Oczywiście zapraszam do czytania jak i komentowania :)
Rozdział 7
Przymknęła powieki i gdy tylko
ujrzała czerń przed sobą i nic prócz tej intensywnej, zarazem bezpłciowej barwy
nie widziała. Pomyślała, że sięga w swe najgłębsze , najskrytsze zakamarki te o
których sama nie była w stanie nawet wiedzieć. Wtedy w ciemności zabłysła mieniąca
się zielenią iskra. Wyciągnęła do niej rękę, która nie istniała, a gdy musnęła
ją palcami, których nie było, po chwyciła ją, od razu zamykając szczelnie dłoni.
Uniosła powieki do góry, miała przed sobą czeluść, która otaczała ją całą. Nie
istniał tu czas, myśli czy nawet ona. Tak, jakby niczego nie było nawet tej
otchłań. Pustka. A mimo to Ruta wytężyła swój umysł, poruszył nogą, której ona
sama nawet nie czuła, której przecież nie było. Wysiliła się by wykonać krok,
by wysunąć swą nogę do przodu i gdy tylko to uczyniła nie poczuła pod stopą
niczego. Nic nie czuła. Nagle nicość pociągnęła ją, a może popchnęła gwałtownie
do przodu zrzucając ją do głębi.
Jasność oślepiła ją niespodziewanie,
czuła jak wypalają się jej gałki oczne, czuła jak rozpływają się w jej
oczodołach i spływają po skórze. Tak jakby była w samym epicentrum światła, tej
jasności. I gdy tylko kropla płynu spłynęła na kraniec jej twarzy spadła z niej,
a światło osłabło, zamieniając się w śnieżną biel pokrytą gdzieniegdzie
czarnymi, a zarazem bezbarwnymi konturami drzwi. Zaś ona usytuowana była na
niewielkiej powierzchni kwadratu. Widziała jedynie czarne zarysy swych nóg
wypełnione bielą otaczającą i otulającą tu wszystko. Wyciągnęła przed siebie
dłoń i otworzyła pięść w, której znalazła niewielki, półprzezroczysty, mleczny
kamyczek. Przekręciła dłoń zrzucając przedmiot w przepaść przepełnioną,
stworzoną z tej bezkresnej bieli. I gdy tylko do jej uszu dotarło chlupnięcie,
niespodziewanie ukazały się przednią jedne z wielu drzwi.
Dziewczyna
pewnie pochwyciła ciemny zarys klamki i otworzyła energicznie drzwi. Nie
wahając się przeszła przez próg do kompletnie innego świata. Gdy tylko drzwi
się za nią zamknęły nie spojrzała nawet za siebie, przyglądała się nowemu światu,
czarno- szaro- białemu. I mimo iż był bezgraniczny to zdać się mógł być klatka
czy też może skrzynią, nieskazitelną o geometrycznych kształtach zamkniętych w
niej. Różnił się ten świat od rzeczywistości, od pozornej rzeczywistości, którą
przyjęliśmy za pierwotną. Był to świat bez skazy, bez nocy czy też dnia, nie
było tu też pór jakikolwiek, była jedynie biel czerń i szarość, bez ich
najróżniejszych odcieni, pierwotne barwy tego miejsca, bez skazy, doskonałe. A
wśród prostokątnych wieżowców, kopuł, budynków w kształtach tego świata
przemykały co chwilę barwy, które pozornie nie powinny tu istnieć, kolory dusz
zamknięte szczelnie w skorupach zwanych po prostu, zwyczajnie zbrojami. Nazwa
banalna lecz dobitnie dobrana, im ciemniejsza tym skuteczniej chroniąca swe
wnętrze, pierwotną formę swego właściciela, która mieniąc się w niej jedynie
jako imitacja oczu nadawała tym trzem barwom magii.
Ruta
wykonała parę kroków do przodu, czuła całe swoje ciało, czuła podłoże pod
stopami, lecz nie czuła swych organów, swych płuc, nie oddychała, nie
przełykała śliny. Nie robiła tego bo nie musiała, bo nie posiadała w swojej
czarnej skorupie niczego prócz duszy. Nie była organizmem żywym, była duszą
odzianą w czarną skórę nadającą jej formę. Zgarnęła włosy z twarzy, choć nie
były to pojedyncze nitki, były one jednolitą masą, czarną masą, które dzieliły
się na większe kosmyki, które przy
dotyku z innym łączyły się w jedną litą materię.
