sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 7

Hej o to kolejny rozdział z, którego szczerze nie do końca jestem zadowolona jeśli chodzi o opis. Jednakże nie miałam zbyt wiele czasu ( jak zawsze) by dłużej przy nad nim posiedzieć (próbne matury-.-), jednakże jak tylko skończę I część mojego opowiadania (planowane 25 rozdziałów ostatni 8 sierpnia) wezmę wszystkie rozdziały do korekty zanim zacznę pisać/umieszczać na blogu II część opowiadania.
Oczywiście zapraszam do czytania jak i komentowania :)


Rozdział 7

            Przymknęła powieki i gdy tylko ujrzała czerń przed sobą i nic prócz tej intensywnej, zarazem bezpłciowej barwy nie widziała. Pomyślała, że sięga w swe najgłębsze , najskrytsze zakamarki te o których sama nie była w stanie nawet wiedzieć. Wtedy w ciemności zabłysła mieniąca się zielenią iskra. Wyciągnęła do niej rękę, która nie istniała, a gdy musnęła ją palcami, których nie było, po chwyciła ją, od razu zamykając szczelnie dłoni. Uniosła powieki do góry, miała przed sobą czeluść, która otaczała ją całą. Nie istniał tu czas, myśli czy nawet ona. Tak, jakby niczego nie było nawet tej otchłań. Pustka. A mimo to Ruta wytężyła swój umysł, poruszył nogą, której ona sama nawet nie czuła, której przecież nie było. Wysiliła się by wykonać krok, by wysunąć swą nogę do przodu i gdy tylko to uczyniła nie poczuła pod stopą niczego. Nic nie czuła. Nagle nicość pociągnęła ją, a może popchnęła gwałtownie do przodu zrzucając ją do głębi.
            Jasność oślepiła ją niespodziewanie, czuła jak wypalają się jej gałki oczne, czuła jak rozpływają się w jej oczodołach i spływają po skórze. Tak jakby była w samym epicentrum światła, tej jasności. I gdy tylko kropla płynu spłynęła na kraniec jej twarzy spadła z niej, a światło osłabło, zamieniając się w śnieżną biel pokrytą gdzieniegdzie czarnymi, a zarazem bezbarwnymi konturami drzwi. Zaś ona usytuowana była na niewielkiej powierzchni kwadratu. Widziała jedynie czarne zarysy swych nóg wypełnione bielą otaczającą i otulającą tu wszystko. Wyciągnęła przed siebie dłoń i otworzyła pięść w, której znalazła niewielki, półprzezroczysty, mleczny kamyczek. Przekręciła dłoń zrzucając przedmiot w przepaść przepełnioną, stworzoną z tej bezkresnej bieli. I gdy tylko do jej uszu dotarło chlupnięcie, niespodziewanie ukazały się przednią jedne z wielu drzwi.
Dziewczyna pewnie pochwyciła ciemny zarys klamki i otworzyła energicznie drzwi. Nie wahając się przeszła przez próg do kompletnie innego świata. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły nie spojrzała nawet za siebie, przyglądała się nowemu światu, czarno- szaro- białemu. I mimo iż był bezgraniczny to zdać się mógł być klatka czy też może skrzynią, nieskazitelną o geometrycznych kształtach zamkniętych w niej. Różnił się ten świat od rzeczywistości, od pozornej rzeczywistości, którą przyjęliśmy za pierwotną. Był to świat bez skazy, bez nocy czy też dnia, nie było tu też pór jakikolwiek, była jedynie biel czerń i szarość, bez ich najróżniejszych odcieni, pierwotne barwy tego miejsca, bez skazy, doskonałe. A wśród prostokątnych wieżowców, kopuł, budynków w kształtach tego świata przemykały co chwilę barwy, które pozornie nie powinny tu istnieć, kolory dusz zamknięte szczelnie w skorupach zwanych po prostu, zwyczajnie zbrojami. Nazwa banalna lecz dobitnie dobrana, im ciemniejsza tym skuteczniej chroniąca swe wnętrze, pierwotną formę swego właściciela, która mieniąc się w niej jedynie jako imitacja oczu nadawała tym trzem barwom magii.
Ruta wykonała parę kroków do przodu, czuła całe swoje ciało, czuła podłoże pod stopami, lecz nie czuła swych organów, swych płuc, nie oddychała, nie przełykała śliny. Nie robiła tego bo nie musiała, bo nie posiadała w swojej czarnej skorupie niczego prócz duszy. Nie była organizmem żywym, była duszą odzianą w czarną skórę nadającą jej formę. Zgarnęła włosy z twarzy, choć nie były to pojedyncze nitki, były one jednolitą masą, czarną masą, które dzieliły się na  większe kosmyki, które przy dotyku z innym łączyły się w jedną litą materię.
Spojrzała na stojący paręnaście metrów dalej budynek, wysoki na 20 pięter wieżowiec o kwadratowej podstawie, czarny z gdzieniegdzie wstawionymi kanciastymi, białymi deseniami. To była architektura tego świata, prosta, a zarazem nietypowa, nowoczesna taka, której nie da się ujrzeć w świecie, który tak dobrze każdy znał, w rzeczywistym, prawdziwym świecie. Mimo swej prostoty potrafiła oczarowaci nie jednego.
Ruta wyciągnęła nieznacznie twarz do przodu, lecz nie poczuła żadnego podmuchu, który musnął by jej delikatną skórę sprawiając u niej lekki dreszcz ciała. Było to miejsce w którym się czuło, a zarazem nie czuło. Jednak nie było to dla niej nowością, była do tego przyzwyczajona, nie raz wędrowała swą duszą po światach do których dostępu nie miały ciała.
-Ruta?! Jak ty… jak?!- usłyszała za sobą głośny, zacinający się głos mężczyzny. Był on nie lada zdziwiony, nie dowierzał temu co widział, temu co się stało.
-Hy…?- mruknęła niemrawo odwracając się w stronę Fausta, był on taki sam, taki jakiego go poznała, lecz był on okryty szczelnie od stóp po sam czubek głowy szarą zbroją. Miał dobrze zbudowaną i zgrabną sylwetkę. Było można rzecz, że był przystojny mimo iż nie posiadał wyraźnych zarysów mięśni. Były to ogólne rysy jego ciała, bez odzienia, które na swym ciele się zazwyczaj nosi. Zbroja była to jedynie materia uformowana na ogólny zarys ciała.- Och już jesteś. Szybko.- dodała po chwili, a chłopak zaniemówił. Nie wierzył, że ktokolwiek jest w stanie tak szybko dokonać takiej rzeczy. Tak szybko odłączyć duszę od ciała.
-Jak ty tak…. Szybko… jak?
-Lata praktyki heh…- zaśmiała się krótko dziewczyna i uśmiechnęła nieznacznie.
-Kiedy niby? Jak…?- dukał dalej chłopak, wiedział, że Ruta nie jest zwyczajna, że kryje coś za tym niezręcznym uśmieszkiem, za tym małym ciałkiem, lecz jeszcze nie wiedział co.- Dobra nie ważne. Musimy wziąć się za robotę.- rzekł po chwili poważniejąc, chcąc uratować resztki swojej godności kryjąc swoje osłupienie za ich zadaniem.
-A więc gdzie zaczynamy poszukiwania?
-W wschodniej dzielnicy zwanej Xante. Tam ostatni raz były widziane dwie ostatnie ofiary. Ponoć rozmawiały z podejrzanymi istotami, jednak nie dało się ich zidentyfikować.
-Rozumiem. A teraz w jakiej dzielnicy jesteśmy?
-W Zachodniej Tafer. Wschodnia jest znana z nielegalnych interesów jak i gry Thoria. Ktoś kto nie chce mieć problemów nie chodzi tam.
-Więc co robiły tam te dwie ofiary?
-Prawdopodobnie dla Thorii. Chociaż tego pewni nie możemy być. Musimy uzyskać jakiekolwiek informacje jednakże nie tak łatwo będzie je tu zdobyć, a ty raczej niezbyt to zmienisz.
-Nawet jeśli nie chcę tu być to muszę, więc chociaż tutaj bądźmy dla siebie mili, im szybciej cokolwiek znajdziemy co pozwoli nam pójść na przód tym lepiej dla nas.- powiedziała nieco oschle Ruta rozglądając się po okolicy.- Daleko jest stąd do wschodniej dzielnicy?
-Z 30 minut drogi,  jesteśmy na pograniczu dzielnicy zachodniej a City Ners.
-City Ners?
-Tak jakby centrum Atkilii, nie jest to zbyt duże terytorium, jest tam raptem jeden budynek, wysoki wieżowiec na 50 pięter. Znajduje się tam źródło energii Atkilii kryształ Ners. Poza tym jest to siedziba klanu Keelz, czyli twórcy Atkilii, pilnują tu porządku i w ogóle… ale dziwne z nich typki.- wyjaśnił z grubsza Faust i wskazał palcem daleko znajdujący się biały budynek z jednym ekranem na świat, panoramicznym oknem na ostatnim piętrze.
-Dobra to idziemy. Nie ma co czasu marnować.- stwierdziła Ruta i ruszyła przed siebie w stronę wieżowca wyłaniającego się nad innymi budowlami, jak królowa ukazując swą potęgę, piękno i władzę.

