Rozdział 4 tak jak reszta mojego opowiadania nie jest zbyt rewelacyjna, jak i nie jest też dopracowana. Mam nadzieję, że jeśli nie porzucę tego projektu( czego nie uczyniłam przez ponad pół roku) to po maturze wezmę się za solidną korektę :)
Wiem, że moje słownictwo jak i sam opis fabuły może nie jest zbyt zadowalający jednakże jak będę mieć więcej czasu (po maju) niż tylko sobotę na pisanie 1 rozdział to postaram się to zmienić.
Zapraszam do czytania i komentowania ^^.
Rozdział 4
Miasto
Kiete w Krainie Nimder.
Miasto Kiete, miasto
portowo-handlowe z dostępem do morza Kietena z którego wywodzi się nazwa owego
miasta. Miasto obrośnięte dookoła bujną zielenią, posiadające w swoich terenach
jezioro o krystalicznej wodzie, którego wiele tutejszych legend się tyczy.
Słońce
będące w zenicie swymi gorącymi promieniami otuliło ciepłem i oświetliło
tutejszą zabudowę oraz tętniący wiecznie życiem rynek nieopodal portu, na
którym to handlarze z najróżniejszych zakątków świata zbierają się by
zaoferować swe najlepsze produkty, aromatyczne zioła, przyprawy czy też
najpiękniejsze i najdroższe tkaniny, biżuterię, antyki.
Czarny powóz zaprzężony w 6
ogromnych rumaków zatrzymam się wśród innych wozów w najróżniejszych kolorach i
kształtach, a na przedzie posiadające najróżniejsze bestie od lądowych po przez
latające do wodnych.
W
pierw z wozu wysiadł Lord Eizo ściągając ciemny płaszcz, spoglądając przy
okazji na błękitne, bezchmurne niebo.
Rozejrzał się po żywej zieleni migocącej w promieniach słonecznych oraz
po jasnych budowlach z czerwonymi i zielonymi dachami, a między nimi tłumy
podróżujących, handlarzy i kupców kierujących się w kierunku morza na rynek.
-Możesz zdjąć mi te kajdany i ja sobie już
pójdę, nie będę ci już głowy zawracać.- nie zdążyła nawet wysiąść, promienie
słoneczne jeszcze nie dosięgły jej źrenic, a Ruta przerwała długą ciszę jaka
panowała między nimi.
-Ja
cię nie trzymam, możesz iść.- odpowiedział jej blondyn podwijając rękawy jasnej
koszuli.
-Tak?
To cudownie, To zdejmij mi tylko to żelastwo.- uradowała się złotowłosa.
-Nie.-
odpowiedział szybko, pewnym głosem Eizo- Liljanh co chcesz by ci kupić?- Jak
szybko odpowiedział tak i błyskawicznie zmienił temat.
-Ale,
ale … obiecałeś mi wtedy.- wydukała sparaliżowana odpowiedzą dziewczyna.
Wyczekiwała tego tak długo, myślała, że nie puszczał jej wcześniej tylko dlatego,
że byli na niebezpiecznych ziemiach.
-Ja?
Ja coś obiecywałem? Nic ci nie obiecywałem.-
rzekł Eizo pewnym, nonszalanckim głosem, a jego oko spojrzało na Rutę z wyższością.
-Snob
jeden.- mruknęła pod nosem z niezadowolenia. Była zbyt łatwowierna, ale
postanowiła, że już nigdy nie zaufa tej szui.
-Co
jest? –spytał śpiący Kieru przecierając zaspane oczka.
-Nic.-
burknęła dziewczyna bujając lekko łańcuchem.
-A
tej co?
-Kto
ją tam wie.- odpowiedział z Lord z subtelnym łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy.
-Coś
mi tu śmierdzi i nie chodzi mi tu wcale o odór ryb, którego nie cierpię, ale o
twój jakże dobru humor i ten uśmiech… Od kiedy ty tak często się uśmiechasz Esyo?
Przerażasz mnie.
-Idźcie już bo handel już od dawna żyje w pełni. A
mi Lordzie kup co uważasz za słuszne. Parę owoców, coś do picia. Nic
specjalnego.- rzekła Liljanh odziana jak zawsze w jedną ze swych sukni, biało
szkarłatną z odkrytymi ramionami, do tego zaś brązowy kapelusz chroniący przed
Słońcem. –Kieru pilnuj się tylko, chyba nie chcesz by znowu Lord musiał cię
szukać.- na twarzy chłopaka pojawił się grymas urazy. Nie uważał, że to on się gubił, czy też, że było to z jego winny. Sądził po prostu, że to inni się gubili.
