatni złoty
żeton znalazł się na stercie mieniących się rufii wieko zatrzasnęło się, a nad
nim ukazała się liczba 9 cyfrowa z
piątką na czele i kolejna cyfrą będącą większą od pożądanej piątki.
-Dziewczyna zaraz ma się znaleźć przy
moim wozie. – stwierdził blondyn, a jego głos dawał do zrozumienia, że nie chce
on słyszeć żadnego nawet mruknięcia sprzeciwu.
-Oczywiście…
-Dziękuje, dobranoc.- Lord Eizo
obrócił się płynnie na pięcie i podszedł do drzwi.
-A reszta?!- spytał właściciel
podziemi wpatrując się w cyfry nie będące w żadnym stopniu zerami.
-Nie rozdrabniajmy się.- mruknął i
wyszedł z gabinetu.
-Dziękuję za skorzystanie z naszej
oferty.- wyrecytował do zamkniętych drzwi Hrabia. Stał tak jeszcze przez chwilę
wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze chwile temu widniała pokaźna liczba.
Bezwiednie jak wcześniej jego tupecik opadł na skórzany fotel zostawiając w
powietrzu krople potu, które pod wpływem grawitacji również jak i on opadły.
-Dajcie rumu!- krzyknął do służby
stojącej za drzwiami, wytarł całą głowę nasączoną potem chusteczką rozlewając
się w fotelu. Musiał ochłonąć bo przed nim była jeszcze jedna niezapowiedziana
wizyta, którą już wyczekiwał. Lord Denodel w końcu nie specjalnie pałał
entuzjazmem z powodu zakupu do którego nie doszło.
-A to kto?- zdziwiła się wysoka
kobieta o bardzo wyrazistych, kobiecych kształtach podkreślonych jeszcze
bordowo-krwistą suknią i czarnym gorsetem.
Bujna brunetka podeszła do brązowo- czarnego dyliżansu zaprzężonego w 6
koni, 4 czarne i dwa białe, wysokie na 2,5 metra o karminowych ślepiach i
smukłych, lecz potężnych cielskach. Dwa z nich stojące na czele, czarne jak
smoła, groźne jak śmierć, grzebiąc głośno przednimi nogami o kamienne płyty
nadawały i tak obskurnej uliczce jeszcze bardziej dramatycznego klimatu.
-Kupiłem ją zamiast jego.- rozpoczął
wyjaśnienia jasnowłosy przerywając na chwilę, żeby wskazać na stojącego koło
niego kotołaka, który słysząc te słowa gwałtownie obrócił się w stronę
mówiącego patrząc na niego wzrokiem przepełnionym rozdrażnieniem. – Ale
niestety dorzucili mi go do niej jako dodatek bo pozbywali się towaru z
magazynu który nie zszedł. – ignorując go kontynuował.
-Uduszę go…- zaczął przez zaciśnięte
żeby Kieru.-… kiedyś.- -dodał po chwili delikatnym głosikiem, potulny jak
baranek gdy Lord spojrzał na niego. Ten
zaś widząc minę przyjaciela uśmiechnął się i poczochrał go po miękkich włosach
w kolorze dzisiejszego, nocnego nieba.
-Liljanh zajmij się dziewczyną.-
rozkazał blondyn jednak jego głos był delikatny dodając do tych słów nieme
„proszę”. Kobieta spojrzał a na leżące w ramionach strażnika nieruchome ciało
blondynki odziane w schludną, jasną sukienkę podobną do koszuli nocnej i czym
prędzej podeszła do nich.
Nim rozbłysnął świt nad miastem
Vlekam wszyscy zebrani tej nocy w podziemiach rozpłynęli się. Pozostawiając
jedynie po sobie obłok aromatycznego dymu cygar, opary mocnego alkoholu i
dźwięk furkoczących monet.