**
Wschodnia dzielnica Xante. Ponura, gdzie dominującą barwą jest czerń, a w około nisko między budowlami unosi się niebezpieczna aura, głosząca wszem śmierci i zgorszenie.
-To tutaj.- przerwał ciszę jaka między nimi była od ponad 40 minut, gdy zatrzymali się przed jednym z budynków, jednopiętrowym o czarnych ścianach, niewielkich oknach i z szyldem nad drzwiami z białym napisem głoszącym „Kaseriena”. Miejsce nie wyróżniało się znacząco, idealnie było wkomponowane w ciemną okrytą cieniem nie chwały dzielnice.
Ruta przyglądała się bacznie z nutką niepewności budynkowi. Mimo iż miejsce niczym specjalnym się nie wyróżniał, to były to tylko pozory. Dziewczyna czuła jak ciemna, a wręcz czarna, przesycona wszelakim złem, aura będąca łudząco podobna do Pandory wylewała się przez okna i szpary w drzwiach.
-Jakoś to miejsce nie sprawia przyjemnego wrażenia.
-Bądź co bądź jest to jedno z miejsc gdzie są prowadzone zakłady i zapisy do Thorii. Tutaj można spotkać same szemrane osobistości. Istoty, które w normalnym świecie siedzą w Benerze[1] tutaj bezprawnie się szlajają.  Więc uważaj na siebie.- powiedział Faust i otworzył drzwi wchodząc do środka.
-Dobrze.- odparła Ruta, lecz nie było to zbyt szczere i powędrowała za swoim towarzyszem.
W środku było tak samo jak wszędzie, czarno o kanciastych kształtach. Naprzeciw drzwi znajdował się bar za którym stał potężnie zbudowany barman o rogach byka, szarym cielsku i czerwonych ślipiach, zmierzył nowo przybyłych wzrokiem, ale nic nie powiedział, w milczeniu przyglądał się im przez dłuższą chwilę. Zaś wszędzie porozstawiane były stoliki przy których siedziały najróżniejsze istoty. Większości przedstawiona jako szara masa, rzadziej biała, a tylko gdzie nie gdzie siedziały czarne ciała, których spojrzenie potrafiło by nawet zabić.
-Raczej nie ma tu kogokolwiek o cokolwiek pytać.- szepnęła dziewczyna rozglądając się po gębach znajdujących się tu gości Kaserieny.
-Też tak sądzie.
-Trzeba się rozejrzeć zatem.
-Nie będzie to takie łatwe jak wszyscy dookoła obserwują każdy twój ruch.
-Coś się wymyśli. Ja idę tam. A ty może w drugą stronę, są tam schody. Spotkajmy się tu za 20 minut.- powiedziała Ruta i dyskretnie wskazała palcem ciemny, wąski korytarz, przy którym kręciło się parę istot.
-Co?! Tak po prostu pójdziesz?! Nie no w ogóle tak się w oczy nie rzucisz!- szepnął, starając się nie unieść głosu, lecz nim zdążył zatrzymać dziewczynę ta już poszła wyznaczone przez siebie miejsce. Chłopak westchnął ciężko odprowadził ją przez chwile wzrokiem po czym poszedł tam gdzie „rozkazała” mu Ruta.
Dziewczyna minęła zwinie istoty stojące przy wejściu do korytarza, była na tyle niska iż imponujących rozmiarów istoty nie dostrzegły jej. Korytarz był długi, wysoki, lecz wąski, ledwie mieściły się w nim dwie osoby obok siebie, a po obydwóch stronach znajdowały się rzędy drzwi, przez, które raz do razu wychodziły lub wchodziły podejrzane typki. Ruta rozglądała się i przyglądała ukazującym się jej postaciom, jednakże żadna nie wzbudziła u niej większego niepokoju niż dotychczas, byli to zazwyczaj mężczyźni, lecz natknąć się też było można na spojrzenia kobiet, których ciała zamknięte są w celach w Benerze. Jednak przechodząc przy jednych z drzwi poczuła coś czego nie potrafiła opisać, były to uczucia tak niepokojące, że aż jej dusza drżała. Zawahała się, nie była pewna czy chce patrzeć co tam jest, jednakże przełamała się. Rozejrzała się po korytarzu w pobliżu nie było nikogo, szybko chwyciła klamkę jednak drzwi okazały się zamknięte. Było to do prawdy dziwne, na tyle znajdujących się tu pokoi tylko te drzwi były zamknięte. Mimo narastającego w niej lęku i zaniepokojenia zdecydowała, że chce wiedzieć co tam się znajduję.
Przymknęła zielone oczy, a gdy tylko je otworzyła prawe oko jarzyło się intensywną zielenią o wiele bardziej jaśniejszą, intensywniejszą niż lewe. Zawahała się ponownie, ale zmusiła się i spojrzała na tajemnicze drzwi, jednak gdy tylko to uczyniła  odsunęła się od nich od razu wpadając na ścianę i osuwając się po niej.  Przyłożyła dłoń do ust by nie wydać z siebie żadnego dźwięku i sparaliżowana wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Pomieszczenia nie widziała, lecz nie musiała. Jedyne co ją interesowało to, to czego nikt nawet w tym świecie w stanie nie był ujrzeć, lecz w tej chwili nie chciała tego widzieć, chciała wymazać ten obraz z swej głowy. Czyjaś dusza, a raczej jej część, brutalnie rozszarpana, a jej rozbryzgane resztki wręcz rozlewające się po pokoju jak krew w kolorze ametystowym. Lecz Ruta nie tylko widziała, ale też i czuła, ostatnie odczucia nie znanej jej duszy. Przeszywał ją strach, ból, cierpienie. A w jej głowie plątało się ze sobą wiele myśli.
Ruta zamknęła mocno oczy, dopiero po paru minutach uchyliła powieki, a jej oczy powróciły do poprzedniej barwy jasno zielonej, lecz w tej chwili przygaszonej. Nie było łatwo jej się z tego pozbierać, wiedziała, że śmierć duszy, jest ostateczną, nieodwracalną śmiercią istoty, a śmierć w taki sposób była doprawdy największą katuszą jaką kiedykolwiek ktokolwiek mógłby odczuć za swego życia. Gdy tylko się uspokoiła podniosła się z podłogi, wciąż czując jak jej dusza drży, i przeszła jeszcze kawałek korytarzem, jednak nic już więcej nie wyczuła. Po tym wróciła na nieco nadal chwiejących się nogach do umówionego z Faustem miejsca. Barman co rusz spoglądał na nią jakby podejrzewał co widziała, jednak ona nie zwracała na to uwagi, wiedziała doskonale, że wie on coś na temat tamtego pokoju, jednakże nie mogła go od tak spytać o to. Było by to szaleństwem, skrajną głupotą.
-Nic nie znalazłem, jedynie zainteresowało mnie jedno przejście. Będzie można je później sprawdzić, ale nie koniecznie.- powiedział Faust podchodząc do zamyślonej, opartej o ścianę dziewczyny. –A ty co masz?- spytał widząc, że Ruta nie pali się do raportowania.
-Znalazłam coś.- tylko tyle powiedziała po czym skierowała się w stronę korytarza. Chłopak subtelnie spojrzał czy nikt za nimi nie zamierza iść po czym powędrował za dziewczyną.
-Co takiego?
-Zamknięte drzwi.
-Tylko tyle? To nie jest żaden trop.
-Coś za nimi jest…- szepnęła Ruta jakby osłabionym głosem. Faust miał już coś powiedzieć, jednak ugryzł się w język, widział, że dziewczyna nie żartuje, że jest śmiertelnie poważna i nie jest jej nie do śmiechu. Wyczuwał w jej głosie, w jej stylu poruszania się, że coś ją trapi, a wręcz przybiło i to dość mocno. Gdy tylko dotarli na miejsce poczuł on tajemniczą woń, która paraliżowała go, odczuwał narastający w nim lęk, niepokój, ale nie wiedział dlaczego i nie zamierzał temu się poddać.
-Co tam jest?
-Konkretnie nie wiem, ale wole ci nie mówić to co zobaczyłam.- oznajmiła Ruta wpatrując się przesyconym najróżniejszymi, skrajnymi emocjami wzrokiem, w drzwi.- Musimy je otworzyć.- Faust przyglądał się przez chwile jej po czym przerzucił wzrok na drzwi, lecz prócz nich nic nie ujrzał. Nie wiedział czy dziewczyna ma omamy czy też prawdę jest w stanie ujrzeć coś czego on nie może zobaczyć.
-Jak niby? Są one zapieczętowane minimum 5 pieczęciami. Aż odpycha mnie od nich ich moc.- stwierdził Faust przykładając dłoń do drzwi, która od razu została zsunięta nich przez pole magiczne
-Zasłoń mnie. Powiedz jak ktoś będzie się zbliżać.
-Drutem to ty tego nie otworzysz.- ironicznie mruknął powątpiewając coraz bardziej w zdrowie jej psychiki.
-Stań i rób to co mówię.- warknęła dziewczyna tonem, który nieco zdziwił i przestraszył chłopaka, przez co posłuchał jej i uczynił to co powiedziała. Zaś ona podeszła do drzwi, zamknęła oczy, a gdy tylko ponownie jej powieki znalazły się na górze jej lewe oko mieniło się intensywnie szafirowym kolorem. Wbiła swe spojrzenie przed siebie i ujrzała 7 pieczęci rozłożonych na całej powierzchni drzwi. Mocnych, a wręcz potężnych skutecznie blokując wszystkich przed ujrzeniem tego co jest za nimi. Było to ewidentnie oznaką tego, że bar „Kaseriena” ukrywa coś w swych progach.  Ruta skupiła się w pierw na bocznych pieczęciach, słabszych, które nie były dla niej zbyt wielkim wyzwaniem. Wtargnęła w każdą z osobna w ich głąb, w sam środek, źródło ich mocy niszcząc go i otwierając w ten sposób pieczęć.
-Pospiesz się cokolwiek robisz.- szepnął Faust widząc jak grupka istot kieruję się w ich stronę, byli oni jak byki, a ich dłonie tak ogromne, że byłyby w stanie pochwycić kogokolwiek głowę i zmiażdżyć ją jak orzeszek.  Chłopak zerknął na dziewczynę jedynie na ułamek sekundy,  przez co ujrzał jedynie jej stojącą sylwetkę oddaloną od drzwi o parę centymetrów.
-Daj mi jeszcze chwile.- odpowiedziała napiętym głosem Ruta męcząc się z ostatnią pieczęcią.
-Dobra… ale ta chwila będzie doprawdy bardzo krótka.- zgodził się Faust mimo iż sytuacja nie wyglądała za ciekawie. Musiał zaufać jej mimo iż nie znał Ruty, a tym bardziej nie wiedział co ona robi. Był ciekawy tego i kątek oka ponownie spojrzał za siebie wtedy ujrzał jarzące się na intensywny, rażący, chabrowe oko.
Mężczyźni byli coraz bliżej i z każdym ich krokiem okazywali się być coraz więksi. Faust mierzył sobie ponad 2 metry jednak oni byli o ponad dwie głowy wyżsi od niego. Potężne, masywne bestie, których postury wskazywały na to, że nie znają takiego słowa jak moralność czy też litość. Chłopak chciał pospieszyć dziewczynę, jednak widział na jej twarzy skupienie, nie chciał jej dekoncentrować. Wiedział, że w tej chwili to nic nie pomoże, a jedynie tylko zaszkodzi.
Ruta czuła napiętą atmosferę, wiedziała, że nie ma zbyt wiele czasu, jednakże pieczęć okazała się jeszcze bardziej skomplikowana niż jej się na początku wydawało. Pieczęć kryjąca w sobie inną o wiele mocniejszą. Jednak była już bliska końcu, musiała wykonać tylko jeszcze jeden ruch, jedną rzecz, a reszta potoczyła by się sama. Jednakże nie posiadała wystarczającej wiedzy do tego, musiała obejść to… ale jak?
-Ruta… szybciej…- wycedził chłopak, gdy mężczyźni byli 3 metry od nich.
-Już.- rzekła dziewczyna i chwyciła go za rękę odwracając w swoją stronę. Położyła dłoń na jego brzuchu i przybliżyła się do niego, zaś drugą ręką pochwyciła jego kark i pociągnęła w dół.- Udawaj.- szepnęła mu w brodę spoglądając na zbliżające się monstrualne istoty. Faust złapał ją w tali i przyciągnął jeszcze bliżej do siebie zatapiając swój nos w jej włosach.
-Ostro stary.- powiedział jeden z osiłków do Fausta, gdy ich mijali posyłając mu obleśny uśmieszek. Gdy tylko odeszli na bezpieczną odległość Ruta wyplątała się z ramion swego towarzysza i otworzyła drzwi za, którymi szybko zniknęła.
-Nic tu nie ma.- odparł chłopak rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu, gdy tylko zamknął drzwi za sobą.
-Może dla ciebie.- rzekła Ruta i przeszła się po pokoju przyglądając się bacznie każdemu meblowi.
-Co masz przez to na myśli?
-Czasem nie wszyscy widzą to co tak ja.- powiedziała tajemniczo dziewczyna stając przy szafie i przyglądając się jej uważnie.
-Nadal nie do końca rozumiem.
-Użyj swoich zdolności. Może nie zobaczysz, ale poczujesz.- zasugerowała Ruta wciąż patrząc na prostokątną szafę.
-O jakich ty zdolno….
-Na pewno nie o tej dominującej. Pomyśl, jesteś w świecie dusz, a więc jaką możesz tutaj użyć?
-Skąd ty…
-Po prostu wiem, nie zadawaj pytań tylko to zrób.- chłopak zamilkł i ponownie uczynił to co nakazała mu dziewczyna mimo iż nie do końca rozumiał o co jej chodzi jak i skąd wie o jego umiejętności. Skupił się, przymknął oczy, a gdy to uczynił poczuł, że w pomieszczeniu prócz jego duszy jak i Ruty znajduje się jeszcze jedna… znajoma mu, lecz była ona inna od ich. Coś mu w niej nie pasowało, lecz nie mógł stwierdzić co.
-Została brutalnie rozszarpana.- wyjaśniła dziewczyna jakby wiedziała o czym on myśli w danej chwili. Od razu otworzył oczy i spojrzał w zielone spojrzenie dziewczyny.- Są tu jednak jej pozostałości, marne resztki…- przerwała gryząc się w język, wolała by chłopak nie wiedział w jak okropnym stanie są one.- reszta zapewne została zjedzona przez buhera[2]. Rozpoznajesz ją?- dokończyła starając się zachować spokój w głosie, lecz załamał się.
-Jej woń wydaje mi się znajoma.
-Jest amarantowa, na pewno należąca do mężczyzny, Saino. – chłopak zaniemówił, nie wiedział skąd taka mała, niepozorna dziewczyna może tyle wiedzieć. Była ona dla niego zagadką, zagadką, którą chciał rozwikłać, a zarazem bał się tego, chcąc się odsunąć od niej.
-Amaranotwa… amarantowe oczy… amarantowa… Amara…- szeptał sobie cicho Faust, jednak zatrzymał się w połowie słowa, a jego oczy poszerzyły się. Nie powiedział już nic więcej, a Ruta nie zamierzała go o to wypytywać. Wiedziała jedno. Zaleźli miejsce zbrodni.