**
-Będziesz
się tak dąsać przez cały ten czas? Zobacz jaka piękna jest dziś pogoda.
–zagadał do Ruty Eizo widząc jak dziewczyna chodzi wciąż niezadowolona.
-Nie
dąsam się. Będę się cieszyć jak zdejmiesz mi wreszcie to.- powiedziała poruszając
przy tym na końcu łańcuchami.
-Ale
po co?- spytał chcąc się z nią podroczyć, lecz dziewczyna jedynie prychnęła i
przyspieszyła kroku.
-Niech
się panienka uśmiechnie. Każdej kobiecie lepiej jest z uśmiechem na twarzy.
Poza tym na pewno lepiej by się poczuł panienki luby, gdyby panienka była
rozpromieniona. – zaczepiła Rutę,
niezbyt wysoka, puszysta kobieta o rdzawych włosach, która najwidoczniej nie
ujrzała łańcuchów pomiędzy nadgarstkami złotowłosej. Dziewczyna syknęła pod
nosem domyślając się o kogo chodziło jej z tym „lubym”, spojrzała na kobietę
stojącą uradowaną za stoiskiem z ogromnym uśmiechem na twarzy. Ruta nieznacznie
odwzajemniła i już miała iść dalej gdy jej uwagę przykuła jedna z tkanin leżąca
wśród innych bel na straganie. Podeszła do niego i musnęła opuszkami palców.
-Piękny
materiał, ma panienka naprawdę oko.- rzekła sprzedawczyni biorąc belę z
granatowym aksamitem z wydzierganymi mozolnie złotymi i srebrnymi wzorami. Kobieta
rozwinęła tkaninę i ułożyła na innych by było można ujrzeć lepiej wzorzysty
materiał.
-Przepiękny.-
wyszeptała zachwycona Ruta. Sprzedawczyni uśmiechnęła się z czułością w oczach.
Wyciągnęła skrawek materiału spod blatu stoiska i szybkim krokiem obeszła go by
znaleźć się po chwil za złotowłosą. Dziewczyna dyskretnie schowała łańcuchy pod
przydługą, kremową koszulą by nie przestraszyć kobiety.
-Powinnaś
twarzyczkę odsłonić.- powiedziała i delikatnie palcami zaczesała włosy Ruty do
tyłu po czym skrawkiem materiału związała je.- Wiedziałam!- krzyknęła
uradowana.- Idealnie komponuje się z twoimi cudnymi włosami.
-Ale
ja nie mogę…- zaczęła dziewczyna widząc na ramieniu koniec długiego lecz
wąskiego, granatowego skrawka tkaniny.
-Co
nie możesz? Mi się on na nic nie przyda. A tobie on bardzo pasuje. Nie raz
słyszałam, że jest to materiał piękny lecz przez te srebrne nicie i chłodny
granat jest to tkanina o zimnej barwie, ale przy tobie świeci on całym swoim
blaskiem.
-To
dziękuję.- odpowiedziała z niewielkim lecz przepełnionym szczerą radością
uśmiechem.
-Jako
twój luby uważam, że ten także by ci pasował.- wtrącił nagle Eizo wprost przy
uchu złotowłosej, która nie wiedząc czemu zarumieniła się.
-Racja,
racja. Do tak ciepłej osóbki taki ciemny, a zarazem jasny pasuje doskonale…
**
-I
po co Pan je kupił?- spytała Ruta, gdy tylko odeszli kawałek od stoiska.
-Spodobały
mi się i tyle. – odparł trzymając w dłoni niewielki pakunek.
-Głodny
jestem chodźmy wreszcie coś zjeść! Bo jak na razie to tylko jakieś szmatki
kupiliśmy. Widziałem tam na rogu piekarnię tak w ogóle jeśli kogoś to
interesuje.- jęczał Kieru znużony zakupami dla niego tak nie istotnymi i
bezużytecznych rzeczy.
-Spokojnie
mamy czas, a ty z głodu w ciągu 5 minut nam tu nie padniesz.- kotołak nadął
policzki z niezadowolenia, lecz nic nie odpowiedział wolał nie wdrażać kłótni w
tej chwili.
**
Noc
nastąpiła szybko, gwieździste niebo rzuciło na tutejszą okolicę jasny blask, a
ciepłe podmuchy wiatru poruszały od czasu do czasu liśćmi tutejszej flory.