Spojrzała
na stojący paręnaście metrów dalej budynek, wysoki na 20 pięter wieżowiec o
kwadratowej podstawie, czarny z gdzieniegdzie wstawionymi kanciastymi, białymi
deseniami. To była architektura tego świata, prosta, a zarazem nietypowa,
nowoczesna taka, której nie da się ujrzeć w świecie, który tak dobrze każdy
znał, w rzeczywistym, prawdziwym świecie. Mimo swej prostoty potrafiła
oczarowaci nie jednego.
Ruta
wyciągnęła nieznacznie twarz do przodu, lecz nie poczuła żadnego podmuchu, który
musnął by jej delikatną skórę sprawiając u niej lekki dreszcz ciała. Było to
miejsce w którym się czuło, a zarazem nie czuło. Jednak nie było to dla niej
nowością, była do tego przyzwyczajona, nie raz wędrowała swą duszą po światach
do których dostępu nie miały ciała.
-Ruta?!
Jak ty… jak?!- usłyszała za sobą głośny, zacinający się głos mężczyzny. Był on
nie lada zdziwiony, nie dowierzał temu co widział, temu co się stało.
-Hy…?-
mruknęła niemrawo odwracając się w stronę Fausta, był on taki sam, taki jakiego
go poznała, lecz był on okryty szczelnie od stóp po sam czubek głowy szarą
zbroją. Miał dobrze zbudowaną i zgrabną sylwetkę. Było można rzecz, że był
przystojny mimo iż nie posiadał wyraźnych zarysów mięśni. Były to ogólne rysy
jego ciała, bez odzienia, które na swym ciele się zazwyczaj nosi. Zbroja była
to jedynie materia uformowana na ogólny zarys ciała.- Och już jesteś. Szybko.-
dodała po chwili, a chłopak zaniemówił. Nie wierzył, że ktokolwiek jest w
stanie tak szybko dokonać takiej rzeczy. Tak szybko odłączyć duszę od ciała.
-Jak
ty tak…. Szybko… jak?
-Lata
praktyki heh…- zaśmiała się krótko dziewczyna i uśmiechnęła nieznacznie.
-Kiedy
niby? Jak…?- dukał dalej chłopak, wiedział, że Ruta nie jest zwyczajna, że
kryje coś za tym niezręcznym uśmieszkiem, za tym małym ciałkiem, lecz jeszcze
nie wiedział co.- Dobra nie ważne. Musimy wziąć się za robotę.- rzekł po chwili
poważniejąc, chcąc uratować resztki swojej godności kryjąc swoje osłupienie za
ich zadaniem.
-A
więc gdzie zaczynamy poszukiwania?
-W
wschodniej dzielnicy zwanej Xante. Tam ostatni raz były widziane dwie ostatnie
ofiary. Ponoć rozmawiały z podejrzanymi istotami, jednak nie dało się ich
zidentyfikować.
-Rozumiem.
A teraz w jakiej dzielnicy jesteśmy?
-W
Zachodniej Tafer. Wschodnia jest znana z nielegalnych interesów jak i gry
Thoria. Ktoś kto nie chce mieć problemów nie chodzi tam.
-Więc
co robiły tam te dwie ofiary?
-Prawdopodobnie
dla Thorii. Chociaż tego pewni nie możemy być. Musimy uzyskać jakiekolwiek
informacje jednakże nie tak łatwo będzie je tu zdobyć, a ty raczej niezbyt to
zmienisz.
-Nawet
jeśli nie chcę tu być to muszę, więc chociaż tutaj bądźmy dla siebie mili, im
szybciej cokolwiek znajdziemy co pozwoli nam pójść na przód tym lepiej dla
nas.- powiedziała nieco oschle Ruta rozglądając się po okolicy.- Daleko jest
stąd do wschodniej dzielnicy?
-Z
30 minut drogi, jesteśmy na pograniczu
dzielnicy zachodniej a City Ners.
-City
Ners?
-Tak
jakby centrum Atkilii, nie jest to zbyt duże terytorium, jest tam raptem jeden
budynek, wysoki wieżowiec na 50 pięter. Znajduje się tam źródło energii Atkilii
kryształ Ners. Poza tym jest to siedziba klanu Keelz, czyli twórcy Atkilii,
pilnują tu porządku i w ogóle… ale dziwne z nich typki.- wyjaśnił z grubsza
Faust i wskazał palcem daleko znajdujący się biały budynek z jednym ekranem na
świat, panoramicznym oknem na ostatnim piętrze.