[1] Bener- więzienie o zaostrzonym rygorze.
[2] Buher- istota żywiąca się duszami. 

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 6

Rozdział 6

-Witaj Eizo.- przywitał dosadnym, niskim głosem solidnej budowy ciała mężczyzna o ciemnych, kruczych włosach i o ołowianym odcieniu szarości, głęboko osadzonych oczach.
-Dawno się nie widzieliśmy Asagi.- odpowiedział blondyn podchodząc do o wiele wyższego od siebie mężczyzny.
-Rzec bym mógł to samo. Zapraszam was w me skromne progi. – zerknął na Słońce zawieszone wysoko nad ich głowami, zmrużył oczy i przykry je od góry dużą dłonią.-Moglibyśmy zostać tu…jednakże nie przepadam za tą porą dnia. Wybaczcie.- zaprosił słowem jak i gestem wskazując dłonią na drewniane, potężne drzwi, a raczej wrota, obficie przysypane płaskorzeźbami przedstawiające bogów i bożki, prowadzących do również majestatycznej wymiarami rezydencji.
-Bardzo skromne.- mruknęła pod nosem Ruta przyglądając się trzypiętrowej budowli z szarego kamienia i czarnym dachem i ogromnych oknach w drewnianych, pozłacanych ramach.
-Jak ma się kasę to wszystko wydaje się „skromne”.- odszepnął Kieru przechodząc obok dziewczyny by podążyć za mężczyznami.
-Rozgośćcie się i czujcie się jak u siebie.- stwierdził Asagi gdy znaleźli się w monumentalnym holu wyłożonym marmurem od posadzki po wysoko zawieszony sufit na którego środku zawisł kryształowy żyrandol. A naprzeciw wejścia zdobione schody. – Widzę, że jest was nieco więcej niż początkowo planowaliśmy.- dodał mężczyzna z niezadowoleniem przyglądając się niechętnie z nutką obrzydzenia dziewczynie, kryjącej się za kotołakiem, którego ciemne oczy wędrowały po marmurach i mimo iż był tu wiele razy za każdym razem przyglądał się temu miejscu jakby widział je po raz pierwszy raz.
-Ale chyba nie sprawi ci to większego problemu.- rzekł Eizo bardziej twierdząc niż pytając. Czarnowłosy przyglądał się wciąż złotowłosej z wyższością wypisaną nie tylko w jego oczach, czy też na twarzy, lecz z jego całej postury emanowała hegemonia i awersja. Dziewczyna zerknęła w jego szare spojrzenie i szybko spuściła swe czując jak jego negatywne nastawienie do niej ciąży na jej barkach usiłując wgnieść ją w zimną posadzkę. Ruta nie była w stanie pojąć skąd u Lorda Asagi’ego takie nastawienie do niej, jednak była pewna, że nie zmieni się to… bynajmniej nie w najbliższym czasie.
-Skądże, skoro jest twoją przyjaciółką to również i moją.- mówił z lekkością, która tak łatwo mu przychodziła, mimo iż ani jedno z tych słów nie było szczere. Asagi nie przepadał za tego typu niespodziankami. Był dobrym przyjacielem Lorda i wiedział jaki tryb życia niegdyś prowadził.
-To się cieszę.