-Gdzie
jest Esyo?- spytał Kieru, gdy tylko podszedł do kobiet siedzących na kocu
nieopodal wozu przy lesie.
-Poszedł
poszukać noclegu dla was.- odpowiedziała Liljanh.- Chociaż może to być trudne
tutaj.
-Jak
dobrze… Mam już dość spania w pozycji siedzącej.- rzekł Kieru ignorując drugą
część wypowiedzi kobiety.
-Nie
masz co narzekać. Poza tym jutro już będziesz spać w kajucie statku, którym
popłyniecie do Ankoug.
-A
o której statek wypływa?- spytała Ruta zaciekawiona tematem rozmowy dwójki.
Wiedziała, że wybierają się na drugi kontynent lecz nie spodziewała się, że tak
szybko plany przeistoczą się w rzeczywistość.
-Z
samego rana zawiozę was na port gdzie wsiądziecie na statek on zaś około
godziny 9 powinien wypłynąć. – odpowiedziała spokojnie jak to miała w zwyczaju
Liljanh.
-Czemu
mówisz tak jakbyś ty nie miała popłynąć z nami?- spytała dziewczyna zdziwiona
tym co dostrzegła. Brunetka zaś uśmiechnęła się subtelne, lecz ten gest nie
miał nic wspólnego z radością, był to smutny, chłodny uśmiech tak nie pasujący
do niej. Po chwili kobieta wstała i podeszła do białego ogiera, którego z
czułością pogłaskała.
-Bo
nie będzie mnie z wami podczas tej podróży, lecz nie martw się będę na was
czekać w porcie w Ankoug.- jej słowa były przepełnione żalem, smutkiem, zimne
jak lód.
-Ale
jak…
-Wybaczcie,
ale muszę nakarmić i napoić konie.- przerwała szorstko Rucie Liljanh, a jej
rysy twarzy stężały .
Gdy
tylko powóz oddalił się Kieru usiadł obok złotowłosej, która z lekkim
zdziwieniem i przykrością wpatrywała się w oddalający pojazd.
-Nie
przejmuj się nią.- rzekł chłopak.
-Powiedziałam
coś nie tak?- spytała Ruta, nie rozmawiała zbyt często z Liljanh, lecz zawsze
była to ciepła, uśmiechnięta istota, troszcząca się o nich.
-Nie…
Po prostu przywołało to jej złe wspomnienia.- na chwilę zapadła cisza, Ruta
wiedziała co znaczą złe wspomnienia, sama takowe posiadała i na samą myśl o
nich jej dłonie samoistnie zaciskały się w pięści, a w oczach pojawiały się
łzy, które i tak nie spływały.
-A
tak w ogóle czemu Lorda nazywasz Esyo skoro inni mówią do niego Eizo?- spytała
nagle Ruta przerywając nieco niewygodną ciszę. Kieru spojrzał na nią z lekkim
zdziwieniem, jednak po chwili uśmiechnął się.
-Sam
już nie pamiętam dlaczego tak mówię, ale od kiedy go poznałem tak go nazywam.
-Och
rozumiem… a kiedy go poznałeś?- spytała nieco niepewnie, lecz z zaciekawieniem
dziewczyna. Widziała, że dobrze się ze sobą dogadują i łączy ich specyficzna
więź, której nie raz nie do końca była w stanie pojąć.
-Hmmm…
dokładnie nie pamiętam… ale to było jakieś 300 lat temu, w pewnym sensie ocalił
mnie.- odpowiedział przypominając sobie tamte czasy, były to zarazem bardzo
bolesne wspomnienia jak i szczęśliwe. Śmierć przepleciona ze zbawieniem, jak
sam uważał.
-Heeee….
Nie wiedziałam, że masz ponad 300 lat, szczerze to myślałam, że jesteśmy w
podobnym wieku.- rzekła Ruta naprawdę zaskoczona tą informacją, zawsze uważała,
że Kieru może być niewiele od niej starszy, może zakładała tak przez jego
nieraz dziecinne zachowanie, chociaż jakby przyjrzeć się bliżej jego relacji z
Lordem to znają się naprawdę dobrze.
-Naprawdę?-
zaśmiał się chłopak, a złotowłosa przyjrzała mu się, ciepła karnacja skóry,
ciemne włosy wpadające w granat nieco przydługie, do tego oczy tak ciemne jak
nocne niebo i do tego smukłe ciało niezbyt umięśnione, z wyglądu mógł być w jej
wieku, a może nawet i młodszy. Nie mogła zaprzeczyć był on przystojny o nieco
kobiecych rysach twarzy, ale to tylko nadawało mu więcej uroku i do tego
dołeczki przy każdym nawet najmniejszym uśmiechu.- A pomyśleć, że mam już 376
lat jeśli się nie mylę. Kotołaki nawet 250 lat nie dożywiają heh…-zaśmiał się
krótko i spojrzał na Rutę.