-Dobra
to idziemy. Nie ma co czasu marnować.- stwierdziła Ruta i ruszyła przed siebie
w stronę wieżowca wyłaniającego się nad innymi budowlami, jak królowa ukazując
swą potęgę, piękno i władzę.
**
Wschodnia dzielnica Xante. Ponura, gdzie dominującą
barwą jest czerń, a w około nisko między budowlami unosi się niebezpieczna
aura, głosząca wszem śmierci i zgorszenie.
-To
tutaj.- przerwał ciszę jaka między nimi była od ponad 40 minut, gdy zatrzymali
się przed jednym z budynków, jednopiętrowym o czarnych ścianach, niewielkich
oknach i z szyldem nad drzwiami z białym napisem głoszącym „Kaseriena”. Miejsce
nie wyróżniało się znacząco, idealnie było wkomponowane w ciemną okrytą cieniem
nie chwały dzielnice.
Ruta
przyglądała się bacznie z nutką niepewności budynkowi. Mimo iż miejsce niczym
specjalnym się nie wyróżniał, to były to tylko pozory. Dziewczyna czuła jak
ciemna, a wręcz czarna, przesycona wszelakim złem, aura będąca łudząco podobna
do Pandory wylewała się przez okna i szpary w drzwiach.
-Jakoś
to miejsce nie sprawia przyjemnego wrażenia.
-Bądź
co bądź jest to jedno z miejsc gdzie są prowadzone zakłady i zapisy do Thorii. Tutaj
można spotkać same szemrane osobistości. Istoty, które w normalnym świecie
siedzą w Benerze[1] tutaj
bezprawnie się szlajają. Więc uważaj na
siebie.- powiedział Faust i otworzył drzwi wchodząc do środka.
-Dobrze.-
odparła Ruta, lecz nie było to zbyt szczere i powędrowała za swoim towarzyszem.
W
środku było tak samo jak wszędzie, czarno o kanciastych kształtach. Naprzeciw
drzwi znajdował się bar za którym stał potężnie zbudowany barman o rogach byka,
szarym cielsku i czerwonych ślipiach, zmierzył nowo przybyłych wzrokiem, ale
nic nie powiedział, w milczeniu przyglądał się im przez dłuższą chwilę. Zaś
wszędzie porozstawiane były stoliki przy których siedziały najróżniejsze
istoty. Większości przedstawiona jako szara masa, rzadziej biała, a tylko gdzie
nie gdzie siedziały czarne ciała, których spojrzenie potrafiło by nawet zabić.
-Raczej
nie ma tu kogokolwiek o cokolwiek pytać.- szepnęła dziewczyna rozglądając się
po gębach znajdujących się tu gości Kaserieny.
-Też
tak sądzie.
-Trzeba
się rozejrzeć zatem.
-Nie
będzie to takie łatwe jak wszyscy dookoła obserwują każdy twój ruch.
-Coś
się wymyśli. Ja idę tam. A ty może w drugą stronę, są tam schody. Spotkajmy się
tu za 20 minut.- powiedziała Ruta i dyskretnie wskazała palcem ciemny, wąski
korytarz, przy którym kręciło się parę istot.
-Co?!
Tak po prostu pójdziesz?! Nie no w ogóle tak się w oczy nie rzucisz!- szepnął,
starając się nie unieść głosu, lecz nim zdążył zatrzymać dziewczynę ta już
poszła wyznaczone przez siebie miejsce. Chłopak westchnął ciężko odprowadził ją
przez chwile wzrokiem po czym poszedł tam gdzie „rozkazała” mu Ruta.