**

-Nie sądziłem, że powróciłeś do starych nawyków.- rzekł Asagi siedząc w skórzanym fotelu w jednym z wielu salonów w tej posiadłości.
-Nie rozumiem.- odparł Eizo spoglądając za okno na nocny pejzaż.
-Nie udawaj głupiego. Chodzi mi o tą dziewuchę. Kiedyś w innych gustowałeś.
-Ha…?- zdziwił i oburzył się nieco jasnowłosy, jednakże wiedział o co przyjacielowi chodzi.- Nie prowadzę już tego jakże lubieżnego życia, poza tym Ruta nie jest taka za jaką ją bierzesz.
-Tak…? A niby jaka jest? Kochana i cudowna nie patrząca na twój dobrobytem? Wiesz jakie są wszystkie kobiety. Dla pieniędzy każda będzie leżeć u twych stóp. – ironia lała się potokiem z ust mężczyzny, który nie zamierzał powstrzymywać swych słów.
-Kiedyś z tego korzystałem, ale to stare dzieje.
-Eh… to prawda, traktowałeś je przedmiotowo. Częściej je zmieniałeś niż rękawiczki.- westchnął ciężko czarnowłosy po czym wziął łyk trunku z kryształowej szklanki.- Ale nigdy mi ich do domu nie przyprowadzałeś! Czym ona się niby różni od reszty?!
- Nie myślę o niej w kategoriach seksualnych..- odpowiedział spokojnie Lord i również zamoczył usta w cieczy.- Zakupiłem ją. Tym się różni.
-Że co?!- krzyk wywołany szokiem wydobył się z ust przyjaciela, który uniósł się z fotela z szeroko otwartymi oczyma. Wiedział, że jego dobry przyjaciel ma wiele zainteresowań, szasta pieniędzmi na prawo i lewo, jednakże nie spodziewał się po nim takiego absurdu. Wzięcie udziału w handlu żywym towarem jest głupotą nad głupotami, która nie jednokrotnie potrafi być również niebezpieczna.
-Tak jakoś wyszło. Pod wpływem impulsu to zrobiłem.- tłumaczył jak gdyby nigdy nic, jakby kupił małą myszkę, którą może trzymać w pozłacanej klatce lub też w kieszeni swego szykowanego płaszcza.
-Czyś ty do reszty zdurniał?! Nie masz co z pieniędzmi robić czy jak?!
-Później pomyślałem, że to może być niezła inwestycja.
-Przestań pleść mi tu tak niedorzeczne androny!!
-A no tak. Nie przyjechałem tu by o tym dyskutować. Mów po co mnie tu zaprosiłeś.
-Nie zmieniaj tak nagle tematu. Nie skończyłem z tobą jeszcze o tym rozmawiać.
-Doprawdy?- spytał ciszej swym aksamitnym głosem Lord, a jego chłodne jak lód spojrzenie wbiło się w przyjaciela jak sople lodu. Ciemnowłosy zamilkł, opadł na swe siedzisko, przymknął powieki, jego rysy twarzy zmiękły, gdy tylko mężczyzna nieco się rozluźnił i uspokoił.
-Później to dokończymy.- rzekł Asagi starając się ponownie nie wpaść w szał, a następnie wypił resztę alkoholu.- Słyszałeś kiedyś o Atkilii?- zmienił temat i nastawienie do swego rozmówcy o 180 stopni, jego twarz stężała nadając jej powagi i dodając lat. Mimo iż był młodszy od Eizo jego wygląd wskazywał na kompletnie co innego. Różnił się  od swego przyjaciela. Był wysokim o solidnej budowie, lecz zarazem smukłej sylwetce mężczyzną po 30’styce . A jego twarz wyglądała na rzeźbioną, męskie rysy twarzy, uwydatnione kości policzkowe, grecki nos oraz kwadratowa żuchwa. Ni jak miało się to do delikatnej twarzyczki Lorda, której ewidentnie brakowało promieni słonecznych.
-Odrębny skrawek Świata Dusz.
-W którym mogą spotykać się istoty bezpośrednio swymi pierwotnymi formami, duszami. I powstała tam dość popularna „gra” zwana Thoria.
-Thoria?
-Są to pojedynki dusz przy użyciu Dav[1]. Jak już pewnie się domyślasz nie jest to zbyt bezpieczna zabawa. Ale to nie jest moim zmartwieniem. Chodzi o to, że niektórzy członkowie, w tym również Saino, grupy nad, którą sprawuję swą pieczę jak i z całego klanu regularnie zaglądają do Atkilii i bawią się w tą nonsensowną grę…- klany istniały od zarania dziejów, gromadziły one istoty o podobnych poglądach i nie tylko nad którymi znajdował się Gakoe. -…zaginęli, jednakże część z nich została już odnaleziona…. Zwłoki były pozostawione w najróżniejszych miejscach na terenie Ankoug. Trafiły się także przypadki opętania duszy… nie byliśmy w stanie nic z tym zrobić jak tylko…. Wiesz czym się to kończy.- opowiedział Asagi, lecz na koniec z trudem przechodziły przez jego gardło kolejne słowa. Było ciężko mu o tym mówić. Wielu z tych istot znał i to nawet dobrze, znał ich rodziny, a niektórymi opiekował się od najmłodszych lat.
-Sądzisz, że to inny klan?- spytał Eizo z poważną miną i skupieniem w oczach. Ta sprawa była dla niego i nie tylko dla niego tajemnicza. W końcu Saino to potężne istoty nie tak łatwo je pojmać ,a co dopiero zabić. A zemsta innego klanu była w tej chwili bardzo prawdopodobna.
-Wątpię, inne klany również posiadają podobny problem. Nie jesteśmy jedyni. Na początku myślałem, że chodzi o osłabienie nas. Ale  Einvici[2] też są ofiarami, na domiar tego w innych klanach giną również śmiertelnicy i wieczni. Więc jaki jest tego sens? Mam już 9 ofiar w tym 7 to Saino i nie wydaje mi się by na tym miało to się zakończyć.
-Nie za ciekawa to sprawa. Ale tak właściwie po co ja ci tu?- spytał Eizo, a w jego głosie było można wyczuć szczyptę nonszalancji.
-Nie zgrywaj teraz idioty!- warknął podirytowany mężczyzna, znał tę stronę Eizo i straszliwie ona go irytowała. Lord byłby nawet w stanie przyglądać się jak małe, niewinne dziecko przed jego stopami zostaje ćwiartowane na wiele kawałków, powoli tak by dziecię jeszcze długo cierpiało. A on nie poruszony stał by tak popijając wino z tym swym lodowatym spojrzeniem, kryjącym za swą grubą lodową ścianą myśli, których w żaden sposób nie dało by się odczytać.
-Nie śmiałbym.
-Twoja pomoc jest mi niezmiernie potrzebna. A wiesz, że nie przepadam za proszeniem kogokolwiek o pomoc, a tym bardziej ciebie.
-Ale jak ja tu niby mogę pomóc?- zadrwił Lord. Ciemnowłosy syknął pod nosem, lecz widząc rozbawioną minę przyjaciela uniósł się i uderzył pięściami o stoliczek stojący miedzy nimi. Szklanki stojące na nim podskoczyły, ale wyraz twarzy blondyna nie zmienił się.
-Nie żartuj sobie ze  mnie. Gdybym wiedział, że nie jesteś w stanie mi pomóc to bym nawet nie śmiał pisać do ciebie. Nie traciłbym w tej chwili na ciebie czasu mimo iż w tym momencie może ktoś w skrajnym cierpieniu umierać.- warknął mężczyzna i schylił się nad stolikiem by być bliżej blondyna.
-Ale co ja tutaj mogę? Nawet nigdy nie byłem w Atkilii i nie będę.- rzekł z przekąsem Eizo i spojrzał kpiąco w szare tęczówki swego rozmówcy. Czarnowłosy chwycił nagle za skrawek koszuli pod szyją młodzieńca i przyciągnął bliżej siebie, z jego oczu kipiała złość, nie, furia, którą za wszelką cenę usiłował powstrzymać byle nie wybuchnąć.
-Ty jako jeden z niewielu masz tyle znajomości w tym mrocznym świecie. Bez problemu możesz zdobyć jakiekolwiek informacje, wielu jest na twojej łasce inni zaś są twymi dłużnikami. Myślisz, że czego teraz potrzebuję jak wszystko jest jedną wielką niewiadomą?! Herbatki popołudniowej?! Nie, nie do jasnej anielki! Potrzebuję informacji, które ty możesz zdobyć!- uniósł już któryś raz z kolei głos, krzycząc w twarz swego przyjaciela oddaloną od jego o zaledwie parę centymetrów. Jednak Eizo nie drgnęła nawet powieka, jakby był kukłą, porcelanową, pustą lalką. Chwycił przyjaciela za rękę którą trzymał go za koszulę i poluźnił chwyt by móc się oswobodzić i usiąść.
-Czyli chcesz informacji. Zobaczę co da się zrobić.- rzekł impertynencko  i odchylił nieco głowę do tyłu.
-Nie masz co zobaczyć, tylko masz to zrobić. W końcu jesteś mi coś winien.- oznajmił cierpko Asagi, a Lord syknął z niezadowolenia. – I jeszcze jedna sprawa.
-Nie za dużo ode mnie wymagasz?
-Od ciebie?!- prychnął-Nadal za mało. – warknął i zasiadł ponownie w swym fotelu.- Zamierzam wysłać do Atkilii na przeszpiegi Fausta, mojego jedynego z zaufanych towarzyszy z grupy, jednakże nie chcę ryzykować i wysyłać tam więcej członków z klanu. Jest to zbyt ryzykowne, a zarazem nie puszcze go tam samego. I po prostu potrzebuję kogoś kto z nim pójdzie tak dla bezpieczeństwa.
-Ja nie zamierzam tam iść, nawet wiesz, że nie mogę.
-Nie chodzi mi o ciebie. Znajdź mi kogoś takiego.- blondyn uniósł jedną brew do góry i przez dłuższą chwilę milczenia przyglądał się Asagi’emu.
-A skąd mam ci kogoś takiego wynaleźć? Nie mam nikogo takiego.
-Masz.- powiedział stanowczo.
-Kieru się nie nadaje na tego typu rzeczy, prędzej się zgubi we własnej głowie niż trafi do Atkilii.
-Nie miałem jego na myśli.
-A niby kogo?
-Tą dziewuchę.
-No chyba sobie żartujesz.- na twarzy blondyna ukazał się uśmiech rozbawienia.
-Ja nigdy nie żartuję. Jestem śmiertelnie poważny.- powiedział, a z twarzy Lorda zniknęły oznaki rozbawienia czy też drwiny. Był całkowicie poważny i nie podobał mu się w ogóle pomysł jakim obdarował go Asagi.- I nie kombinuj by się z tego wywinąć. Pójdzie i tyle. Jest tam coraz niebezpieczniej, boję się wysyłać tam moich podopiecznych. A ta dziewucha nawet jeśli zginie nie będzie to zbyt wielka strata.
-Ale, żeby było dla tego twojego bezpieczniej nie lepiej by było dobrać mu kogoś... kto będzie w stanie mu w jakikolwiek sposób pomóc?
-Nie będzie musiała mu pomagać, wystarczy, że użyczy mu swego Dava.
**