-Ale
nie jesteś 100% kotołakiem, nie masz na przykład ogona jeśli się nie mylę.-
chłopak zaśmiał się ponownie, lecz tym razem głośniej.
-100%
kotołak … heh… jestem tylko nim w połowie, a w drugiej zaś Ankahi(1),
chociaż nie wiele mam z nim wspólnego.- Ruta nie spuściła wzroku ani na chwilę
z chłopaka, usilnie dopatrując się cech Ankahi, ale faktycznie nie wiele miał z
tej istoty. Chociaż jak tak bliżej mu się przyjrzała dostrzegła kocie uszy
schowane za rozczochranymi włosami, dostrzegła je już wcześniej, lecz rzadko
kiedy zwracała na nie uwagę.
-Pochodzisz
z Kagera? Sąsiaduje ona z Ankoug nieprawdaż?
-Ymmm…
tak chociaż długo tam nie zagrzałem miejsca, jak byłem młody przygarnął mnie
Esyo. Jakoś za specjalnie dobrze nie wspominam tej krainy. Chociaż ogólnie ta
kraina ma dość… niezbyt pozytywną opinię….- odpowiedział Kieru jednak pod
koniec był nieco nieobecny jakby myślami wrócił do tego miejsca, a jego wzrok
jednoznacznie wskazywał na to, że mówi prawdę. – A ty skąd pochodzisz?- spytał
chcąc zmienić temat.- Bo jak sobie
dobrze przypomnę to nie mówiłaś gdzie się urodziłaś.
-…szczerze…
to nie wiem… nawet nie pamiętam jak wyglądali moi rodzice… pamiętam tylko
rzeczy które się wydarzyły od mojego 7 roku życia. Ale przecież to nic
takiego…- po chwili milczenia odpowiedziała początkowo zacinając się. To prawda, nigdy nie poznała swoich rodziców,
a bynajmniej ich nie pamiętała. Jedyną rodziną jaką miała byli jej dziadkowie,
jak później się okazało nie spokrewnionymi z nią. Ciężko było jej o tym mówić,
ale nie wstydziła się tego było tak jak mówiła i po części cieszyła się z tego…
przypominając sobie te czasy bólu i cierpienia gdy miała 7 lat wolała nie
wiedzieć co przeżywała, gdy były jeszcze młodsza.
-Ja
nie chciałem byś musiała o takich rzeczach mówić…- powiedział zakłopotany
kotołak, zrobiło mu się jej żal poniekąd rozumiał jej ból. Sam nie znał swej
matki, a jego dzieciństwo do pewnego momentu było radosne i spokojne.
-Heh…
nic się nie stało przecież. Gdybym nie chciała to bym nie powiedziała. Skoro ty
mi nieco o sobie opowiedziałeś to chciałam odpowiedzieć na twoje pytanie.-
uśmiechnęła się niezdarnie, bo mimo radosnego wyrazu twarzy było w jej oczach
widać smutek, żal i rozmyte obrazy przeszłości.
-Głupia.-
powiedział Kieru widząc to po czym pogłaskał ją po głowie. Fakt, że często się z
nią sprzeczał, lecz teraz o tym nie pamiętał czuł jakby rozmawiał z kompletnie
inną dziewczyną, z dziewczyną która tak jak i on ma za swymi plecami koszmary
przeszłości nękające ich do dziś. Widział
w niej pokrewną duszę, która tak jak i on ją rozumie go.
No, no. Świetny rozdział. Ale Ty pięknie piszesz. :-). Jestem pod wrazeniem tych opisów, wszystko moge sobie wyobrazić. Coraz bardziej lubie postać Lorda, jest ciekawy, dobrze przedstawiony. :-) no i Ruta... :-). Ruta jest super.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i pozdrawiam!
Dziękuję bardzo za miłe słowa, lecz tobie nie dorównam :)
UsuńCiekawe:) Twoi bohaterowie są barwni. Akcja interesująca. No i jest kotołak, który mnie intryguje:)
OdpowiedzUsuńPoza tym postać Ruty jest świetnie poprowadzona. Lubię takie bohaterki:)
Opowiadanie interesujące:)