Dziewczyna
minęła zwinie istoty stojące przy wejściu do korytarza, była na tyle niska iż
imponujących rozmiarów istoty nie dostrzegły jej. Korytarz był długi, wysoki,
lecz wąski, ledwie mieściły się w nim dwie osoby obok siebie, a po obydwóch
stronach znajdowały się rzędy drzwi, przez, które raz do razu wychodziły lub
wchodziły podejrzane typki. Ruta rozglądała się i przyglądała ukazującym się
jej postaciom, jednakże żadna nie wzbudziła u niej większego niepokoju niż
dotychczas, byli to zazwyczaj mężczyźni, lecz natknąć się też było można na
spojrzenia kobiet, których ciała zamknięte są w celach w Benerze. Jednak
przechodząc przy jednych z drzwi poczuła coś czego nie potrafiła opisać, były
to uczucia tak niepokojące, że aż jej dusza drżała. Zawahała się, nie była
pewna czy chce patrzeć co tam jest, jednakże przełamała się. Rozejrzała się po
korytarzu w pobliżu nie było nikogo, szybko chwyciła klamkę jednak drzwi
okazały się zamknięte. Było to do prawdy dziwne, na tyle znajdujących się tu
pokoi tylko te drzwi były zamknięte. Mimo narastającego w niej lęku i
zaniepokojenia zdecydowała, że chce wiedzieć co tam się znajduję.
Przymknęła
zielone oczy, a gdy tylko je otworzyła prawe oko jarzyło się intensywną
zielenią o wiele bardziej jaśniejszą, intensywniejszą niż lewe. Zawahała się
ponownie, ale zmusiła się i spojrzała na tajemnicze drzwi, jednak gdy tylko to
uczyniła odsunęła się od nich od razu
wpadając na ścianę i osuwając się po niej.
Przyłożyła dłoń do ust by nie wydać z siebie żadnego dźwięku i
sparaliżowana wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Pomieszczenia nie
widziała, lecz nie musiała. Jedyne co ją interesowało to, to czego nikt nawet w
tym świecie w stanie nie był ujrzeć, lecz w tej chwili nie chciała tego
widzieć, chciała wymazać ten obraz z swej głowy. Czyjaś dusza, a raczej jej
część, brutalnie rozszarpana, a jej rozbryzgane resztki wręcz rozlewające się
po pokoju jak krew w kolorze ametystowym. Lecz Ruta nie tylko widziała, ale też
i czuła, ostatnie odczucia nie znanej jej duszy. Przeszywał ją strach, ból,
cierpienie. A w jej głowie plątało się ze sobą wiele myśli.
Ruta
zamknęła mocno oczy, dopiero po paru minutach uchyliła powieki, a jej oczy
powróciły do poprzedniej barwy jasno zielonej, lecz w tej chwili przygaszonej. Nie
było łatwo jej się z tego pozbierać, wiedziała, że śmierć duszy, jest
ostateczną, nieodwracalną śmiercią istoty, a śmierć w taki sposób była doprawdy
największą katuszą jaką kiedykolwiek ktokolwiek mógłby odczuć za swego życia. Gdy
tylko się uspokoiła podniosła się z podłogi, wciąż czując jak jej dusza drży, i
przeszła jeszcze kawałek korytarzem, jednak nic już więcej nie wyczuła. Po tym
wróciła na nieco nadal chwiejących się nogach do umówionego z Faustem miejsca.
Barman co rusz spoglądał na nią jakby podejrzewał co widziała, jednak ona nie
zwracała na to uwagi, wiedziała doskonale, że wie on coś na temat tamtego
pokoju, jednakże nie mogła go od tak spytać o to. Było by to szaleństwem,
skrajną głupotą.
-Nic
nie znalazłem, jedynie zainteresowało mnie jedno przejście. Będzie można je
później sprawdzić, ale nie koniecznie.- powiedział Faust podchodząc do
zamyślonej, opartej o ścianę dziewczyny. –A ty co masz?- spytał widząc, że Ruta
nie pali się do raportowania.
-Znalazłam
coś.- tylko tyle powiedziała po czym skierowała się w stronę korytarza. Chłopak
subtelnie spojrzał czy nikt za nimi nie zamierza iść po czym powędrował za
dziewczyną.
-Co
takiego?
-Zamknięte
drzwi.
-Tylko
tyle? To nie jest żaden trop.
-Coś
za nimi jest…- szepnęła Ruta jakby osłabionym głosem. Faust miał już coś powiedzieć,
jednak ugryzł się w język, widział, że dziewczyna nie żartuje, że jest
śmiertelnie poważna i nie jest jej nie do śmiechu. Wyczuwał w jej głosie, w jej
stylu poruszania się, że coś ją trapi, a wręcz przybiło i to dość mocno. Gdy
tylko dotarli na miejsce poczuł on tajemniczą woń, która paraliżowała go, odczuwał
narastający w nim lęk, niepokój, ale nie wiedział dlaczego i nie zamierzał temu
się poddać.
-Co
tam jest?