Promienie słoneczne wpadły przez duże okna oświetlając bladym światłem długi korytarz i wraz z nim męską sylwetkę przemierzającą drewnianą posadzkę. Po przejściu parunastu metrów zatrzymał się przy jednych z wielu znajdujących się tu drzwi. Otworzył je przy pomocy złotej klamki i wpuścił do zaciemnionego pomieszczenia smugi światła. Gdy tylko wysoki mężczyzna o beżowych włosach przykrytych czarną czapką wszedł do pokoju odciął on od razu źródło jasności od pokoju zamykając drzwi.
-Spóźniłeś się.- powiedział srogo Asagi siedząc w fotelu w rogu pomieszczenia przez co ledwie widoczna była jego sylwetka.
-Nie jojcz. I zapalcie jakąś świeczkę.- mruknął spóźniony usiłując dostrzec cokolwiek w ciemności.
-Proszę.- rozbrzmiał cichy, jedwabisty głos, a następnie źródło owego głosu pstryknął palcami, knot świeczki stojącej na stoliku na środku pokoju zajął się niebieskim płomieniem. Chłopak drgnął ze zdziwienia i spojrzał na blondyna, który tego dokonał.
-Asagi czemu nie powiedziałeś, że masz gości?- spytał rozglądając się po pokoju oświetlonym słabo błękitnym blaskiem ognia. Dojrzał na jednej z sof drobną postać siedzącą z wyprostowanymi plecami i nieobecnym spojrzeniem.
-Teraz ci mówię. Lord Eizo przyjechał wczoraj by nam pomóc.
-A po co mi tu kazałeś przybyć?
-Pójdziesz do Atkilli wraz z Rutą.
-Z kim?- zdziwił się młodzieniec pierwszy raz słysząc takowe imię, podszedł bliżej do stolika by przy niemrawym świetle lepiej widzieć twarz mężczyzny.
-Z Rutą. Tą oto.- wyjaśnił czarnowłosy z lekkim nie smaczkiem w głosie i wskazał dłonią złotowłosą dziewczynę.
-Nie jestem przewodnikiem turystycznym dla przedszkolaków.- zakpił z Ruty chłopak spoglądając przy tym na nią.
-Faust! Nie interesuje mnie twoje zdanie. Pójdziesz z tobą ona i tyle. Będzie dla ciebie bezpieczniej, poza tym nadaje się.
-Bezpieczniej? Kpisz ze mnie chyba?! Fakt mówiłeś, że załatwisz mi kogoś. Zgodziłem się nawet na to, ale nie było mowy o dzieciakach i karłach.- powiedział sarkastycznie, kpiąco Faust i ponownie spojrzał na dziewczynę by zobaczyć jej reakcję. Jednak ta ani na chwile nie zerknęła na niego. Ciągle była wpatrzona w swoje nadgarstki na których od paru dni nie było ciężkiego żelastwa, choć nie tylko to zaprzątało jej głowę.
-Grzeczniej! Nie wyśle z tobą innych Saino! Jest to zbyt ryzykowne i niebezpieczne. Nie chcę by było więcej ofiar.- uniósł głos Asagi, a w jego oczach było widać żal jak i desperację i chęć zemsty. Nie potrafił znieść śmierci istot które znał.
-Ale mnie to już wysyłasz?!
-Ty i tak byś polazł na własną rękę.
-Co racja to racja. – przyznał po chwili mu rację po czym ponownie uniósł głos.- Ale dlaczego akurat ten karzełek?! Myślisz, że w takim małym ciele siedzi Dava, który w jakikolwiek sposób mnie wzmocni?
-Nikogo innego nie znalazłem.
-Czy moglibyście zaprzestać tej jakże fascynującej konwersacji? Im szybciej zabierzecie się za robotę tym szybciej to załatwimy.- wtrącił Eizo obojętnym tonem głosu, lecz w jego wzroku jarzyło się niezadowolenie. Asagi spojrzał na swego przyjaciela z lekkim zaskoczeniem, ale kiwną głową przyznając mu tym rację. Nie było czasu na spory każda minuta była istotna.
-Faust zajmij się wszystkim.
-Dobra.- burknął z niezadowoleniem chłopak.
-Ruta.- wybudził ją z zamysłu aksamitny głos Lorda.
-Tak?- spytała głosem jakby wyrwanym z głębokiego snu.
-Poznaj.- wskazał dłonią na beżowołosego.- Faust.- dziewczyna zmierzyła go tępym wzrokiem od stóp po czubek głowy przykryty czarnym materiałem przyozdobiony paroma przypinkami.
-I z tym idiotycznie wyglądającym głupcem mam iść do świata dusz?- na twarzy Ruty ukazał się zadziorny uśmieszek, a w oczach błysła iskra rozbawienia jak i prowokacji. Jednak nie było jej do śmiechu, przypominając sobie o niedawnej rozmowie z Lordem wzdrygnęła się. Miała użyczyć części swojej duszy temu jakże niedojrzałemu osobnikowi. Wiedziała mniej więcej na czym to polega i czym tak właściwie to grozi i mimo iż nie zamierzała brać w tym udziału nie miała wyboru. Rozkaz Lorda był dla niej jak święte słowo, nie mogła mu się sprzeciwić.
-Tsss… Malcy i ryby głosu nie mają.- zakpił Faust, ale na Rucie nie zrobiło to zbyt wielkiego wrażenia.
-Hyy…- zamruczała złotowłosa wstając z sofy. Podeszła do chłopaka wolnym, zbyt wolnym krokiem odchylając się nienaturalnie raz do tyłu, a raz do przodu i dodała.- Próbujesz być zabawny czy chcesz mnie obrazić? Bo nic ci jak na razie  nie wychodzi.- spod przydługiej grzywki spojrzały na nią fiołkowo czarne oczy przepełnione irytacją i nienawiścią, która właśnie zrodziła się w nim do jej osoby.
-Skończcie te spory i idźcie. Wiecie co macie zrobić.- przerwał im Asagi. Faust przewrócił oczyma, wziął niewielkie pudełeczko z półki przyozdobione nieznanymi dla dziewczyny hieroglifami i otworzył je. Wyciągnął z niego niepokaźny przedmiot i podał go dziewczynie. Ruta spojrzała na  półprzezroczysty, matowy kamyk o lekko mlecznej barwie.
-Mam nadzieję, że wiesz jak zapaść w sen.
-O to się nie martw.- rzekła przekładając w palcach kamyk.
-Zatem nie zgub się po drodze.
-A ty nie każ mi na siebie czekać jak coś.- odpowiedziała z przekąsem i posłała jadowity uśmieszek w stronę Fausta, który tylko prychnął z rozbawienia. Nie zbyt było to dla niego przekonywujące, gdyż było mało prawdopodobne by ktoś byłby w stanie szybciej od niego odłączyć duszę od ciała i powędrować do Atkilii. Potrzeba do tego nie lada doświadczenia. A on prócz tego posiadał podstawowe umiejętności kontroli dusz. Która aktualnie jest na wymarciu i tylko nieliczni posiadają ją i potrafią odpowiednio z niej korzystać. Lecz jest ich niewielu, gdyż wieki temu większość istot z predyspozycjami do takowej zdolności została wymordowani przez Króla Akirę, tylko nie licznym udało się uniknąć śmierci, a i tak tylko paru z nich udało się przekazać swoje magiczne geny kolejnemu pokoleniu. Dzisiaj istoty z tymi predyspozycjami można zliczyć na palcach, a z każdym wiekiem jest ich coraz mniej.





[1] Dava- część naszej duszy, nasze drugie „ja”, jest skryte w głębi naszej duszy, czyli pierwotnego ”ja”, które dominuje.
[2] Einvita- istota nieśmiertelna. Każdy Saino jest Einvitą, lecz nie każdy Einvita jest Saino.

______________________________
        Jako, że rozdział 5 nie był od strony stylistycznej najlepszy, jak i ogólnie nad rozdziałem 6 więcej czasu spędziłam co nie zmienia faktu, że nie jestem w pełni z niego zadowolona oraz oczywiście mogą być jakieś błędy. Przepraszam za nie z góry.
Jednakże ten rozdział postaram się nadrobić kolejnym, w którym to będzie podróż do tajemniczej Atkilii :P
Dziękuję, że przeczytaliście i liczę na komentarze :)

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 5

      Ach... witam :) dzisiaj tak jak było obiecane rozdział 5, mam nadzieję, że się spodoba jak i, że nie ma zbyt wielu błędów. Niestety te dwa tygodnie minęły mi niezmiernie szybko, miałam każdy dzień zawalony sprawdzianami i kartkówkami, że niestety nie miał zbyt wiele czasu by parę razy przejrzeć tekst.
A na razie zapraszam do czytania i komentowania :)
Rozdział 6 15.XI

Rozdział 5

Statek przemierzał wody oceanu Nannari de Selia wypełniony bo brzegi najróżniejszymi towarami jak i pasażerami i tych z niższych sfer społecznych jak i bardziej zamożnych, których stać było na różnego rodzaju rozrywki tutaj oferowane.
Podróż rozpoczęła się już parę godzin temu, niebo nabrało różowo pomarańczowej barwy zabarwiając nią zarazem niekończący się ocean.
-Nie dobrze mi…- jęknął Kieru po czym wychylił głowę za barierkę. –Czy ten statek mógłby przestać tak się kołysać?- dodał po chwili spoglądając w fale rozbijające się o drewnianą ścianę statku.
-Raczej nie możliwe do spełnienia, chociaż zbytnio się nie kołysze. Chodź zaprowadzę cię do kajuty tam będzie ci lepiej.- chwyciła go delikatnie Ruta za ramiona chcąc zabrać w wymienione wcześniej miejsce.
-Wątpię by gdzieś mi było lepiej…- twarz chłopaka była blada, a jego ruchy niepewne, dziewczyna chwyciła go mocniej, bojąc się, że może się przewrócić w każdej chwili.
Zeszli dwa piętra niżej i znaleźli się w wąskim, kremowym korytarzu przyozdobionym złotymi świecznikami. Było pusto wszyscy zgromadzeni tutaj poszli już jakiś czas temu na kolację rozpoczynającą bal powitalny dla gości.
-Masz wodę.- rzekła złotowłosa podając szklankę z przezroczystą cieczą. Kieru siedzący na łóżku wziął ją i wypił parę łyczków po czym spojrzał na dziewczynę i nieznacznie się uśmiechnął, powoli jego kolor twarzy wracał do normy co uspokoiło nieco dziewczynę.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy. Już ci lepiej?
-Tak, dziękuję.
-To się cieszę. Ale powinieneś się położyć. – rzekła stanowczo dziewczyna dając do zrozumienia, że nie chce słyszeć żadnych głosów sprzeciwu.
-Ale nic mi nie jest…- zaczął chłopak, lecz od razu tego pożałował widząc groźne spojrzenie złotowłosej.
-Masz leżeć.- warknęła po czym wzięła pustą szklankę z rąk młodzieńca i odstawiła na stoliczek. Może nie przepadała za nim do końca, on z resztą za nią też nie, lecz czuła, że musi się nim chociaż w malutkim stopniu zająć. W końcu ktoś to musiał zrobić.
-Dobrze, ale ty już sobie idź.- powiedział Kieru z nieco naburmuszoną miną.
-Nie ma sprawy, ale jak później przyjdę i się okaże, że nie leżysz to ci nogi z tyłka powyrywam i wsadzę w gardło.
-Mówiąc takie słowa w ogóle nie jesteś urocza.
-Nie miałam być urocza.- westchnęła podirytowana Ruta, a następnie wyszła z kajuty cicho zamykając drzwi. Przez chwilę stała w miejscu zastanawiając się czy aby na pewno dobrym pomysłem jest zostawienie kotołaka samego. Jednakże po chwili szybkim krokiem odeszła, nie miała powodu by się nim przejmować, nie miała również obowiązku nim się zajmować. A mimo to nie czuła się najlepiej zostawiając chorego samego.