-Konkretnie
nie wiem, ale wole ci nie mówić to co zobaczyłam.- oznajmiła Ruta wpatrując się
przesyconym najróżniejszymi, skrajnymi emocjami wzrokiem, w drzwi.- Musimy je
otworzyć.- Faust przyglądał się przez chwile jej po czym przerzucił wzrok na
drzwi, lecz prócz nich nic nie ujrzał. Nie wiedział czy dziewczyna ma omamy czy
też prawdę jest w stanie ujrzeć coś czego on nie może zobaczyć.
-Jak
niby? Są one zapieczętowane minimum 5 pieczęciami. Aż odpycha mnie od nich ich
moc.- stwierdził Faust przykładając dłoń do drzwi, która od razu została
zsunięta nich przez pole magiczne
-Zasłoń
mnie. Powiedz jak ktoś będzie się zbliżać.
-Drutem
to ty tego nie otworzysz.- ironicznie mruknął powątpiewając coraz bardziej w
zdrowie jej psychiki.
-Stań
i rób to co mówię.- warknęła dziewczyna tonem, który nieco zdziwił i
przestraszył chłopaka, przez co posłuchał jej i uczynił to co powiedziała. Zaś
ona podeszła do drzwi, zamknęła oczy, a gdy tylko ponownie jej powieki znalazły
się na górze jej lewe oko mieniło się intensywnie szafirowym kolorem. Wbiła swe
spojrzenie przed siebie i ujrzała 7 pieczęci rozłożonych na całej powierzchni
drzwi. Mocnych, a wręcz potężnych skutecznie blokując wszystkich przed
ujrzeniem tego co jest za nimi. Było to ewidentnie oznaką tego, że bar
„Kaseriena” ukrywa coś w swych progach. Ruta skupiła się w pierw na bocznych
pieczęciach, słabszych, które nie były dla niej zbyt wielkim wyzwaniem.
Wtargnęła w każdą z osobna w ich głąb, w sam środek, źródło ich mocy niszcząc
go i otwierając w ten sposób pieczęć.
-Pospiesz
się cokolwiek robisz.- szepnął Faust widząc jak grupka istot kieruję się w ich
stronę, byli oni jak byki, a ich dłonie tak ogromne, że byłyby w stanie
pochwycić kogokolwiek głowę i zmiażdżyć ją jak orzeszek. Chłopak zerknął na dziewczynę jedynie na
ułamek sekundy, przez co ujrzał jedynie
jej stojącą sylwetkę oddaloną od drzwi o parę centymetrów.
-Daj
mi jeszcze chwile.- odpowiedziała napiętym głosem Ruta męcząc się z ostatnią
pieczęcią.
-Dobra…
ale ta chwila będzie doprawdy bardzo krótka.- zgodził się Faust mimo iż
sytuacja nie wyglądała za ciekawie. Musiał zaufać jej mimo iż nie znał Ruty, a
tym bardziej nie wiedział co ona robi. Był ciekawy tego i kątek oka ponownie
spojrzał za siebie wtedy ujrzał jarzące się na intensywny, rażący, chabrowe oko.
Mężczyźni
byli coraz bliżej i z każdym ich krokiem okazywali się być coraz więksi. Faust
mierzył sobie ponad 2 metry
jednak oni byli o ponad dwie głowy wyżsi od niego. Potężne, masywne bestie,
których postury wskazywały na to, że nie znają takiego słowa jak moralność czy
też litość. Chłopak chciał pospieszyć dziewczynę, jednak widział na jej twarzy
skupienie, nie chciał jej dekoncentrować. Wiedział, że w tej chwili to nic nie
pomoże, a jedynie tylko zaszkodzi.
Ruta
czuła napiętą atmosferę, wiedziała, że nie ma zbyt wiele czasu, jednakże
pieczęć okazała się jeszcze bardziej skomplikowana niż jej się na początku
wydawało. Pieczęć kryjąca w sobie inną o wiele mocniejszą. Jednak była już
bliska końcu, musiała wykonać tylko jeszcze jeden ruch, jedną rzecz, a reszta
potoczyła by się sama. Jednakże nie posiadała wystarczającej wiedzy do tego, musiała
obejść to… ale jak?
-Ruta…
szybciej…- wycedził chłopak, gdy mężczyźni byli 3 metry od nich.