Nocne podmuchy wiatru poruszały subtelnie wodą, a Księżyc jakby bawił się w chowanego kryjąc się za ciemnymi chmurami. Noc była przyjemna, niezbyt zimna, lekko chłodna, orzeźwiająca.
 -Czemu nie było cię na kolacji?- spytał jasnowłosy młodzieniec podchodząc do Ruty stojącej przy barierce. Dziewczyna podskoczyła nieznacznie przestraszona niespodziewanym usłyszeniem melodyjnego głosu. Była pewna, że była tu sama, że wszyscy już śpią, a ona jedyna stoi tu wraz ze swymi myślami.
-Nie było mnie?- zdziwiła się odwracając się w stronę Lorda.
-Nie widziałem cię na sali.
-A … jadłam na stołówce.- odpowiedziała spoglądając na wyrafinowany, ciemny ubiór Lorda.
-Dlaczego tam? Przecież powinnaś na sali wraz z innymi.- rzekł spokojnie, łagodnym, aksamitnym głosem, a jego błękitne oko spojrzało na złotowłosą, której kącik ust jedynie minimalnie uniósł się do góry.
-Nie przepadam za tego typu miejscami, nie czuła bym się tam swojo. Niespecjalne pasuję do bufiastych, drogich sukien i złotych sal.
-Ach…
-Poza tym powinieneś się martwić się o Kieru, a nie o mnie.- powiedziała sfrustrowana, to co rzekła było prawdą, nie lubiła tego typu miejsc, zresztą nie przepadała też za towarzystwem Eizo. Przy nim czuła się tak samo jak wśród tych zamożnych osobników, nieswojo i niepewnie, irytowało ją to.
-Byłem już u nie go i miewa się o niebo lepiej.
-Mogłeś się nim zająć wcześniej.- warknęła Ruta po czym odwróciła się w stronę oceanu by spojrzeć na bezkresną wodę o granatowej barwie takiej samej jak atłasowe, grafitowe niebo.
-Cieszę się, że ty to za mnie uczyniłaś. Dziękuję za to.- rzekł uprzejmym głosem i podszedł do dziewczyny stając parę kroków za nią i tak jak i ona spojrzał na ciemną plamę rozciągającą się aż za horyzont.
-Nie masz za co.- prychnęła i zrobiła krok w bok czując ciepło emanujące z jego ciała. – A tak w ogóle myślałam nad o moim ewentualnym uwolnieniu.- powiedziała cicho prawie szeptem i niepewnym głosem. Eizo spojrzał na jej drobną sylwetkę i odwrócony wzrok. Wyciągnął w jej stronę swoją rękę by musnąć jej żółte włosy, które tak odznaczały się na tym ciemnym tle. Jednakże w ostatniej chwili opuścił rękę.
-Ewentualnym uwolnieniu?- powtórzył niemrawo wahając się nad tymi słowami.
-Tak.- odpowiedziała Ruta, a następnie spojrzała na niego.
-A mianowicie? – swą jasna twarz ukrył w cieniu, zasłaniając w ten sposób emocje jakie malowały się na niej.
-Przemyślałam to wszystko i doszłam do wniosku, że głupotą jest z mojej strony proszenie o wypuszczenie mnie skoro Lord za tak pokaźną kwotę mnie wykupił, jednakże jestem świadoma tego, że nie będę nigdy w stanie oddać Lordowi tych pieniędzy by ten sposób odzyskać mą wolność. Tak więc pomyślałam, że jest może jakaś możliwość by chociaż po części zwrócić mi moją swobodę.- powiedziała złotowłosa na jednym wdechu, a gdy tylko skończyła na twarzy Eizo owianej cieniem ukazał się złowieszczy uśmieszek. Po ciele dziewczyny przeszedł niespodziewany dreszcz, przełknęła głośno ślinę i w milczeniu wyczekiwała na jego odpowiedź.
-Na początku miałaś możliwość odejścia, jednakże szybko z tego zrezygnowałaś.- dziewczyna syknęła cicho na myśl o tym, że przecież w kajdanach za daleko by sobie nie poszła.- A teraz jakoś hm…- zadumał się na sekundę Lord- … nie chce mi się ofiarowywać ci wolności. Tak jakoś po prostu. I może jeszcze to do ciebie nie dotarło, ale jesteś moją własnością i mogę z tobą zrobić co tylko ze chcę. I tak właściwie nie muszę wysłuchiwać twoich próśb.- rzekł po czym obrócił się na pięcie i zaczął iść w kierunku drzwi za którymi kryły się schody na dół.- Jednakże skoro jestem taki wspaniałomyślny mogę dać ci ten jeden jedyny ostatni wybór w twoim życiu. Możesz być moją niewolnicą do… do póki mi się nie znudzisz i ciebie na przykład nie sprzedam lub nie zabije, albo jeszcze coś bardziej zmyślnego nie zrobię. Albo…- w tej chwili przez jego twarz przemknął ponownie tajemniczy uśmieszek.- … zawrzemy pakt, wtedy po części tak jak chciałaś odzyskasz wolność.- rysy twarzy młodzieńca stężały nadając tym powagę słowom, które wypowiedział.- A teraz idź już spać i przemyśl to. – dodał na zakończenie, a na jego twarzy na chwile wkradł się szarmancki uśmiech, który najbardziej z tego wszystkiego sparaliżował Rutę, gdyż tylko z wierzchu był oblany lukrem zaś w środku znajdowała się sama dusza szatana.
-…pakt…?- zdziwiła się złotowłosa gdy została sama. Jeszcze przez chwile wpatrywała się w granatową połać otulającą cały krajobraz po czym powędrowała do swojej kajuty, lecz nie była w stanie przymknąć oczu chociażby na 5 minut. Jej głowę zaprzątała myśl, że już nigdy nie będzie „wolna jak ptak”.

            Sala o złocistych detalach i szmaragdowych ścianach sięgających do wysoko usadzonego nad ciemną posadzką szklanego sufitu. A między złoto-kryształowymi stolikami wirujący kelnerzy ze srebrnymi tacami wypełnionymi talerzami z wykwintnymi daniami. Rozmowy rozpalały się po miedzy gośćmi, między kobietami odzianych w wyrafinowane, suknie z najdroższych tkanin, z najpiękniejszymi biżuteriami tego świata i najróżniejszymi fryzurami przyozdobionymi nieraz jeszcze dziwniejszymi stroikami. Oraz między mężczyznami o pokaźnych wzrostach, przyodzianych zazwyczaj w czarne fraki i garnitury uwydatniającymi piękno swych dam.
 -Lepiej już się czujesz? Nie było ciebie na śniadaniu.- rzekł Eizo siedząc przy jednym ze stolików wraz z Kieru, który rozglądał się dookoła nie dowierzając wielkości jak i bogatemu wystrojowi tej sali.
-Tak, dzięki że pytasz. Teraz już wszystko ze mną w jak najlepszym porządku.- odpowiedział ciemnowłosy skacząc wzrokiem z kelnera na kelnera czekając jak wreszcie któryś przyniesie im ich posiłek.
-To dobrze.- do stolika podszedł mężczyzna ubrany w czarne spodnie i białą koszulę trzymając w jednej dłoni pokaźnych rozmiarów, srebrną tacę. Rozstawił na kryształowym blacie talerze po czym odszedł. Kieru na ten widok uśmiechnął się szeroko i od razu pochwycił jeden z talerzy.
-Gdzie Ruta?- spytał kotołak gdy tylko opróżnił pierwszy talerz i sięgnął po drugi.
-Nie mam pojęcia.- konsumował Lord ze spokojem zawartość swego wykwintnego talerza ozdobionego kwiecistymi wzorami.
-Tak w ogóle zauważyłeś, że nie wiele wiemy na jej temat? Jakaś Ruta O… coś tam, nie wiadomo skąd się urwała i kim tak właściwie jest.
-A po co ci takowa wiedza?
-A no nie wiem… no bo wiesz a co jeśli się okaże że wozimy ze sobą seryjnego mordercę, który tylko czyha na odpowiedni moment by nas zaciukać.
-Jakie jest prawdopodobieństwo, że w ogóle ma z czymś takim wspólnego?
-Raczej znikome… ale kto wie, ten świat jest pełen niespodzianek, które czekają tylko by je odkryć.
-Chyba za dużo komiksów się naczytałeś Kieru.
-Ciekawe czy powiesz mi to samo jak będzie nad tobą stała ze sztyletem z ostrzem zrobionym z metalu Żangora[1]. – Eizo prychnął i przysłonił usta dłonią by ukryć rozbawienie jakie wymalowało się na jego twarzy. Wiedział, że Kieru ma bujną wyobraźnię, nie raz jego „wizje” mogły nie jednego przerazić, ale nie rzadko były one komiczne. – Śmiej się śmiej, też będę się śmiać nad twoim ciałem zanurzonym w kałuży krwi.
-Dobrze, dobrze, ale widzę, że chyba znowu śniły ci się jakieś niestworzone rzeczy.- Kieru odwrócił spojrzenie, Lord trafił w samo sedno, znał go już wystarczająco dobrze i wiedział co po głowie jego przyjaciela chodzi.
-Nie było tematu…- gdy tylko Kieru skończył jeść obiad wyszedł z sali, Eizo jeszcze chwilę został zaczepiony przez jednego z zamożnych mężczyzn.

Korytarze były puste, jak zazwyczaj, wszyscy byli w głównym holu czy też w salonach rozrywkowych. Rzadko kiedy pałętali się po korytarzach, chodzili po nich tylko wtedy gdy szli po coś do pokoju. Jednak Kieru nie był taki jak oni, nie przepadał za miejscami które wiecznie były tłoczne, wolał swoje towarzystwo w ciszy i spokoju. Przemierzał teraz statek z nudów, w pokoju nie chciało mu się siedzieć, a w holu było zbyt dużo istot by mógł tak się odprężyć. Przypomniał sobie, że przez wczorajsze jego problemy zdrowotne nie miał jeszcze okazji zwiedzić tego molocha, którym płynęli.
Na niższych piętrach wnętrza były obskurne, a światło nie było już tak intensywne. Nie przypominało to w żadnym stopniu poziomu na którym był jego pokój. Wyglądało to jak dwa różne światy, jakby po zejściu schodami znalazł się na kompletnie innym statku. Niespodziewanie Kieru usłyszał za swymi plecami czyjeś kroki, jednak gdy się odwrócił nikogo nie dostrzegł. Gdy ponownie zaczął iść jego niepokój zaczął w nim wzrastać, z każdym krokiem do jego uszu dochodziły coraz to głośniejsze odgłosy sapania, wręcz wydawało mu się że czuje czyjś ciepły, wilgotny oddech na karku. Jednak gdy z niepewnością odwracał się nikogo za sobą nie widział, korytarz był pusty.
Chłopak zaczął przyspieszać chciał jak najszybciej dość do schodów by ponownie znaleźć się na wyższych poziomach. Z każdym przebytym metrem czuł się coraz nie pewniej, czuł strach narastający w nim, a przez jego ciało regularnie przechodziły silne dreszcze, zaś serce dudniło w jego klatce piersiowej coraz mocniej i szybciej jakby chciało się z niej wydostać.
Nadchodzące czyjeś kroki były coraz bliżej niego, zaś oddech coraz cieplejszy jakby stała ta istota parę centymetrów za nim, czuł przez ubrania jego obecność, czuł jak skrawki materiałów ich ubrań ocierają się o siebie, jednak gdy Kieru wydobył z siebie ostatnie resztki odwagi by zerknąć za siebie… tam nikogo nie było. Ciemnowłosy przełknął głośno ślinę i z całych sił pobiegł przed siebie byle jak najszybciej się stąd wydostać. Nie wiedział czy tylko jego wyobraźnia płata mu figle czy naprawdę kryje się coś w półmroku tego miejsca.
Widział już przed sobą schody były dwa metry przed nim, lecz nie zdążył dotknąć pierwszego stopnia stopą, gdy ktoś chwycił go za ramię i rzucił w zaułek gdzie były drzwi do innych pokoi.

Ruta przemierzała piętra tak jak zwykle gdy wracała ze stołówki, jednak zatrzymała się gdy do jej uszu dotarły odgłosy szarpaniny i tłumione krzyki. Dziewczyna szybko podbiegła do miejsca skąd wydobywały się te dźwięki, a gdy tylko tam spojrzała sparaliżowało ją. Parę metrów przed nią w cieniu ścian dostrzegła Kieru szarpiącego się z kobietą o bladej cerze i jarzących się na pomarańczowo oczach, była nienaturalnie wygięta trzymając jedną dłonią w górze chłopaka. Była to wygłodniała wampirzyca istota która w takim stadium nie myślała racjonalnie, była bestią reagującą tylko na swoje zwierzęce instynkty.
Złotowłosa zamierzała rzucić się na nią, odciągnąć ją od chłopaka, jednak w ostatniej chwili zatrzymała się. Zawahała się. Co tam właściwie była w stanie zrobić? Nic. Nie miała ze sobą żadnej broni, nic pod ręką nie nadawało się do żadnego ataku jak i samoobrony i mimo iż łańcuch łączące jej nadgarstki mierzył sobie około 60 cm to była zbyt słaba. Kajdany zatrzymywały jej energię magiczną, do tego osłabiały całe jej ciało. Nie była w stanie nic zrobić by pomóc kotołakowi. Jedyny pomysł jaki jej przychodził to podduszenie wampirzycy łańcuchem, jednak Ruta była za niska by w jakikolwiek sposób przerzucić łańcuch przez jej głowę. Była bezużyteczna… Schowała się za rogiem i z nadzieja wyczekiwała by ktoś się zjawił i pomógł. Mogła by po kogoś pobiec by zrobił coś… lecz do tego czasu ciało Kieru było by już opróżnione co do ostatniej kropli krwi i leżało sine w zaułku. Jednak nie mogła stać tak bezczynnie, musiała coś zrobić, czuła to. Już zamierzała wysunąć się za rogu i krzyknąć do wampirzycy umożliwić w ten ucieczkę młodzieńcowi.
-Kieru!- usłyszała nagle złotowłosa znajomy głos. Spojrzała i dostrzegła Eizo stojącego w przejściu, jego oddech był nieco przyspieszony zaś włosy w nieładzie. szybkim krokiem wszedł w mrok znajdujący się miedzy ścianami, przez co dziewczyna straciła go z oczu. Jednak nie minęła minuta, rozbrzmiał wysoki, głośny pisk, następnie cichszy, chrapliwy krzyk, po czym rozbłysło błękitne, oślepiające światło. Ruta zamknęła szybko oczy, otworzyła je dopiero gdy zapadła cisza, a przez jej powieki nie usiłowały przedrzeć się rażące promienie. Wychyliła się nieco za rogu, Lord trzymał w ramionach nieprzytomnego Kieru zaś za nimi leżały zwęglone pozostałości wampirzycy. Dziewczyna spojrzała na siną twarz chłopaka i w chwili gdy Eizo spojrzał na nią ona zamarła.  Czuła bezsilność, czuła strach jaki w niej krążył. Blondyn nie zdążył otworzyć ust by powiedzieć cokolwiek, a Ruta uciekła nie chcąc już dłużej na to patrzeć, nie chcąc czuć w sobie tej bezgranicznej bezsilności.

Wieczór, jedna z piękniejszych rzeczy jaka może zdarzyć się na tym statku. Bezchmurne niebo, a na tym granacie rozsypane gwiazdy jak diamenty migocące w blasku Księżyca, którego zaokrąglone kształty wraz z jasnym, świecącym kolorem odbijały się od tafli wody.
Jego sylwetka mimo ciemności jaka panowała na zewnątrz odbijała się. Stał z gracją, był pełen jej, był subtelny, delikatny,  jak łabędź czy też paw, dostojny, po prostu piękny. Pierwszy raz Ruta mogła mu się tak przyjrzeć, zazwyczaj widziała go z bliska i zawsze unikała przyglądania się jego osobie. Lecz teraz było inaczej, ten widok zapierał jej dech w piersi, gdy tak na niego spoglądała nie mogła uwierzyć w te wszystkie okrutne słowa jakie kiedykolwiek usłyszała o nim. Wyglądał tak delikatnie jakby nie był prawdziwy, jakby zwykły subtelny podmuch miałby go zranić zamienić go w popiół i rozwiać.
Jednak Ruta musiała się otrząsnąć nie po to tu przyszła. A Eizo mimo iż stał tyłem przyglądając się spokojnej wodzie wyczuwał jej obecność, mimo iż stała tak daleko, schowana w cieniu to czuł ją. Ciężko by było jej nie wyczuć, tak intensywnej aury jaka ją otaczała.
Gdy wreszcie zebrała się do kupy, przemyślała jeszcze raz to wszystko, wypięła pierś do przodu i pewnym krokiem podeszła do Lorda na sam dziób statku. Ten kątem oka spojrzał na nią i nie odwracając się w jej stronę wyczekiwał jej pierwszych słów. Teraz jak tak na nią patrzył wydawała mu się jeszcze mniejsza i delikatniejsza. On sam do najwyższych nie należał, jednak ona była kruszyną nawet przy nim.
-Emm… Lordzie…- zaczęła dukając złotowłosa, nie wiedząc czemu bała się, a może raczej stres ją zżerał, sama nie wiedziała, które z tych dwóch, jednak zadecydowała, że się teraz nie podda i nie wycofa.
-Tak?- zachęcił ją jasnowłosy.
-Chodzi o.. o… o… Chodzi ….- dziewczyna łapała co chwilę powietrze do płuc jakby się topiła, lecz nie w wodzie a w słowach. Nie wiedziała co powiedzieć, jak to ubrać w słowa. Wcześniej wielokrotnie powtarzała sobie to co miała zamiar powiedzieć, jednak teraz wszystko to prysło jak bańka.- Pakt.- powiedziała po chwili stanowczo i nieco za głośno.
-Hym?- zamruczał spokojnie Lord nie spuszczając z oka zawstydzonej i zdeterminowanej twarzy Ruty.
-Chce zawrzeć pakt.- oznajmiła pewnie już nieco spokojniejsza.
-Jesteś tego pewna?- wymruczał aksamitnym głosem Eizo, a jego usta ułożyły się w złowieszczy  uśmieszek, który o dziwo tak pasował do jego bladej cery jak i całej postury.
-Tak.- odparła niewątpliwie, Lord obrócił się w jej stronę wtedy ona spojrzała wprost w jego obnażone oko, a jego uśmieszek poszerzył się. W oku zaś pojawiła się iskra, która zabłysła. Nagle znikąd pojawił się czarne ptaszysko, kruk, za którym ciągnął się ogon  z czarnego obłoku, zasiadł on na ręku Eizo i swymi czerwonymi ślepiami spojrzał na dziewczynę. W jego oczach żarzył się ogień bólu, cierpienia, nienawiści, śmierci, lecz nie jego, a innych. Był stworzeniem z piekła z jego najciemniejszych zakamarków.  Ruta zrobiła krok do tyłu, lecz nie by ucięć, a przyjrzeć się lepiej ptaszysku, ale zamiast na niego spojrzeć jej wzrok utkwił w Lordzie za którym ukazał się tren z czarnych smug, które chaotycznie poruszały się jak opętane.
Ogromne kruk podfrunęło do góry, jednak po chwili zasiadło na ramieniu panicza zaś ten schylił się nieco i wyciągnął prawą dłoń w stronę dziewczyny tak jak prosi się do tańca i ponowie jego twarzyczkę przyozdobił tajemniczy uśmieszek.



[1] Metal Żangora- jeden z niewielu magicznych surowców, który jest w stanie uśmiercić istotę nieśmiertelną.
szablon wykona� Eyes Only dla wioski szablon�w przy pomocy shooters, Kieran O'Connor