-Już.-
rzekła dziewczyna i chwyciła go za rękę odwracając w swoją stronę. Położyła
dłoń na jego brzuchu i przybliżyła się do niego, zaś drugą ręką pochwyciła jego
kark i pociągnęła w dół.- Udawaj.- szepnęła mu w brodę spoglądając na
zbliżające się monstrualne istoty. Faust złapał ją w tali i przyciągnął jeszcze
bliżej do siebie zatapiając swój nos w jej włosach.
-Ostro
stary.- powiedział jeden z osiłków do Fausta, gdy ich mijali posyłając mu obleśny
uśmieszek. Gdy tylko odeszli na bezpieczną odległość Ruta wyplątała się z
ramion swego towarzysza i otworzyła drzwi za, którymi szybko zniknęła.
-Nic
tu nie ma.- odparł chłopak rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu, gdy
tylko zamknął drzwi za sobą.
-Może
dla ciebie.- rzekła Ruta i przeszła się po pokoju przyglądając się bacznie
każdemu meblowi.
-Co
masz przez to na myśli?
-Czasem
nie wszyscy widzą to co tak ja.- powiedziała tajemniczo dziewczyna stając przy
szafie i przyglądając się jej uważnie.
-Nadal
nie do końca rozumiem.
-Użyj
swoich zdolności. Może nie zobaczysz, ale poczujesz.- zasugerowała Ruta wciąż
patrząc na prostokątną szafę.
-O
jakich ty zdolno….
-Na
pewno nie o tej dominującej. Pomyśl, jesteś w świecie dusz, a więc jaką możesz
tutaj użyć?
-Skąd
ty…
-Po
prostu wiem, nie zadawaj pytań tylko to zrób.- chłopak zamilkł i ponownie
uczynił to co nakazała mu dziewczyna mimo iż nie do końca rozumiał o co jej
chodzi jak i skąd wie o jego umiejętności. Skupił się, przymknął oczy, a gdy to
uczynił poczuł, że w pomieszczeniu prócz jego duszy jak i Ruty znajduje się
jeszcze jedna… znajoma mu, lecz była ona inna od ich. Coś mu w niej nie
pasowało, lecz nie mógł stwierdzić co.
-Została
brutalnie rozszarpana.- wyjaśniła dziewczyna jakby wiedziała o czym on myśli w
danej chwili. Od razu otworzył oczy i spojrzał w zielone spojrzenie
dziewczyny.- Są tu jednak jej pozostałości, marne resztki…- przerwała gryząc
się w język, wolała by chłopak nie wiedział w jak okropnym stanie są one.-
reszta zapewne została zjedzona przez buhera[2].
Rozpoznajesz ją?- dokończyła starając się zachować spokój w głosie, lecz
załamał się.
-Jej
woń wydaje mi się znajoma.
-Jest
amarantowa, na pewno należąca do mężczyzny, Saino. – chłopak zaniemówił, nie
wiedział skąd taka mała, niepozorna dziewczyna może tyle wiedzieć. Była ona dla
niego zagadką, zagadką, którą chciał rozwikłać, a zarazem bał się tego, chcąc
się odsunąć od niej.
-Amaranotwa…
amarantowe oczy… amarantowa… Amara…- szeptał sobie cicho Faust, jednak
zatrzymał się w połowie słowa, a jego oczy poszerzyły się. Nie powiedział już
nic więcej, a Ruta nie zamierzała go o to wypytywać. Wiedziała jedno. Zaleźli
miejsce zbrodni.
[1] Bener- więzienie o
zaostrzonym rygorze.
[2] Buher- istota żywiąca się
duszami.
No, no rozdział bardzo fajny. Jak zawsze świetnie przeprowadzona akcja, wypieszczone opisy. Jestem pełna uznania dla Twojej pracy, dla Twojej wyobraźni i talentu. Zawsze jak tu jestem i czytam, to czuję się jakbym była w jakimś innym miejscu, fruwała z głową w chmurach. Coś wspaniałego. Ruta coraz bardziej mi się podoba, mimo, że zazwyczaj przepadam za męskimi postaciami - tutaj Lord - moja miłość xD. Jednak ona też zdobyła moje serce. Bardzo dobrze wykreowana bohaterka.
OdpowiedzUsuńPoczątek rozdziału niesamowity, zabrał mnie w niezwykłą podróż, a serce mi wali do tej pory^^.
Życzę dużo weny i pozdrawiam.
Dziękuję bardzo mocno za te miłe słowa:)
Usuń